Chciałabym Wam chociaż kilka słów powiedzieć o ostatnio
przeczytanej przeze mnie książce, bo warto zwrócić na nią uwagę, gdy rzuci się
Wam w oko w bibliotece czy na półce sklepowej. Wróciłam niedawno do
lektury „strasznych” książek, jak już pewnie zdążyliście zauważyć. I tym
razem, wbrew zasadzie, by nie oceniać książki po okładce, zdecydowałam się na
„Dom Straussów”. Tutaj jednak decydującym kryterium wyboru był również autor.
To moja trzecia pozycja Adriana Bednarka i śmiało mogę powiedzieć, że się
jeszcze nie zawiodłam. A co tym razem mnie przekonało w jego książce?
Zarys fabuły niby skądś znajomy – grupa studentów wybrała się
na wakacje w malownicze mazurskie okolice – mogłoby się wydawać idealne
miejsce na odpoczynek. Ale że gdy wszystko wydaje się być idealne, zawsze coś
musi stanąć na przeszkodzie. Najpierw Adam
wpadł na pomysł, by na tydzień odłożyć smartfony. Reszta, jak można się
domyślić – niechętnie i protestując – przystała na ten pomysł. W końcu
przyjechali po to, żeby przeżyć przygodę, więc od czegoś trzeba zacząć. A jak
się potem okaże – czas spędzony bez smartfonów okaże się być dla nich przygodą
życia i to nie z powodu ich braku. Co takiego może ich spotkać
w tej cichej mazurskiej okolicy, gdzie tylko w sezonie pełno jest
turystów? Więcej nie mogę Wam zdradzić.
Nie mogę tego zrozumieć, ale powieści Adriana Bednarka mają
to do siebie, że nawet, gdy leje się krew i drżymy o życie bohaterów,
bo z każdej kartki wieje grozą, to czyta się je lekko i przyjemnie.
Mało tego – trudno się oderwać i chętnie się wraca, żeby czytać dalej!
Jeśli ktoś lubi taki klimat, to naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytane? Skomentuj, jestem wdzięczna za każdą opinię 😊