piątek, 30 sierpnia 2019

Trzynaście albo i więcej powodów, by obejrzeć trzeci sezon

Historie, które myślicie, że znacie, i te, które dopiero poznacie – wiem, jak się łączą. Przyjrzymy się im i na pewno dojdziemy do tego, co dokładnie się stało...gdy wszystko zaczęło się walić. Opowiem wam o wszystkim. Usiądźcie wygodnie. To może trochę potrwać...
Dzisiaj podzielę się z Wami moją serialową miłością. Nie jestem wielką fanką seriali jako że wolę czytanie od oglądania, ale mam kilka wyjątków od reguły, a dzisiaj właśnie o jednym z nich opowiem. Jest jeden serial, który powinien zostać opisany na tym blogu, bo świetnie wpisuje się w moje zainteresowanie złożonością ludzkiej psychiki. Kilka dni temu wyszedł trzeci sezon, ale zacznijmy od początku. Postanowiłam – mówiąc językiem Bryce'a – „ogarnąć temat" i napisać Wam co nieco.
       A zaczęło się przed sesją. Gdy jak na studenta przystało, zaopatrzyłam się w konto na Netflixie i szukałam czegoś, co „pomogłoby" mi w nauce. Niedługo potem trafiłam na „13 powodów" i... zupełnie przepadłam. Trochę czytania i kolejny odcinek. Kilka definicji zarządzania i kolejny odcinek albo trzy odcinki. I tak do końca. Wtedy był na szczęście jeszcze tylko jeden sezon, bo moje przygotowywania do sesji zakończyłyby się kompletną klapą 😁 Po obejrzeniu całości przeczytałam książkę i trudno mi było określić, co jest lepsze. Choć między książką a serialem były pewne różnice, to i jedno i drugie mi się podobało. A książka trafiła do grona moich ulubionych. Spytacie dlaczego tak się stało. A ja odpowiem, że trudno mi to wytłumaczyć. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, ale gdy zobaczyłam pierwszy odcinek tego serialu, niemożliwe okazało się możliwe...

Na czym polega fenomen tego serialu i o czym on jest?
Krótko mówiąc – o życiu. Nie jest to tylko serial dla młodzieży o problemach i rozterkach, które w realnym życiu nie mają znaczenia. On dotyka prawdziwych problemów z jakimi niejednokrotnie się mierzymy. Odziera nas ze wszystkich warstw i masek, pod którymi na co dzień próbujemy ukryć najgorsze emocje. Ukazuje, że nasze życie nie jest czarno białe, a człowiek to skomplikowana jednostka, którą trudno jednoznacznie ocenić i nie mamy prawa nikogo oceniać, nawet jeśli wydaje nam się, że wiemy wystarczająco dużo. Środowisko, w którym żyjemy, ludzie, którzy nas otaczają, wszystko, czego doświadczamy na co dzień w jakiś sposób nas definiuje.
Czasem mam wrażenie, że życie to suma naszych błędów i prób ich odkręcania.
       Bryce Walker zgwałcił kilka dziewczyn i przyczynił się do samobójczej śmierci Hany Baker. Podczas procesu nie wymierzono mu dostatecznej kary. Czy jednak zasługiwał na śmierć? Czy może powinien dostać jeszcze jedną szasnę? Czy potwór może nauczyć się być człowiekiem? A co jeśli ktoś mu tę drugą szansę odbierze? Zobaczycie, ile wysiłku podjął, aby zbudować się na nowo i zyskać przebaczenie osób, które skrzywdził. Czy uda mu się, zanim będzie za późno? Kto pozbawił go życia? Podejrzanymi stają się wszyscy i dlatego zagadka jego śmierci jest tak trudna i zawikłana.
Wszyscy kłamią. Jeśli oddychasz, jesteś kłamcą.
Z takimi pytaniami zmierzycie się w trzecim sezonie. Zastanawiałam się, co kreatywnego można umieścić w trzecim sezonie, gdy główna bohaterka serialu odeszła z niego już w pierwszym, a drugi choć był pełen mocnych wrażeń, to miałam wrażenie, że to już takie przedłużanie na siłę. Ale moim zdaniem to się jednak udało. Pojawia się nowa bohaterka, nowa uczennica Liceum Liberty która jest bystrą obserwatorką, zna się na ludziach i potrafi zauważyć to, czego nie widzą inni. Ona opowie Wam co się wydarzyło w taki sposób, że z każdym kolejnym odcinkiem będziecie mieć apetyt na więcej. Ci, których zainteresowała postać Bryce'a, tutaj będą mieć go wystarczająco dużo. Dowiadujemy się też więcej o innych bohaterach – każdy z nich ma tajemnice, których odkrycie może mieć decydujący wpływ na całą tę historię. Hannah Baker już nie żyje, ale pamięć o tragedii i poprzedzających ją wydarzeniach wciąż ma wpływ na ich losy.

Czego uczy nas historia Hany Baker oraz jej kontynuacja?
Cenię sobie filmy czy książki, które nie tylko okazują się być świetną rozrywką, ale skłaniają do refleksji i można się z nich czegoś nauczyć. Czego uczą nas naznaczone tragediami perypetie uczniów z Liceum Liberty? Ta historia przede wszystkim zmusza do refleksji nad swoim życiem i postępowaniem. Mówi jak łatwo można kogoś zranić, zadać ból oraz jak na pozór głupie i mało znaczące rzeczy mogą doprowadzić do tragedii. Ukazuje czym jest depresja i jak poważne skutki może mieć, gdy się jej nie zauważy. Film jest apelem do nas: bądźmy czujni, nie pozostawajmy obojętni na krzywdę innych – zranić jest łatwo, ale na naprawienie wyrządzonego zła może być już za późno. Dlatego warto szczerze rozmawiać  o tym, co się czuje, być otwartym na innych. Może ktoś z Twojego otoczenia też potrzebuje pomocy?

Oglądaliście? Chcecie się podzielić wrażeniami? Muszę Was przestrzec  jeśli macie zamiar oglądać nie czytajcie artykułów w sieci  niektóre zdradzają zakończenie i pozbawiają całej przyjemności oglądania. Trafiłam na nie świeżo po obejrzeniu całości i wydaje mi się jakby autorzy niektórych z nich oglądali zupełnie inny serial niż ja 🙄 "Trzynaście powodów wróciło z nowym sezonem. Nie wiadomo tylko po co" i tego typu rzeczy. Moim zdaniem w tym sezonie twórcy mieli do przekazania kilka ważnych kwestii i to im się bardzo dobrze udało. Całość mnie zaciekawiła i dała do myślenia. Jak najbardziej warto obejrzeć! 😊

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Co się wydarzyło, zanim umarła?

Osuwam się na kolana. Nie płaczę. Przekroczyłam jakąś granicę. Wyszłam poza emocje. Czuję wewnętrzną pustkę. Nie mam już łez.
Dzisiaj podzielę się z Wami emocjami, które aż kipią po przeczytaniu książki „Zanim umarłam" Zupełnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać, bo jest to moje pierwsze spotkanie z autorem. „Zanim umarłam" to jego trzecia powieść po bestsellerowych „Bliźniętach z lodu" i „Dziecku ognia", które również mają formę thrillera psychologicznego. Opis mnie zaciekawił na tyle, że bardzo chciałam ją przeczytać mimo niezbyt pochlebnych opinii, które o niej widziałam. Ucieszyłam się, gdy udało mi się ją wygrać w Instagramowym rozdaniu. Gdy spojrzałam na  jej pokaźne rozmiary ucieszyłam się podwójnie, że będzie co czytać na dłuższy czas, ale... cóż, nie starczyła mi na długo.
Kath udało się przeżyć wypadek i wydawać by się mogło że najgorsze już za nią, podczas gdy najgorsze ma dopiero nadejść. Mąż nabiera do niej dystansu, zachowuje się wrogo, jakby ją o coś podejrzewał. Jej dziewięcioletnia córka, u której podejrzewają zaburzenia aspergerowskie, coraz bardziej niepokoi swoim zachowaniem – układa mistyczne wzory z martwych ptaków i mówi rzeczy, które wywołują w rodzicach poważne obawy. Po wypadku, którego okoliczności wciąż pozostają pod znakiem zapytania, Kath nie pamięta ani towarzyszących mu okoliczności ani dni, które go poprzedzały. Gdy wspomnienia wracają niespodziewanie, kawałek po kawałku, układanka zaczyna mieć więcej elementów, dowiadujemy się rzeczy, od których jeżą się włosy na głowie.
Podejrzewam, że ta historia o wiecznym ogniu w Warren House to wymysły dla turystów, czyste kłamstwo. Ale przecież wszyscy kłamiemy, żeby jakoś przetrwać. Właściwie dlaczego nie? Żałuję, że nie znam więcej kłamstw, którymi mogłabym się oszukiwać. Okłamywałabym się z radością do końca życia, gdybym tylko potrafiła.
Więcej nie mogę powiedzieć, bo zepsuło to przyjemność czytania. Lubię motyw utraty pamięci i powracających wspomnień. Wielokrotnie też sięgam po książki o tej tematyce, dlatego na początku trochę się obawiałam, że nic odkrywczego tu nie przeczytam. a jednak nie zawiodłam się – ten wątek był tutaj ciekawie poprowadzony. Oprócz niego mamy jeszcze wiele innych, równie interesujących.
Zdarzały się nudne fragmenty, ale było ich mało. I nie na tyle nudne, by książkę odłożyć, o nie! Po prostu miejscami, jest spokojniej, innym razem znowu serce bije nam mocnej. Napięcie stopniowo rośnie, cały czas towarzyszyło mi poczucie, że na koniec wydarzy się coś niesamowitego i rzeczywiście – nie rozczarowałam się.
Bohaterom nie mam nic do zarzucenia. Są wiarygodni, tak bardzo ludzcy, kłócą się, zdradzają. Ciągle byłam ciekawa ich kolejnych kroków, nie można powiedzieć, że są nudni czy przewidywalni.
Styl i język opisałabym jako przyjemny Czyta się szybko i lekko. Wszystko wydaje się takie naturalne i dobrze skomponowane. Mamy tam dużą ilość opisów – wrzosowiska, odludne, wietrzne, odrobinę mroczne miejsce, które jest wprost idealnym miejscem dla takiej historii. Dlatego opisy mi ani trochę nie przeszkadzały – jedynie na początku, dopóki się nie wczułam w klimat tej książki. Potem zdałam sobie sprawę, że pełnia bardzo ważną rolę – nadają tej historii swoisty urok i niesamowity nastrój, powodują że jest inna niż wszystkie te, które miałam okazję przeczytać.
Autor zupełnie pomiesza Wam w głowach. Choć na początku obawiałam się, że zakończenie będzie przewidywalne, moje obawy zostały całkowicie rozwiane. Po wszystkich ślepych tropach i podchodach, podejrzeniach, które okazują się być mylne, dostajemy zakończenie, które dosłownie rozkłada nas na łopatki. Jestem pod wrażeniem tego, jak autor potrafi manipulować czytelnikiem i działać na emocje 😃 To była świetna lektura i na pewno sięgnę po pozostałe książki tego pana. Polecam bez dwóch zdań!
Moja ocena 10/10

S. K. Tremayne, Zanim umarłam
Ilość stron: 448
Wydawnictwo Czarna Owca
           Data premiery: 19 czerwca 2019

piątek, 23 sierpnia 2019

Jak to robią singielki, czyli kilka słów o tym jak oswoić faceta i nie osiwieć

Pewnie niejedna z nas zadawała albo wciąż zadaje sobie to pytanie. Żyjemy pośród tych dziwnych stworzeń, z którymi dojście do porozumienia można już traktować jak pewien rodzaj sztuki. Nie bez powodu mówi się, że ten gatunek pochodzi z innej planety. Choć te osobliwe stworzenia nie raz są przyczyną kłopotów, bezsennych nocy, czy monologów wewnętrznych, które niejednego psychologa wprowadziłyby w zakłopotanie, to jednak każda z nas marzy o tym, by znaleźć faceta, którego mogłaby oswoić, a w konsekwencji tego, stworzyć z nim udany związek. Co zrobić, by życie z facetem stało się prostsze, choć niekiedy doprowadzają nas do białej gorączki? Jak znaleźć tego jedynego, a potem z nim wytrzymać i nie osiwieć? Podzielmy się zatem spostrzeżeniami płynącymi z wielogodzinnych obserwacji przedstawicieli tego gatunku, by spróbować go lepiej zrozumieć. 


1. Po pierwsze – on też ma uczucia
Wśród cytatów, które nieraz przez przypadek znajdujemy przeglądając internet, znalazłam kiedyś jedno zdanie, które zapadło mi w pamięć. Kobiety są zbyt złożone, by je zrozumieć, dlatego nie trzeba próbować ich rozumieć, tylko kochać. Jeśli kobiety są tak złożone, to co w tym wypadku można powiedzieć o facetach? Okazuje się, że męskie odpowiedniki gatunku ludzkiego mogą być złożone, skomplikowane w odbiorze, trudne a jednocześnie bardzo wrażliwe. Ten, kto powiedział, że kobieta jest skomplikowana, chyba nigdy nie miał do czynienia z facetem.

2. Po drugie – niewyczerpane zasoby cierpliwości
– Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
– A jak to się robi? – spytał Mały Książę.
– Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siedzisz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…

Wspólne spędzanie czasu to najważniejszy element każdej relacji. Jeśli w jego obecności czujesz się dobrze i swobodnie, wspólnie spędzony czas przynosi radość, a twoja intuicja nie mówi ci, żeby już teraz uciekać od niego gdzie pieprz rośnie, to może być właśnie ten egzemplarz gatunku, który zasługuje na oswojenie.
Cierpliwość zaś jest cechą, która jak żadna inna przydaje się w relacjach damsko–męskich. Nie tylko w tej początkowej fazie oswajania, o której była mowa, ale również i na dalszych etapach. Faceci czasami sprawiają wrażenie dużych dzieci, którym trzeba tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć. Rzadko kiedy się domyślą, o co chodzi. a czasem by mogli, nie?  Z drugiej strony, nie można też liczyć na to, że oni potrafią czytać w myślach – gdy mu wytłumaczysz, czego od niego oczekujesz, czy za co się gniewasz, istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że zrozumie i będzie mógł się do tego odpowiednio ustosunkować Nie chciałabym, by którykolwiek posiadał umiejętność czytania w myślach – to byłoby odrobinę przerażające.

3. On nie umie rozmawiać o emocjach
Nie ma facetów dobrych i złych – są tylko potwory. Potwory, które, gdy są smutne, zamykają się w swojej jaskini, izolując się od świata. Potwory, które ranią, bo nie da się ich zrozumieć. Jeśli któryś umie z tej jaskini wyjść i szczerze porozmawiać o tym, co czuje, to już jesteś na dobrej drodze. Rozmowa prędzej czy później przyniesie jeśli nie rozwiązanie problemu, to chociaż próbę zrozumienia go. Jeśli nie chce rozmawiać, może potrzebuje po prostu chwili samotności. My kobiety lubimy rozmawiać o uczuciach i robimy to często, podczas gdy dla faceta rozmowa to głównie narzędzie do przekazywania informacji i to też należy mieć na uwadze

4. Pod żadnym pozorem nie mów do niego, gdy ogląda mecz
Typowa sytuacja. On włącza telewizor, by śledzić poczynania swojej ulubionej drużyny. Ten magiczny przedmiot staje się przejściem do innego świata, w którym liczą się tylko piłka, bramki i zagrania. Myślisz, że w ciągu tych dwóch godzin zdołasz z nim porozmawiać na ważne życiowe tematy? On wtedy naprawdę nie odbiera żadnych sygnałów ze świata zewnętrznego. a wszelkie próby przywoływania go do życia skończą się frustracją z obu stron. Co zrobić, gdy on już jest nieobecny? Pod żadnym pozorem nie próbuj do niego mówić. Nawet choćby się paliło, czy miał nastąpić koniec świata. Masz dwa wyjścia, albo oglądacie razem – wtedy jest nadzieja, że uda ci się jakoś do tego świata trafić, albo po prostu zajmujesz się swoimi sprawami. Każdy z nas ma swoją pasję i nawet w związku musi być czas na to, by ją realizować. To pewnego rodzaju ucieczka. Jeśli dla niego jest to oglądanie meczu, czemu miałby tego nie robić?

5. Facet przydaje się... nie tylko, gdy trzeba skosić trawnik
Są dziedziny, w których lepiej sprawdzają się kobiety oraz takie, które sprawiają, że cieszymy się, że po świecie chodzą faceci. I nie mówię tu tylko i wyłącznie o tych wymienionych na obrazku poniżej, choć większość się zgadza 😁 Ja na przykład nie znoszę prowadzenia samochodu. Po prostu tego nienawidzę i strasznie mnie to męczy. Nie mogłabym tego robić na dłuższą metę, na przykład zawodowo, nawet choćbym dostawała za to grube miliony. Jestem w stanie zrozumieć, że facet równie dobrze może nie znosić gotowania. Są oczywiście wyjątki. Ale doceniam już samo to, że pomoże mi w tym gotowaniu, pozmywa naczynia, nie siedzi bezczynnie. Nie musi gotować, ale jeśli na przykład robi dobre śniadania, to już połowa sukcesu. Obowiązkami można podzielić się tak, by obie strony na tym skorzystały.



6. Pochwal go, gdy zrobi coś dobrze
Każdy z nas lubi słuchać pochwał i komplementów. Czemu więc ciągle mówisz mu tylko, co robi źle, zamiast choć raz docenić to, co zrobił dobrze? Oni wiele razy próbują zrobić dla nas coś miłego, a często po prostu tego nie zauważamy, albo nie doceniamy. Faceci też lubią słyszeć od nas miłe rzeczy, nawet bardziej niż my, bo cieszą się jak dzieci 😊  

7. Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś
Skąd wiedzieć, czy nowo poznany facet jest tym przedstawicielem gatunku, którego warto oswoić? Tutaj każda zdana jest już wyłącznie na siebie. Trafiłam kiedyś na takie stwierdzenie, że warto zbadać czy ma takie podejście do życia, że chciałoby się wyjechać z nim na bezludną wyspę.  I tego się trzymam😊 Jednak należy bezwzględnie pamiętać o tej zasadzie, że na zawsze ponosimy odpowiedzialność za to, co oswoimy. Zatem nie można bawić się uczuciami drugiej osoby, bo jak to trafnie ujął lis, oswojenie niesie ze sobą ryzyko łez. To działa w obie strony.

Sposobów na oswajanie jest wiele. Każdy z nas jest inny i ma inne oczekiwania w stosunku do drugiej osoby. Zgadzacie się z tym, co napisałam? Macie jeszcze jakieś obserwacje,  które można by dodać do tej listy?

wtorek, 20 sierpnia 2019

Mieć serce w dwóch światach...

Cisza w słuchawce otworzyła się między nami niczym otchłań bez dna. Wiedziałam, że nie jestem w stanie wygrać. Jeśli spróbuję go ostrzec, co się dzieje, wyjdę na zazdrosną harpię. Jeśli tego nie zrobię, on będzie dalej, niczego nie podejrzewając, zmierzał prosto w jej sidła. Aż pewnego dnia zda sobie sprawę, że tęskni za nią równie mocno jak dawniej za mną.
O tej autorce i jej powieściach słyszałam już tyle słów zachwytu, że nie mogłam po nią nie sięgnąć. Postanowiłam przekonać się, co takiego mają w sobie książki Jojo Moyes, że podbijają serca tyłu czytelniczek. Traf chciał, że sięgnęłam akurat po trzecią część serii o Lou, nie znając dwóch poprzednich, ale pomyślałam, jeśli mi się spodoba, przeczytam całość.
Luisa Clark decyduje się wyjechać do Nowego Jorku, którego odwiedzenie od dawna było jej marzeniem. Podejmuje tam pracę jako asystentka w domu nowojorskich bogaczy. Miasto wydaje się tak inne od Londynu, w którym mieszkała, a jednocześnie fascynujące. Lou szybko odnajduje się w tym nowym wspaniałym świecie. Brakuje tam jedynie jej chłopaka Sama, który nie mógł z nią wyjechać. Jak ten wyjazd odbije się na jej związku? Czy miliony kilometrów, które dzielą ludzi zawsze oddalają ich od siebie? Gdy pewnego dnia Lou spotyka mężczyznę tak bardzo przypomina Willa, którego kiedyś kochała, a Sam zaczyna spędzać coraz więcej czasu z koleżanką z pracy, ich związek staje pod dużym znakiem zapytania.
Przyznam, że mam co do tej książki mieszane uczucia. Przez pierwsze pięćdziesiąt stron miałam ochotę rzucić tę książkę i walczyłam ze sobą, żeby czytać dalej. Było dużo opisów. Miejsc, nowych bohaterów, których poznajemy niemało. Rozpoczynając tę lekturę zupełnie niewtajemniczona, kim jest słynna Louisa Clark znana i lubiana z poprzednich części, i jakie przygody przeżyła w poprzednich częściach serii, potrzebowałam więcej czasu, by się wciągnąć w lekturę. Gdy już mi się to udało, cieszyłam się, że przebrnęłam przez ten ciężki początek.
W końcu udało mi się zrozumieć dlaczego główna bohaterka jest tak lubiana przez czytelniczki. Sama polubiłam Lou za jej podejście do życia. Jest odrobinę ekscentryczna, co lubi okazywać swoim ubiorem. Ma duże poczucie humoru oraz skłonność do wplątywania się w dziwne sytuacje, ale choćby cały świat jej się walił, to i tak zawsze znajduje jakieś wyjście. Jak poradzi sobie tym razem?
Myślałam o tym, jak bardzo kształtują nas ludzie, którzy nas otaczają, i jak z tego powodu bardzo trzeba uważać, wybierając ich, a potem przyszło mi do głowy, że mimo wszystko może się okazać, że trzeba ich utracić, żeby tak naprawdę odnaleźć siebie.
Książka w dość ciekawy sposób porusza wiele problemów, z którymi spotykamy się na co dzień. Lou zaskakuje nas różnymi przemyśleniami, w których odnajdujemy wiele mądrości życiowych. Styl autorki polubiłam za to, że czyta się ją przyjemnie, a w ciągu kilku stron potrafi wywołać w czytelniku szereg skrajnych emocji. Historia zaskakuje, w jednym momencie płaczemy, żeby niedługo potem śmiać się bez opanowania. A niektóre sceny sprawiają, że można śmiać się i płakać jednocześnie.
Książka zdecydowanie jest warta polecenia. Choć nie znajdziemy tu mrocznych tajemnic czy trzymającej w napięciu akcji, którą jako fanka thrillerów lubię najbardziej, to ta książka będzie świetną rozrywką, jeśli szukacie czegoś lekkiego, fajnego, dobrze napisanego, a jednocześnie mądrego i z przekazem oraz z bohaterami tak pełnymi życia, że ma się wrażenie, że istnieją naprawdę. Na letnie popołudnia ta książka sprawdzi się w sam raz 😊
Moja ocena 6/10

Jojo Moyes, Moje serce w dwóch światach
Ilość stron: 506
Wydawnictwo: Między Słowami
Rok wydania: 2018

piątek, 16 sierpnia 2019

O przyjaźni słów kilka

Przyjaźń to nie czas liczony w miesiącach, godzinach
Nie kolekcja zdjęć, lecz chwil które pragniesz zatrzymać
Takich jak w piosence Dżemu
Najpiękniejszych z całego życia
Czy takich, w których po prostu płaczesz
Długo nie mogąc opanować śmiechu

To niekończące się rozmowy do późna
O wszystkich gatunkach ludzi i facetów
Opróżnione kubki kawy czy butelki wina
Wspólnie zaśpiewane piosenki
Obejrzane filmy, wymienione książki
A przede wszystkim wymienione myśli

Przyjaciel to ktoś, z kim zwiedzasz najdalsze krańce świata
Nie obawiając się, czy wrócisz z tego cało
Ktoś z kim uda się przetrwać wszystko
Kolokwium, sesję, najnudniejszy wykład
To ktoś przed kim możesz odsłonić swoją duszę
Bo i tak wie o tobie więcej niż możesz powiedzieć
Zna twoje najskrytsze pragnienia
Spojrzy w oczy i wie - potrzebny ci kebab
Z podwójnym mięsem, sosem mieszanym i serem

Przyjaźń to nie tylko różowe okulary
Przez które życie bardziej znośnym się wydaje
Przychodzą też burze, które trzeba przetrwać
Pokłócić się na śmierć i życie
By koniec końców móc powiedzieć
Dziękuję, że  j e s t e ś


Życie bez przyjaciół byłoby nie tylko trudniejsze, ale też smutne i puste. Nikt nie jest samowystarczalny i każdy z nas potrzebuje kogoś  bliskiego. Czym dla Was jest przyjaźń?

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

To mogło spotkać każdego z nas...

Gdybym nie miała za sobą przeszłości, do której nie chcę wracać wspomnieniami, nigdy nie wybiegłabym w czarną noc. Sprawdziłabym, co dzieje się w piwnicy, bo tak jak on uważałabym, że to jakiś zwierzak dostał się do środka. Ale ja wiem, że to nie był kot, kuna czy gronostaj, tylko on mnie odnalazł.
Po przeczytaniu „Trzeciej", która spodobała mi się tak bardzo, że od tej pory biorę w ciemno wszystko, co wyjdzie z pod pióra Magdy Stachuli, to że sięgnę po „Oszukaną" było już tylko kwestią czasu. Gdy w końcu dostałam ją w swoje ręce, zachwyciło mnie ładne wydanie i szarozielona, zapowiadająca mroczny klimat okładka z wypukłymi zdobieniami. Czy i treść była równie zachwycająca?
Już na samym początku dowiadujemy się, że przeszłość Leny skrywa tajemnice, których dziewczyna nie może nikomu wyjawić, bo boi się konsekwencji. Nie robi sobie żadnych zdjęć i nie wrzuca do sieci, bo nikt nie może jej namierzyć. Ciągle przed czymś ucieka. Ukrywa się. Tęskni za życiem jakie wiodła jeszcze rok temu, choć oceniała je jako nudne i ubogie w kontakty towarzyskie. Studiowała na kierunku, który nie odpowiadał jej zainteresowaniom. Jeden dzień, który miał być początkiem czegoś nowego, lepszego, stał się początkiem końca. Jedno kłamstwo, jedna zła decyzja, której skutków nie można było do końca przewidzieć, i życie staje się koszmarem. Jaką mroczną tajemnicę skrywa Lena? Co takiego ją spotkało? Te pytania już od samego początku będą Was niepokoić. I serce nie raz zabije Wam mocniej.
Są kłamstwa i Kłamstwa. Małe, niewinne i nieszkodliwe w skutkach oraz takie, które mogą zniszczyć czyjeś życie. Kłamać każdy może. Komu w takim razie można ufać, a komu nie? Ta książka będzie przestrogą, żeby dwa razy się zastanowić, zanim w coś uwierzycie.
(...) mój umysł już kiedyś wydeptał ścieżkę do granicy zbocza. Mimo że terapeuci, leki i matka, zasiali w zrytych miejscach nową trawę, ja doskonale wiedziałem, którędy pójść, by znowu stanąć nad przepaścią. Niestabilność emocjonalna to stan umysłu, z którego się nie wyrasta. 
Wydarzenia nie są przedstawione chronologicznie. Narracja obejmuje perspektywę trzech osób. Stopniowo dowiadujemy się, jakie powiązania są między nimi i jakie tajemnice skrywają przed sobą nawzajem. Jeśli spodziewajcie się, że będzie to przeciętna historia, jakich wiele, to rozwieję Wasze wątpliwości. W miarę rozwoju wydarzeń, gdy już myślimy, że cokolwiek się wyjaśniło, ciągle pojawiają się nowe okoliczności, historia okazuje się coraz bardziej zagmatwana.  Nie można spocząć, dopóki nie doczyta się do końca. A zakończenie tej książki pozostawi smutek jak po stracie najlepszego przyjaciela i chęć na więcej.
Sami bohaterowie są wykreowani tak, że choć to tylko postaci książkowe, wydają się mieć duszę. Daleko im do  ideału – poznajemy ich niedoskonałości, lęki, obawy, oraz tajemnice, które po wyjściu na jaw zmieniają bieg wydarzeń. Jedyne, do czego można się przyczepić to to, że Lena czasami bywa denerwująca ze swoim ciągłym rozpamiętywaniem przeszłości. Ale nie czepiam się, bo nie wiem, co ja myślałabym będąc na jej miejscu. Poza nawet ją polubiłam.
W tej pozycji znalazłam wszystko, czego można oczekiwać od dobrego thrillera. To książka z gatunku tych, po otwarciu których zupełnie traci się rachubę czasu. Styl pisania autorki jest staranny i obrazowy, przez co czyta się płynnie i przyjemnie. Idealnie zbudowane napięcie, zagadki, których z każdym kolejnym rozdziałem przybywa, zamiast się roozstrzygać i stopniowe dochodzenie do prawdy. Dzieje się tam tyle, że moi znajomi łapali się za głowę, gdy pokazywałam im tylko wybrane urywki z książki. Całości dopełniają bohaterowie, którzy wydają się rzeczywistymi i niepokój bijący z każdej kolejnej strony. Ta książka nie da Wam spokoju, dopóki nie przeczytacie do końca, a i na długo potem nie da o sobie zapomnieć 😊
Jeśli opis choć trochę Was zaciekawił, ale jeszcze się zastanawiacie, czy warto sięgnąć po tę książkę, to powiem jak zwykł mawiać mój prowadzący na ćwiczeniach – ja na Waszym miejscu nawet minuty bym się nie zastanawiała 😁 Przeczytałam i z niecierpliwością czekam na kolejną książkę pani Magdy.
Moja ocena: 9/10

Magda Stachula, Oszukana
Ilość stron: 366
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data premiery: 15 maja 2019

piątek, 9 sierpnia 2019

Co może być zapisane w wodzie?

Zawsze cię to ciekawiło. Kiedy byłaś młodsza, fascynował cię sam fizyczny akt, jego trzewia, sama kwintesencja. Ciągle pytałaś: czy to boli? Długo boli? Uderzyć w wodę z takiej wysokości, ciekawe, jakie to uczucie? Poczułabyś, że pęka ci kręgosłup? Dużo mniej myślałaś o reszcie, o tym, ile odwagi trzeba, żeby wejść na szczyt skały czy stanąć na brzegu i nie zatrzymać się, zrobić jeszcze ten jeden krok.
Do tej książki byłam bardzo sceptycznie nastawiona. „Dziewczyny z pociągu" nie czytałam, bo słyszałam o niej dużo negatywnych opinii, ale gdy trafiłam na drugą książkę Pauli Hawkins postanowiłam dać jej szansę. Czy to podejście było udane?
Historia osnuta jest wokół zdarzeń, które rozegrały się w pewnym miejscu nas rzeką umownie przez mieszkańców nazwanym Topieliskiem. Widziało ono już śmierć kilku kobiet, a teraz zostaje znalezione kolejne ciało. Nel Abbot nie żyje, skoczyła – rozeszła się wieść po okolicy. Ile z tych śmierci było samobójstwami i co je łączy? Czy aby na pewno Nel Abbot skoczyła? Co ją do tego popchnęło i dlaczego miałaby zostawiać piętnastoletnią córkę? Powoli odrywając zagadkowe okoliczności towarzyszące śmierci kobiet, zaczynamy też odkrywać zagadki, jakie może skrywać ludzka psychika. Zauważamy też tajemnice z przeszłości bohaterów, które odkryte mogą zniszczyć życie. Ta książka również dobrze obrazuje, jak ciężko jest czasami zrozumieć drugą osobę, a także jak przez brak dialogu i zwykle nieporozumienia można chować urazę latami, aż będzie za późno by cokolwiek zrobić.
Ale czy to, co zrobił, było aż takie straszne? Gdyby rzeczywiście był potworem, zimnym, okrutnym i pozbawionym uczuć, zwodziłby ją dalej, dla pozoru. Przecież leżałoby to w jego interesie. Nie, nie był złym człowiekiem. Po prostu jeśli już kochał, to kochał bez reszty, ale co w tym złego?
Historia opowiadana jest z perspektywy kilku różnych bohaterów, ale mimo tego, co o niej czytałam – niektórym to bardzo przeszkadzało i twierdzili, że gubią się w tej historii – mi nie sprawiło to większych problemów. Wymaga tylko nieco skupienia. Wątkiem, który łączy te wszystkie punkty widzenia jest miejsce zwane Topieliskiem.
Po przeczytaniu pierwszych kilku stron miałam wrażenie, że ta książka ma ciężki styl i będzie wymagająca. Skrupulatne opisy, ich nagromadzenie zapowiadało, że nie będzie to książka, przez które można szybko przebrnąć. Szybko jednak zmieniłam zdanie. Taki sposób narracji nie pozwalał się oderwać od książki. Ma się poczucie, że za chwilę coś nieoczekiwanego się wydarzy. Bohaterów otacza jakaś tajemnicza aura. Takie wrażenie miałam do dwóch trzecich objętości książki. Potem, gdy większość wątków się wyjaśniła, zrobiło się nudno i zastanawiałam się, dokąd ta akcja dalej zmierza. Czytałam tylko dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych książek i miałam wrażenie, że nic ciekawego się już nie wydarzy. Muszę przyznać, że nie miałam racji – warto było doczytać do końca.
Gdy sprawdzałam opinie o książce na lubimy czytać i jedna z pierwszych, na którą się natknęłam brzmiała „O Boże, jakie to było złe", a kolejne wcale nie były lepsze, pomyślałam sobie, że może nie był to najlepszy wybór i nie będę mieć co do tej książki zbyt dużych oczekiwań. Skoro ma takie oceny, to muszą być ku temu powody. Jest to typowy thriller psychologiczny. Nie przypadnie do gustu czytelnikom, którzy od książki oczekują dynamicznej akcji i ciągłego napięcia. Za to poznajemy tutaj mroczną historię, pełną zagadek– również tych, które skrywa ją umysły bohaterów  – i krok po kroku, sukcesywnie odkrywamy prawdę.
Wśród innych thrillerów tę pozycję wyróżnia staranny język, bardzo mroczny nastrój oraz odpowiadające mu opisy i ciągły niepokój, który nawet na chwilę Was nie opuści 😊
To historia opowiedziana została w tak pokręcony sposób, że do samego końca nie można być niczego pewnym. Cały czas podejrzewane przeze mnie okoliczności śmierci bohaterek ulegały zmianie. Historia sama w sobie nie robi piorunującego wrażenia, można by nawet uznać ją za przeciętną, taką której nie pamięta się zbyt długo. Na uwagę zasługuje natomiast sposób w jaki została opowiedziana i myślę, że dlatego warto się pokusić o jej przeczytanie. Jeśli ktoś lubi typowe thrillery psychologiczne i pasjonuje go złożoność ludzkiej psychiki, będzie zadowolony z tej lektury.
Moja ocena: 6/10

Paula Hawkins, Zapisane w wodzie
Ilość stron: 364
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2017

środa, 7 sierpnia 2019

Pożegnajcie się z życiem. Mrożąca krew w żyłach opowieść o wyprawie do Energylandii

Lubicie się bać? Horrory? Chcecie doświadczyć horroru na własnej skórze? Uwielbiacie ryzyko? Silne emocje? Energylandia zapewni Wam to wszystko. „Pożegnajcie się z życiem" – powiedział jeden z panów siedzących z nami na Hyperionie – najwyższym i najbardziej przerażającym rollercoasterze w Energylandii – gdy kolejka miała zjeżdżać w dół. I dosłownie wyjął mi to z ust, bo sama pomyślałam, że to piękny dzień, by umrzeć, gdy zamknięto zabezpieczenia w moim siedzeniu i kolejka ruszała.
By dojechać do Zatoru, wstaliśmy wcześnie rano, bo z Krakowa Głównego do Zatoru kursuje tylko pociąg o 6.15 i 8.37. I muszę powiedzieć, że nie jest to zbyt wygodny pociąg, ale w dobrym towarzystwie ta godzina szybko płynie w radosnym oczekiwaniu na atrakcje Energylandii.


       Jakież było nasze zaskoczenie, gdy na stacji w Zatorze powitał nas widok, który może budzić skojarzenia z horrorem. Uznaliśmy to za przedsmak tego, co wydarzy się potem 😁
Ze stacji w Zatorze do samej Energylandii poszukiwaczy przygód podwozi specjalna do tego celu machina. Zostają też rzetelnie poinformowani, że około 18.40 muszą znowu do niej wsiąść, by wrócić na ostatni pociąg zmierzający do Krakowa.


      Przed wejściem do Energylandii ku naszej uciesze nie napotkaliśmy dużych kolejek, bo jest wystarczająco duża ilość kas biletowych. Kupiliśmy bilety, schowaliśmy plecaki do szafek. Szafki przy wejściu okazały się być trochę ryzykowne ze względu na to, że nie wszyscy potrafią je obsłużyć i może zdarzyć się tak, że dostajemy opaskę do szafki, która jest jeszcze zajęta i w środku znajdziemy czyjeś rzeczy. Za to przy każdej atrakcji są oddzielne szafki, wystarczy raz kupić opaskę i potem działa ona na wszystkie. Tylko upchanie w nich większej ilości plecaków może być nieco problematyczne – czasami i mugolom przydałoby się jakieś zaklęcie zmniejszające xd


Przy wejściu wzięliśmy mapę miasteczka, która jest imponująco skomplikowana i kolejny raz od czasów dzieciństwa mogliśmy się poczuć jak prawdziwi poszukiwacze skarbów. Energylandia obejmuje cztery strefy: Bajkolandię, Strefę Familijną, Strefę Ekstremalną i niedawno powstały Water Park. W przygotowaniu są jeszcze kolejne. Atrakcji jest bardzo dużo i odwiedzenie wszystkich w jeden dzień nie jest możliwe, więc skupiliśmy się na tym, co nas interesowało najbardziej, czyli na strefie ekstremalnej.
      Najpierw jednak na rozgrzewkę poszliśmy na kolejkę o mniejszym spadku, która nazywała się Energuś i znajdowała w Bajkolandii. Szacowany czas oczekiwania wynosił pół godziny, a zjazd zaledwie kilka minut, podobnie jak na innych. I już sam zjazd tą kolejką dostarczył niezłych wrażeń, więc z niepokojem spoglądałam na Hyperiona.

Hyperion
Najwyższa i najszybsza kolejka górska w Energylandii – osiąga prędkość do 140 km/h. Przy wysokości 77 m, pierwszym spadku 82 m (do podziemnego tunelu) pod kątem 85 stopni i prędkości 142 km/h jest drugą najwyższą i drugą najszybszą kolejką górską Europy. Na zjazd na Hyperionie mieliśmy czekać 40 minut, ale ze względu na to, że najpierw wchodzi się po schodach, a potem schodzi w dół, czas przestaje się tak dłużyć. Podjazd pod górę i spadek do tunelu to niezapomniane przeżycie. Zaś jeszcze bardziej niezapomniane jest słuchanie jak znajomi krzyczą wniebogłosy (o sobie już nie wspominam 😂)

Dragon Rollercoaster
Wyróżnia go to, że jest podwieszaną kolejką górską. Obok niego umieszczone są też tory innych kolejek i łatwo można je pomylić. Wygląd Dragon Rollercoatera odrobinę przerażał i nie wszyscy byli zgodni, czy chcemy nim jechać, ale koniec końców zaryzykowaliśmy i jeszcze żyjemy, więc nie był to taki zły pomysł 😀

Speed
Tutaj był problem ze znalezieniem wejścia, a potem szafek, a gdy się w końcu udało, naszym oczom ukazała się zakręcona kolejka oczekujących na wjazd, której końca nie było widać. Na Speeda czekaliśmy najdłużej, ale było warto. Najpierw przepłynęliśmy przez wodę, potem pionowy wyciąg wciągnął nas na samą górę. Zjazd był tak stromy, że krzyczałam głośniej niż na Hyperionie, a potem kilka zakrętów i znowu przejazd przez wodę. Niektórym nawet podczas tych zjazdów przyszła chęć na śpiewanie, ale niestety czas był zbyt krótki, a poza tym... w takich warunkach raczej ciężko byłoby złapać oddech 😂

Mayan
Tutaj obyło się prawie bez kolejki, co zaczęło budzić podejrzenia, że zapewne zjazd jest tak straszny, że ludzie omijają Mayana szerokim łukiem. Już sam widok tej kolejki budzi grozę bliską tej, którą wywołuje Hyperion. I faktycznie – mocne zabezpieczenia na cały tułów się przydały, bo obracaliśmy się tam we wszystkie możliwe strony, nawet do góry nogami z zabójczą prędkością, Było to tak niesamowite, że po tych kilku minutach chciałoby się więcej i więcej.
Siedzący za nami chłopak zarekomendował nam jeszcze znajdujący się w strefie ekstremalnej Space Booster, który składa się z ogromnej dźwigni zakończonej siedzeniem obracającym się wokół własnej osi. Gdy usłyszałam, że jest trudniejszy do przetrwania niż Hyperion od razu chciałam tam iść, ale niestety nie wystarczyło nam czasu.

Formuła
Mieliśmy też okazję poczuć się jak prawdziwi rajdowcy. Jak sama nazwa sugeruje wygląd tej kolejki stylizowany jest na samochody wyścigowe. Formuła ma to do siebie, że bardzo szybo rusza, ale koniec końców jest nawet przyjemna i nie wywołuje dzikich krzyków na miarę prawdziwego horroru 😁Po każdym zjeździe można się zaopatrzyć w zdjęcia, tylko trzeba nosić przy sobie gotówkę, a my zostawiliśmy wszystko w szafkach. Niestety nie są to też tanie zdjęcia.

Co jeszcze ciekawego w Energylandii?
Niedawno został tam otwarty Water Park, w którym znajdują się zjeżdżalnie i inne atrakcje wodne, a także duża ilość leżaków, na których można odpocząć. Niedługo ma zostać otwarta nowa strefa – Smoczy Ogród, a z dotychczasowych atrakcji jeszcze mnóstwo zostało nam do zaliczenia, więc niewykluczone, że pojedziemy tam po raz kolejny.
Energylandia ma dość rozbudowaną strefę gastronomiczną i jest w czym wybierać – naleśnikarnie, pierogarnie, budki z burgerami, kebabami czy też klasyczne restauracje i kawiarnie. Trzeba się tylko liczyć z tym, że ceny do najniższych nie należą.
I jeszcze jedno – kolejki, o których mówiłam były w weekend, podejrzewam, że w tygodniu tłumy głodnych wrażeń turystów będą mniejsze 😊

Jeśli chcecie przeżyć wakacyjny horror,  jesteście gotowi na mrożące krew w żyłach i wywołujące opętańcze krzyki zjazdy, to – jeszcze raz zacytuję zdanie będące kwintesencją tego dnia  „Pożegnajcie się z życiem" i jeździe do Zatoru, w którym znajduje się słynna Energylandia. Tam doświadczycie najprawdziwszej grozy i nie raz otrzecie się o śmierć 😁

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Kraków - zwiedzamy miasta, które przynajmniej raz w życiu odwiedzić trzeba

Kraków jest jednym z piękniejszych miast Polski. W samym Krakowie spędziliśmy dwa dni. Przyznaję się bez bicia, że ilość moich zdjęć w porównaniu z ilością zabytków, które można sfotografować w tym mieście jest niewystarczająca. Same Stare Miasto jest ogromne, znajdują się na nim liczne zabytkowe kościoły. Otoczone jest parkiem, a centralne miejsce zajmuje na nim Rynek Główny. Krakowski Rynek Główny to jeden z największych w Europie.

Rynek Główny
Rynek Główny ma kształt kwadratu o boku ponad 200 metrów z szachownicowym rozkładem ulic. Nieodłącznym elementem krakowskiego rynku są konne dorożki, które obwożą turystów po samym rynku i w stronę Wawelu.

Kościół Mariacki
Jeden z największych i najważniejszy, po Katedrze Wawelskiej, kościół Krakowa. Co godzinę z wieży kościoła czterokrotnie rozbrzmiewa hejnał w cztery strony świata.

Wieża Ratuszowa
Sukiennice
Znajdują się na Rynku Głównym. Tutaj można kupić najładniejsze pamiątki. Znajdzie się tam wszystko, co może przypominać Kraków - od pocztówek i breloków po najróżniejsze figurki smoków, biżuterię, maskotki i bluzy z logo Krakowa

Wawel
Obowiązkowym punktem na trasie zwiedzania Krakowa jest Wawel. Tam znajduje się katedra, w której zwiedziliśmy groby królów Polski, słynny dzwon Zygmunta oraz najbardziej znana jaskinia w Polsce, czyli smocza jama. Według legendy dawniej zamieszkiwał tu prawdziwy smok. Teraz u wyjścia z jaskini można zobaczyć rzeźbę smoka. Jeśli komuś uda się oczywiście kupić bilety na zwiedzanie, bo czas oczekiwania w kolejce po bilety do smoczej jamy jest dłuższy niż przy rollercoasterach w Energylandii. Tym razem z wielkim bólem serca musiałam ominąć smoka, ale kiedyś tam wrócę, żeby go zobaczyć na własne oczy 😀 Na razie dysponuję tylko jego zdjęciem, które znajdowało się w moim przewodniku.

Kazimierz
Słynna dzielnica żydowska, która położona jest w niedalekiej odległości na południe od Starego Miasta. Znajdują się tam synagogi. Przeszliśmy też ulicą Szeroką, która jak sama nazwa wskazuje jest najszerszą ulicą w Krakowie. Dawniej była ona centralnym punktem żydowskiego miasta spełniającym funkcje rynku.
Muzeum figur woskowych
Jest to ciekawe miejsce, choć kojarzone nie tylko z Krakowem, bo takie muzea znajdziemy też w innych miastach. Można tam obejrzeć najróżniejsze postaci – od słynnych malarzy, muzyków, aktorów po postaci z filmów i bajek. Wszystkie w zadziwiający sposób przypominają swoje żywe odpowiedniki. Tam też po raz pierwszy spotkaliśmy Beyonce 😀

Kawiarnia Dziórawy Kocioł
Jako że jestem fanką Harry'ego Pottera, obowiązkowym punktem do odwiedzenia w Krakowie była dla mnie kawiarnia o nazwie Dziórawy Kocioł. Klimatyczne miejsce, z ciekawą ofertą przekąsek i deserów. Trzeba tylko uważać na dementora, bo jak widać na zdjęciu wygląda bardzo przerażająco 😁  Jest tam też sklepik, w którym można kupić pamiątki.

 Gastronomia
Jeśli chodzi o bazę gastronomiczną, to muszę powiedzieć, że trochę się rozczarowałam. Poza barami mlecznymi, do których były kolejki pod same drzwi, nie udało nam się na szybko znaleźć dobrej restauracji, gdzie dostalibyśmy porządną porcję jedzenia w przystępnej cenie. Wydaje mi się, że jeśli o to chodzi, to ceny są nawet wyższe niż w Warszawie. Jedliśmy w restauracji z włoską kuchnią oraz w pewnej restauracji niedaleko Rynku Głównego o zagadkowej nazwie. Gdy wybrałam kurczaka, przy którym cena wskazywała, że będzie to zestaw obiadowy, okazało się że za tę cenę dostanę jedynie nieduży kawałek mięsa.  Do tego czas oczekiwania był bardzo długi. Gdy jedliśmy w pewnym momencie zaczął mocno padać deszcz, a przez dach do lokalu wlał się strumień wody. Ta restauracja miała ciekawą i wiele mówiącą nazwę - Stodoła. Stąd też wzięła się nasza anegdota, że do Krakowa najlepiej zabierać ze sobą jedzenie w słoikach, bo tam jadają tylko w dziurawych stodołach z przeciekającym dachem 😂 tak na poważnie to mam nauczkę, by przed wyjazdem rozejrzeć się też za lokalami gastronomicznymi, by potem nie tracić zbyt wiele czasu na szukanie miejsca, w którym można cokolwiek zjeść.

Nocleg
Nocowaliśmy w domu studenckim, co jako że na co dzień mieszkam w akademiku nie było dla mnie niczym niezwykłym. Pokoje były duże, łazienka na korytarzu, ale w niedużej odległości, cena też przystępna. Tylko odległość - 5 km od centrum okazała się dość uciążliwa, bo oznaczało to ponad pół godziny jazdy tramwajem i prawie kilometr pieszo. Za to sklepy mieliśmy blisko.


Gdy przyjechałam do Krakowa, pozytywnie zaskoczył mnie klimat tego miejsca. Patrząc na te niebieskie tramwaje, takie w starym stylu, czy inne elementy wystroju miasta, człowiek ma wrażenie jakby cofnął się w czasie. Chętnych do odwiedzenia tego zakątka Polski jest tak wiele, że na Starówce przewijają się tłumy turystów, w tym też zagranicznych, szczególnie w weekendy. Kraków to urocze miasto, ze swoimi legendami i smokiem, mnóstwem uliczek i zabytków, które trzeba zwiedzić. No i oczywiście zjeść obwarzanka spacerując po Rynku Głównym i słuchając hejnału z wieży Kościoła Mariackiego 😀
    W następnym poście opowiem Wam o wyprawie do Energylandii, a teraz pędzę nadrabiać zaległości na blogach 😊