Już gdy zaczynałam pracę, stwierdziłam, że Żabka to nie tylko miejsce pracy – to przede wszystkim styl życia. Kolejne miesiące pracy tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Choć dostaję tam niezły wycisk i są takie momenty, gdy mam ochotę oświadczyć, że rzucam tę pracę, trzasnąć drzwiami i wyjść, to jednak na nic bym tego nie zamieniła. Bo żeby robić coś przez osiem godzin dziennie, trzeba to choć trochę lubić. A Żabki przecież nie da się nie lubić. Tam życie toczy się swoim rytmem…
Są pytania, na które ciężko znaleźć odpowiedź...
Każdy zawód sprawia, że człowiek ma różne zboczenia
zawodowe. Praca w sklepie ma to do siebie, że chcąc nie chcąc obserwujesz
ludzi, poznajesz ich nawyki i zapamiętasz mnóstwo rzeczy, których pamiętać
nie musisz, bo co prawda nie zmienią twojego życia, ale mimowolnie zostają
w głowie. Na przykład to, że pewna starsza pani uwielbia batoniki
czekoladowe i będzie zawiedziona, gdy ich akurat zabraknie. Z kolei
pan, który przychodzi średnio trzy razy dziennie weźmie Perłę z lodówki
i batonika kokosowego. Inny z kolei przyniesie cztery butelki po
Tatrze i kupi cztery Tatry w butelce. Natomiast dziewczyna z rudymi
włosami kupi zielone Heetsy i dużo słodyczy, przy czym będzie ciężko jej
się zdecydować, co wybrać tym razem. A chłopak, który zazwyczaj przychodzi
po kanapkę albo bagietkę będzie miał aplikację i trzeba mu przypomnieć,
żeby ją zeskanował. I tak dalej... Ile ludzi, tyle dylematów. Jedni mają
już sprecyzowane plany zakupowe, wchodzą i wychodzą, jeszcze zanim zdążę
wydrukować paragon i się pożegnać. Inni proszą o pomoc w znalezieniu
konkretnej rzeczy. Jeszcze inni wchodzą tak zajęci rozmową telefoniczną, że nie zauważają mojej obecności nawet gdy podchodzą do kasy. A niektórzy
mają tak długi proces decyzyjny, że oglądają cały dostępny asortyment z wszystkich
półek tylko po to, by w końcu wybrać jedną rzecz i wyjść.
Myślisz, że gdy pracujesz w tym samym sklepie już
siódmy miesiąc nic, ani tym bardziej nikt, nie może cię zaskoczyć. Wiesz co
trzeba robić i kiedy. Starasz się rano przyjść punktualnie, bo pan z pieczywem
lubi przyjeżdżać kilka minut przed czasem. Wykształciłeś niesamowitą
umiejętność pracy pod presją czasu, zwłaszcza, gdy w niedzielę trzeba
zrobić jednocześnie trzy różnej wielkości hot dogi z różnymi sosami
i parówkami, a do tego trzy kawy, obsłużyć kilkuosobową kolejkę, a
w tak zwanym międzyczasie jeszcze uzupełnić towar na półkach i sprzątnąć
zaplecze. Ale jeśli myślisz, że wtedy już nic cię nie zaskoczy, to jesteś
w błędzie.
Pewnego dnia przyjdzie taki klient, który zada ci pytanie,
na które mimo tak dużej wiedzy o asortymencie, o ludzkich zwyczajach
i przede wszystkim tak dużego doświadczenia nie będziesz znać odpowiedzi –
„Niech pani na mnie spojrzy i powie, co ja mógłbym wypić, żeby się dobrze
czuć?”
Bo u was to tylko piwo można kupić
Pewnego razu przyszła pani, która zawsze wymienia butelki po
piwie na butelki z piwem. Tym razem jednak wzięła tylko opakowanie jajek,
po czym zapytała mnie jeszcze czy mamy na mrożonkach zupę pieczarkową. Po
szybkim przejrzeniu zawartości lodówki byłam zmuszona ją rozczarować i powiedzieć,
że niestety nie mamy.
– Raz przyszłam nie po piwo… ale wygląda na to, że u was
to tylko piwo można kupić – podsumowała śmiejąc się.
Cóż… zupa zupą, ale na brak piwa klienci nie mogą narzekać.
Grunt to dobrze wydać resztę
Nawet pomimo ogromnej wiedzy i doświadczenia człowiekowi
zdarzają się błędy. Czasami jednak da się nad tym przejść do porządku dziennego
i obrócić wszystko w żart.
Sprzedawałam tego dnia już chyba piątą paczkę Winstonów
niebieskich. Co przychodził człowiek, to dawał 20 złotych, papierosy kosztują
13,99, więc wydawałam 6 złotych i grosz i wszystko się zgadzało. W końcu znowu chłopak przyszedł po Winstony, ale tym razem kończył mi się
papier drukarce fiskalnej. Zapłacił więc
za papierosy, ale nie udało mi się w całości wydrukować paragonu, więc
zapytałam, czy może być bez i wydałam mu te sześć złotych reszty z groszem.
Stwierdził, że nie ma problemu, po czym zamiast odejść od kasy, dalej stał
i myślał.
– A ta reszta to dla mnie? – zapytał po chwili namysłu.
– Tak, przecież zapłacił pan 13,99 – zastanowiłam się.
– Ale ja płaciłem kartą – powiedział, przyglądając mi się nieufnie.
Cóż, uczciwy człowiek, nie chciał zarobić... Zreflektowałam się, przeprosiłam go i zabrałam pieniądze, co wywołało jego rozbawienie.
Banany podrożały?
Są rzeczy, których się nie zapomina. Są też sytuacje, które
wywołują ogólną wesołość i przez to pamięta się je bardzo, bardzo długo.
Podliczałam pewnemu panu zakupy. Gawędził sobie z szefem
jak to zwykle bywa, a ja się im przysłuchiwałam, od czasu do czasu coś
wtrącając. Aż w końcu przyszło mi zważyć banany. Podczas wykonywania tej
skomplikowanej czynności jestem niezwykle uważna, bo nieraz już się zdarzyło,
że klient po odejściu od kasy wracał i skarżył się, że banany strasznie
podrożały. Bywa, że zamiast przycisku „waga” wcisnę „ilość” i tym samym
zapiszę cały kilogram.
Tym razem wykazałam się ogromną bystrością, ale
zorientowałam się dopiero, gdy szef zaczął się śmiać, że ważę banany...
jednocześnie trzymając na nich rękę. Waga zgłupiała, ja też i wszyscy
śmialiśmy się z mojego wynalazku.
Nazbierało się tego dużo więcej, ale na dzisiaj tyle. Może będę pisać krócej i częściej?
Poprzednie części znajdziecie tutaj:
O tym, jak zostałam dziewczyną z Żabki i dlaczego kocham swoją pracę
O tym, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, czyli Żabkowe opowieści #2
Greetings from Turkey...
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod pierwszym akapitem jako sprzedawca w niedużym sklepiku osiedlowym sieci "Witaj".
OdpowiedzUsuńPraca pod presją czasu – o tak XD
Też miałam taką sytuację, że klient płacił kartą, a ja mu odruchowo jakąś resztę dawałam. Na szczęście też uczciwy był i mi zwrócił.
Mi przy ważeniu zdarza się, że kropka nie wejdzie i zamiast 0,125 kg, wychodzi 125 kg. Też przy tym muszę bardzo uważać.
Ekspedientka pozdrawia ekspedientkę. XD
Super się czyta te twoje relacje z pracy :) Takie życiowe, a poprawiające humor. Czekam na kolejne części...
OdpowiedzUsuńWidać, że lubisz i umiesz patrzeć - taka ciekawość ludzi i sytuacji to wielki skarb :) A Ty jeszcze pięknie ubierasz to w słowa... Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWspaniały wpis, świetnie się czyta taki relacje z pracy :) Tym bardziej, że tez pracuję w handlu :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Bez wątpienia w każdej pracy zdarzają się jakieś zabawne sytuacje.
OdpowiedzUsuńDobrze, że człowiek był uczciwy i zorientował się, że reszta przecież mu się nie należy jak płacił kartą xD Pozdrawiam.
Fajne to z bananami :D
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis.
OdpowiedzUsuńCiekawie opowiadasz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, fajny post!
http://artidotum.blogspot.com/
W każdym razie pisz na pewno, świetne opowiastki:-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że bardzo ciekawie wygląda praca w żabce, chętnie poczytam kolejne posty na ten temat;)
OdpowiedzUsuńhaha:D praca obfitująca w same smaczki:) tak jest zawsze jak z ludźmi się pracuje:) ja w sklepie obuwniczym pracowałam na studiach i też miałam wesołe historie wtedy:)
OdpowiedzUsuńNo i znowu się nieźle uśmiałam przy lekturze Twoich opowieści :D Tyle świetnych historii, że można by książkę napisać ;)
OdpowiedzUsuńTematy jak najbardziej życiowe. Bardzo się cieszę, że do Ciebie zajrzałam. Takie opowieści pozwolą nam-czytelnikom poznać Twoją pracę od tak zwanej "kuchni"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ja też co nieco pracowałam w sklepie i lubiłam obserwować ludzi. Niestety trafiali się i uczciwi i nie uczciwi klienci. Raz jeden gosćciu tak mnie zakręcił i oszukał, że miałam manko na 100 :( Trzeba na takich uważać...
OdpowiedzUsuńNo to była fajna zabawa bananem. Bym się śmiał. :D
OdpowiedzUsuńJa chwilę pracowałam w sklepie spożywczym, takim małym osiedlowym, podobnym do Żabki i naprawdę medal powinniście wszystkie dostać. Ilość piw, jaką sprzedałam przez tydzień i fajek to jakiś obłęd. Naprawdę dziwiłam się ile osób (głównie meżczyzn) ma taki rytuał, że wraca po pracy i MUSI mieć piwko :o. Z innej beczki pamiętam, jak pracowałam w sklepie budowlanym, to koleś trząśł moją drabinę na której stałam i stwierdził, że chce ją kupić :D. Stwierdziłam, że nie umiem pracować z klientami i mam inny zawód. Dlatego jak dla mnie czapki z głów i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHistoria z wagą mnie rozbawiła :D
przyszła baba wyjątkowo po coś innego niż piwo a tu klops :P zabawne historie zza sklepowej lady ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis, czytałam z przyjemnością ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Haha, historia o wydaniu reszty strasznie mnie rozbawiła
OdpowiedzUsuńZ jednej strony praca w sklepie to zawsze ciekawe historie i kontakt z ludźmi. Jednak ja wiem, że bym nie podołała. Za dużo stresu a wiem jacy niektórzy klienci potrafią być trudni. Żabki akurat tak często nie odwiedzam. No cóż niedaleko mam biedronkę i z cenami to nie ma porównania xD.
OdpowiedzUsuńAle jeśli wiesz co wypić, żeby się dobrze czuć to przyjdę ;)
Jako pracownik sklepu trzeba mieć anielską cierpliwość. Sama nie raz zagryzałam zęby.
OdpowiedzUsuń