środa, 16 grudnia 2020

O tym, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, czyli Żabkowe opowieści #2

Tak jak obiecałam, mam dla Was kolejną porcję dziwnych i dziwniejszych historyjek z Żabki. Drugi miesiąc pracy za mną. Czasami jeszcze wychodzę z niej w idealnym nastroju, a innym razem mam ochotę mordować ludzi albo robić inne złe rzeczy. Dzisiaj będzie między innymi o tym jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach. A co to za sytuacje? Posłuchajcie.

 1. Nikt cię tak nie wysłucha jak własna szefowa

Podczas kilku pierwszych dni w Żabce moja kieszeń bardzo ucierpiała, gdy musiałam wydawać na... doładowania do telefonu. Ale czasem innego wyjścia nie ma, bo jak to szefowa, pomoże w każdej kryzysowej sytuacji. Nauczyłam się też, żeby nie tylko nie wyciszać telefonu, ale mieć go zawsze przy sobie, bo potem może mnie to kosztować dodatkową fatygę. Nigdy bym nie pomyślała, że z szefową można przegadać prawie 15 złotych jednego dnia (Jeszcze nigdy z nikim mi się to nie udało! Jest pierwsza). Na szczęście szybko znalazłam rozwiązanie jak dalej gadać z szefową i nie zbiednieć - wykupiłam pakiet darmowych rozmów, SMSów i internetu. Już żaden kryzys mi nie straszny.

2. „I tak będę próbował!”

Koleżanka opowiadała mi jaki uparty adorator jednego razu jej się trafił. Po zrobieniu zakupów, zapytał czy się z nim umówi. Gdy kilka razy usłyszał odpowiedź odmowną, wcale go to nie zniechęciło. Spojrzał na nią wyzywająco, po czym stwierdził: „I tak będę próbował". Cóż za niesamowita determinacja...

3. Życie jest filmem – zrób wszystko, by dostać w nim główną rolę

Nigdy bym nie pomyślała, że zacznę regularnie czytać gazety. A jednak, stało się. Gdy się człowiek co rano ich nawącha podczas wykładania, to aż kusi, żeby zajrzeć do środka. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, zwłaszcza w czasach, gdy telewizji już przestałam ufać - za dużo tam propagandy. A czymś trzeba się zająć w godzinach dla seniorów, gdy nawet szefowej wyczerpią się pomysły, co mi dać do roboty. Do niedawna mieliśmy jeszcze kawę w promocji po dwa złote. Czułam się niczym bohaterka amerykańskich filmów z takim zestawem porannym :)

4. Potrzeba matką wynalazku

Wrócę jeszcze do godzin seniorskich. Na początku śmieszył mnie ten absurdalny pomysł, by przez dwie godziny wypraszać klientów ze sklepu. Potem, chcąc nie chcąc, się przyzwyczaiłam. Ale czego się człowiek wtedy naogląda, to już nikt mu nie zabierze.

Nieraz bywa, że przychodzi klient, który z żadnej strony nie wygląda na 60+, i gdy mówię swoją wyuczoną formułkę – „przepraszam, są godziny seniorskie, teraz nie obsługujemy”, robi minę jakby mu się świat zawalił, po czym prosi – „ale ja tylko po jedną rzecz, nie mogę tak na szybko?” ewentualnie: „ja tylko po Heetsy i spadam, mogę?”. Nie daj Boże przyjdzie jakiś głodny klient i prosi tylko o hot doga. Wtedy to już może złamać serce. A ja znajduję się w sytuacji konfliktu tragicznego: obsłużyć tego nieszczęśnika i ryzykować karą, ewentualnie kolejnym upomnieniem od szefowej, czy odesłać go głodnego (zaraz, zaraz, głodnych nakarmić, było gdzieś coś na ten temat?) i niezadowolonego. Jak to mawiają - potrzeba matką wynalazku. Czasem udaje mi się przemycić hot doga, ale jest to moja autorska innowacja marketingowa – hot dog na wynos. Klient płaci, po czym wyganiam go ze sklepu, żeby nie zwrócił uwagi stróżów prawa, a gdy zrobię, wynoszę na zewnątrz. Ta radość  na twarzy, gdy klient dostaje hot doga, jest nie do opisania.

5. Grunt to się nie poddawać

Klient chciał kupić papierosy. Wyjął pieniądze i tak niefortunnie je położył, że jedna pięciozłotówka wpadła w szczelinę między wagą a ladą. Gdyby to było kilka groszy, może by odpuścił, ale to jednak całe pięć złotych, a jak się okazało, więcej nie miał. Nie chciałam go zasmucać bardziej, ale powiedziałam, że jest raczej nikła nadzieja na odzyskanie tych pieniędzy, bo ta szczelina jest głęboka dosyć. Jednak widząc determinację na jego twarzy postanowiłam spróbować z mieszadełkiem do kawy. „Widelec by się tutaj lepiej sprawdził” - wyrokuję. Na to on wyjmuje ze swojej torby widelec i podaje mi go. W pełni świadoma tego, jak komicznie musi to wyglądać z boku, nachylam się nad kasą, zaglądam do tej przepastnej dziury i zaczynam grzebać w niej widelcem. Podczas, gdy ja pracowałam w pocie czoła, za tym nieszczęśnikiem zdążyła się już ustawić spora kolejka. No nic, muszę facetowi pomóc, bo inaczej sobie nie pójdzie. Obsłużyłam czekających ludzi i zaczynam zabawę od nowa. Klient daje mi jeszcze nóż do kompletu, a ja postanawiam zadzwonić do szefowej, bo to złota kobieta - umie znaleźć wyjście z każdej kryzysowej sytuacji. Relacjonuję jej wydarzenia z placu boju niczym komentator sportowy. Na początku użyła niecenzuralnych słów, których przytoczyć nie mogę, ale potem poradziła co zrobić, a klienta udało się uratować i wypuścić zadowolonego. „Dbając o klientów, dbasz o swoją Żabkę”, jak głosi nasze motto. Jeszcze nigdy tak dobitnie się o tym nie przekonałam. Zamknęłam kasę kilka minut za późno, ale za to z poczuciem spełnionej misji.

 6. W Żabce spełniam się zawodowo

Co niektórzy żartownisie mawiają, że gdyby każdy regularnie odwiedzał Żabkę, psychologowie nie mieliby pracy. W Żabce nie tylko zrobisz zakupy, ale i zostaniesz wysłuchany. Ba, czasem nawet  uda się rozwiązać Twój problem.

Sama nieraz doświadczyłam takiej sytuacji. Do sklepu wpada zdyszana klientka, bierze kilka rzeczy, w tym Coca Colę Zero 1,5 litrową. Gdy skanuję zakupy, cały czas mówi. Narzeka, że bardziej pechowego dnia nie mogła mieć. Najgorsze, co jej się przytrafiło, to zgubienie słuchawek. „Wie pani, jak ciężko jest bez słuchawek” – mówi dramatycznym tonem. „Pewnie, że wiem, nie raz mnie to spotkało – odpowiadam w tym samym tonie. Po chwili spogląda na butelkę coli i mówi: czy może mi pani tą colę zamienić? Ona jest taka ch**owa… Jako, że jej argument był niepodważalny, spróbowałam to zrobić. Niestety obie cole wyglądają na paragonie tak samo, więc nie chciałam ryzykować, że coś pójdzie nie tak i była zmuszona zadowolić się colą zero.

 

Ostatnimi czasy sporo się jeszcze wydarzyło, ale o tym w części trzeciej. Poznacie paradoks jak się spóźnić do pracy cztery godziny tak, żeby nie zostało to uznane za spóźnienie i nie zostać wyrzuconym z pracy. Ale na dzisiaj tyle.

A kto jeszcze nie widział, pierwszą część znajdzie TUTAJ. 

24 komentarze:

  1. Hot dog z wynosem mnie rozbawił. Jestem seniorką, ale i mnie te godziny wydają sie może nie złym, ale nietrafionym pomysłem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że masz pracę w której możez tyle przeżyć, bo wbrew pozorom w sklepie dużo się dzieje :D P.s też byłam kilka razy na kasie i swoje też przeżyłam haha

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci że to super pomysł z tym opisywaniem swojego życia z przypacy i w pracy...
    Szkoda ze ja nie wpadłam na ten pomysł jak pracowałam jeszcze w Polsce w sklepie sporzywczym całodobowym (jakieś
    20 lat temu) Książka by to była całkiem fajna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam, że praca w Żabce może być tak ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Az zazdroszczę Ci tych przygod bo u mnie teraz nuda na pracy zdalnej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja córka kiedyś dorabiała w Żabce, więc miałam takie opowieści codziennie.
    To są specyficzne sklepy i faktycznie dużo tam się dzieje.
    Fajnie, że to wszystko opisujesz.
    Pozdrawiam :-)
    Irena-Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy praca w Żabce może być ciekawa? Nie sądziłam. Ale jeżeli tutaj się spełniasz to ok.

    OdpowiedzUsuń
  8. Poprawiłaś mi humor od rana, chyba musze wchodzić z mężem, gdy kupuje czasem piwo, toż to jaskinia komicznych sytuacji:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow Twoje wpisy są jak extra pigułka na poprawę humoru każdego dnia, no po prostu bomba. Sprawa z hot dogiem wydaje się dosyć poważna, bo jednak masz wpływ na ludzkie życie i egzystencje :) Pisz dalej!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz naprawdę ciekawe sytuację w swojej pracy kochana. Przynajmniej się nie nudzisz i czas szybko leci. 😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Ubawiłam się, nie ma to jak czerpać radość z pracy :) świetnie opisujesz, aż chce się czytać dalej :) nie wiedziałam, ze to takie ekscytujące :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję zadowolenia z pracy, nie każdy nadaje się na to stanowisko. Czasami uważam, że pracownicy powinni mieć specjalne szkolenia w postępowaniu z ludzmi, przecież różni się trafiają klienci. Jak widać, jesteś do tego stworzona, jeśli lubisz swoją pracę to czerp z niej jak najwięcej radości <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Och jak mnie wkurzają godziny dla seniora. Raz byłam w sytuacji mocno podbramkowej. Na szczęście miła starsza pani "została moją babcią" żebym mogła kupić 1 mały drobiazg, którego bardzo potrzebowałam. Koszmar i głupi pomysł

    OdpowiedzUsuń
  14. No faktycznie masz sporo ciekawych sytuacji. Co do godzin seniorów, jestem z nich niezadowolona równie mocno jak pozostali.

    OdpowiedzUsuń
  15. Sporo się tam dzieje, ale w sumie nie dziwię się. Kiedyś pracowałam w Empiku i wiem co oznacza praca z klientami :)

    OdpowiedzUsuń
  16. 2. Powiedziałam kiedyś takiemu jednemu, dość wykurzającemu absztyfikantowi: "to jest sklep, nie biuro matrymonialne".
    Poskutkowało. ;P

    3. też zaczęłam czytać gazety. Głównie podczas ich rozkładania. ;D
    A raz jak nie miałam co robić, czytałam jakieś gazety naukowe. Zauważyłam, że lubią się wypowiadać na tematy, o których mało wiedzą.

    4. Głodnych nakarmić, nagich przyodziać... tak tak było gdzieś :D Nakarmiłam w ten sposób kuriera (przed wyjściem ze sklepu mamy paczkomat).

    5. Mi często wpadają gdzieś pieniądze, to jest gehenna. Nie raz przy pomocy różnych narzędzi coś wyciągałam, rozkręcałam ladę czy coś takiego. I znajdywałam zawsze więcej...

    Super są te wpisy, czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Widzę, że sporo się u Ciebie dzieje ;) Dziękuję za dawkę śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Lubię czytać takie posty, więc z chęcią go przeczytałam. Widzę, że nie ma nudy w pracy, co chwilę coś się dzieje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny post, uśmiałam się :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawy wpis ^^ częściowo się z nim zgadzam a tytuły akapitów świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  21. To, co się dzieje w sklepach jest lepsze niż niektóre kabarety ;P Super, że postanowiłaś o tym czasem pisać. W dodatku robisz to cudnie; nie można się nie uśmiechnąć :D

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. haha :D adorator tej koleżanki może jeszcze kiedyś zostanie wzięty pod uwagę ;D a akcja z widelcem rozwaliła mi system xd

    OdpowiedzUsuń
  23. Haha niezłe , szczególnie historia z 5 złotówką ;) Ja pracuję w bibliotece, i co się codziennie nasłucham od ludzi to idzie oszaleć, niektórzy mi nawet swoje zdjęcia chętnie pokazują i muszę się nimi zachwycać hahaha!
    U mnie też można by było napisać niejedną książkę. Typu przychodzi pan, który pomylił piętra i zamiast do działu dziecięcego wpadł do nas dla dorosłych. Żona przed chwilą dzwoniła i miała jej pani odłożyć książkę dla dziecka. A jako, że przed chwilą dzwoniła jedna pani i chciała książkę o minerałach, to pomyślałyśmy, że to ta. Czy to książka o minerałach? Tak, tak! Pan zadowolony chwycił i wyszedł. Za 5 minut wrócił... Proszę pani to nie ta książka. Miały być dzieci z Bullerbyn.. XD Okazało się, że żona dzwoniła piętro wyżej i tam koleżanki odłożyły książkę.
    Inne historie, Wchodzi licealista: Dzień dobry, czy jest Pan Tadueusz? XD
    I to nagminne. Panie, które duuużo czytają naprawdę i to głównie tych samych autorek(Krystyny Mirek, Gabrieli Garagaś, Katarzyny Mirek). Dzień dobry, proszę książkę, jakąś fajną. Dobrze, jakieś wytyczne? No wie pani tego Michalaka najlepiej, a jak nie to może być Gargasia albo Mirka. Taaa
    Albo: Będzie się pani szczepić? Gra pani w szachy? A nie pracuje już tutaj pani, która przypominała elfa (wtf xd). I różne takie haha

    OdpowiedzUsuń

Przeczytane? Skomentuj, jestem wdzięczna za każdą opinię 😊