środa, 27 lutego 2019

Podróże międzywymiarowe

Te oczy
Umiały patrzeć głębiej
Widziały więcej, niż mogłam komukolwiek powiedzieć
Ale były nieprzeniknione
I skrywały zagadkę, której nie potrafiłam rozgryźć
Te oczy
Teraz ma je każdy chłopak, który na mnie spojrzy
Czy gdybym spotkała cię w innym wszechświecie
Mogłabym widzieć w nich jeszcze więcej?
Czy wtedy mogłabym patrzeć w nie co dzień?
A gdyby nie było nam dane się spotkać
Czy potrafiłabym je zapomnieć?


       Zapowiadałam, że na blogu od czasu do czasu będę publikować moje wiersze i słowa zamierzam dotrzymać. Wczoraj po dość długiej przerwie udało mi się jeden napisać i stwierdziłam, że nie mogę go zachować dla siebie, muszę się nim podzielić. Pomysł powstał, gdy wracałam z zajęć, a dokładniej stałam w kolejce w sklepie. Czasami nawet takie czynności, których na co dzień  nie lubimy, wyzwalają w człowieku kreatywność. 😊 Jestem ciekawa, co o nim myślicie, tylko szczerze.
Wiersz trochę nawiązuje do książki, którą obecnie czytam. Gdy ją skończę, napiszę recenzję, ale na razie nic więcej nie zdradzam. w planach mam też artykuł dotyczący mrocznej historii Kortowa, dzielnicy Olsztyna, która jest teraz moim domem. Znalazłam ciekawą książkę, która o tym opowiada.
A teraz wracam do tematu — czy macie taką osobę, z którą już nie możecie się spotkać, a bardzo tęsknicie? 

niedziela, 24 lutego 2019

Depresja - co wiemy o najgroźniejszej chorobie dzisiejszych czasów?



Wczoraj obchodziliśmy Światowy Dzień Walki z Depresją. Jest w czołówce najczęściej występujących chorób na świecie według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Według prognoz do 2020 roku będzie na drugim miejscu wśród najczęstszych chorób, a do 2030 roku – na pierwszym. A czy coś o niej wiemy? Czy umiemy ją rozpoznawać i sobie z nią radzić? Niestety nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać. Bardzo łatwo zignorować objawy typowe dla depresji, szczególnie jeśli przypominają inną chorobę, czy nie są wyraźne.
Trafiłam ostatnio na numer „Charakterów”, w którym zebrane było dosłownie wszystko, co trzeba wiedzieć o depresji, ze szczególnym uwzględnieniem depresji u nastolatków i przyczyn środowiskowych, które mogą na nią wpływać.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak niepokojące są statystyki. Uważa się, że w każdej klasie w polskich szkołach jest jedno dziecko chore na depresję. Co roku w Polsce popełnia samobójstwo około 200 młodych ludzi, którzy nie ukończyli 19. roku życia. Szacuje się, że 10 - 25% kobiet i 5 - 12% mężczyzn zachoruje na nią w ciągu życia. Niektórych choroba doświadczy raz, jednak u większości będzie nawracać. Depresja staje się schorzeniem bardzo pospolitym. Za dekadę może stać się chorobą, na którą będziemy zapadać najczęściej. Dlatego tak ważne jest, by mieć o niej wiedzę, móc ją odpowiednio wcześnie rozpoznać i z nią walczyć.

Czym naprawdę jest depresja?
Jeden z głównych objawów to długotrwałe obniżenie nastroju. Tu należy wspomnieć o podstawowej kwestii: skąd mamy wiedzieć czy smutek, który przeżywamy, to depresja? Smutek zawsze powinien mieć swoją przyczynę. Może być ona dla nas jasna jak utrata pracy, niepowodzenia w życiu czy śmierć bliskiej osoby, czy taka, którą trudniej zdefiniować jak poczucie niespełnienia czy obawa o przyszłość. Zwyczajny smutek najczęściej nie trwa zbyt długo — przychodzi i odchodzi, może nas przez jakiś czas pozbawiać energii do działania, ale nie rozkłada nas na łopatki.
Depresja natomiast to o wiele więcej niż smutek. W depresji mamy do czynienia z tak zwaną anhedonią, czyli całkowitą niemożnością przeżywania pozytywnych stanów emocjonalnych, niezależnie od zewnętrznych okoliczności. Jest nam niewyobrażalnie trudno zmobilizować się do wykonania nawet najprostszych czynności, a jeżeli już się na to zdobędziemy, to z poczuciem nieproporcjonalnie wielkiego wysiłku. W wyniku tego przestajemy sobie radzić z pracą, szkołą czy nawet zwyczajnymi domowymi obowiązkami. W skrajnych przypadkach nawet nie mamy siły, by wstać z łóżka. Mamy trudności z koncentracją uwagi i pamięcią, myślenie nas męczy — staje się uproszczone i schematyczne, zaplanowanie czegokolwiek urasta do rangi niemożliwego do rozwiązania problemu. Odczuwamy ogromne zmęczenie psychiczne. Towarzyszy nam poczucie wewnętrznego wypalenia i całkowitego braku energii. Cierpimy na bezsenność, bardzo wcześnie się budzimy, nie możemy ponownie zasnąć.

Przyczyny depresji
Musimy sobie uświadomić, że depresja jest chorobą jak każda inna. We współczesnym społeczeństwie dalej funkcjonuje wiele krzywdzących stereotypów, uważa się depresję za przejaw "wariactwa", lenistwa czy po prostu fanaberię osoby chorej. A jest to poważne schorzenie, które może dotknąć każdego z nas niezależnie od wieku.
Przyczyna depresji rzadko jest jednoznaczna. Choroba ta wynika najczęściej z połączenia czynników genetycznych, biologicznych, psychologicznych i społecznych. Przyczyny depresji to na przykład:
·         uwarunkowania genetyczne
·         przewlekłe choroby
·         uzależnienia
·         stresujące wydarzenia (np. śmierć bliskiej osoby, zwolnienie z pracy)
·         samotność
·         zła sytuacja rodzinna, szkolna, materialna czy mieszkaniowa
W depresji obserwuje się nieprawidłowości w produkcji neuroprzekaźników w mózgu. Zaliczane są do nich: insulina produkowaną przez trzustkę oraz adrenalina i kortyzol, DHEA i noradrenalina (hormony nadnerczy). Regulują poziom cukru we krwi, a przez to ilość energii dostarczanej organizmowi. Deficyt lub nadmiar tych hormonów ma bezpośredni wpływ na  nasze samopoczucie. Należ do nich też tyroksyna – hormon produkowany przez tarczycę. Zbyt niski jej poziom może powodować stany depresyjne i apatię, wysoki – agresję, rozdrażnienie i pobudliwość.

Sposoby na depresję
Człowiek w depresji często nie chce lub nie potrafi mówić o tym, co czuje. Zwłaszcza chorym na depresję nastolatkom z trudem przychodzi proszenie o pomoc. Dlatego tak ważne jest wsparcie bliskich osób. Bądźmy otwarci i reagujmy, gdy widzimy, że czyjeś zachowanie nagle się zmienia. Jedyne co możemy zrobić dla osoby chorej na depresję to po prostu przy niej być. Unikajmy pocieszania, mówienia, że wszystko będzie dobrze, czy namawiania do „wzięcia się w garść”, bo gdyby mogła, to już by to zrobiła. Należy zrozumieć, że taka osoba nie jest zwyczajnie leniwa, czy rozkapryszona, ona po prostu jest w stanie głębokiego przygnębienia, źle myśli o swojej przeszłości i nie widzi nadziei na przyszłość. Często w takich przypadkach pojawiają się też myśli czy próby samobójcze. Tego tematu też nie wolno unikać, wręcz przeciwnie — trzeba rozmawiać czy nawet przekonać do podjęcia leczenia lub terapii. z naszej strony może być to decydujący krok, bo osoba chora na depresję rzadko kiedy sama decyduje się  na leczenie. Towarzyszy jej myślenie, że jest to pozbawione sensu i nie uda jej się wyjść z choroby. To akurat mogę potwierdzić własnym doświadczeniem, bo też kiedyś przez to przechodziłam — nie chce myśleć, co było, gdybym została z tym problemem sama.
Jako ciekawostkę, mogę powiedzieć, że dowiedziono, iż nasza dieta koreluje z depresją. Wskazana jest dieta bogata w składniki odżywcze, które pobudzają nasz organizm do produkcji odpowiedniej ilości potrzebnych hormonów.  Nasz mózg, by dobrze pracować potrzebuje też odpowiedniej ilości tłuszczów, zarówno nasyconych jak i nienasyconych. Zalecane jest natomiast unikanie tak zwanych tłuszczów „trans” czy inaczej wynaturzonych — jak margaryna i masłopodobne substancje) oraz potraw i przekąsek smażonych, jak chrupki, czipsy, gotowe ciastka, ciasta i słodycze. Mogą one wywołać stany depresyjne, niepokoje, a na dłuższą metę rozregulować system hormonalny i gospodarkę cukrową. Obok przedstawiam Wam kilka dietowych pomysłów na dobry nastrój, które znalazłam w jednym z artykułów.

Depresja a choroba afektywna dwubiegunowa
Nie sposób jest nie wiedzieć czym jest depresja, czy przynajmniej choć trochę się nie orientować w tym temacie, ale o chorobie afektywnej dwubiegunowej zwanej też zaburzeniami maniakalno-depresyjnymi już mniej osób słyszało. Od depresji różni się ona tym, że na przemian z epizodami depresyjnymi występują też epizody maniakalne.  Charakteryzują się one nadmiernym poczuciem radości, euforii i dobrego humoru — w większości przypadków zachowanie to nie jest odpowiednie do sytuacji, w której pacjent się znajduje. Ten stan bardzo szybko i niespodziewanie może przejść w nerwowość, drażliwość a nawet agresję. Zdarza się, iż w epizodzie manii, osoba chora staje się dominująca i władcza, narzuca swoje poglądy, przekonania oraz plany innym osobom.

Nie trzeba mówić, że depresja jest alarmującym problemem, z czasem niestety staje się jedną z najczęstszych chorób w naszym społeczeństwie. Bądźmy więc otwarci na jej objawy i nie obawiajmy się rozmawiać oraz pomagać.
informacje zaczerpnięte z magazynu „Charaktery”,
wydanie specjalne, numer 1/2019

piątek, 22 lutego 2019

Miłość różne ma oblicza, czyli krótka rozprawa o bałaganie zwanym życiem

Oglądaliście może „Planetę Singli 3”? Jeśli nie, a macie ochotę, to nie czytajcie tego wpisu, bo będzie zawierał spoiler. Tam w zakończeniu pada taka myśl, którą na długo zapamiętam. Gdy już płonie budynek, w którym odbywała się impreza, goście, rodzice i państwo młodzi patrzą na tę scenę w zamyśleniu, a na koniec bohaterka wypowiada bardzo mądre słowa podsumowania.
Parafrazuję, bo dokładnie nie zapamiętałam, ale brzmi to mniej więcej tak: Gdy już kwiaty i wszystko inne spłonie, zostanie to co najważniejsze — wy dwoje i wtedy okaże się, czym tak naprawdę jest wasza miłość. Ukazana była też scena jak bohaterowie biorą w końcu ślub, jednak nie jest to taki ślub, jakim go sobie wyobrażali na początku. Wszystko miało być przecież idealnie dograne. Ona miała mieć piękną białą suknię i idealny makijaż. On — najmodniejszy garnitur. Przyjęcie, goście, zespół i inne drobiazgi, o które należało zadbać. Wszystko miało być idealne, takie jak sobie wymarzyli. Pytanie: co poszło nie tak? Dlaczego ta impreza weselna zamieniła się w koncert rockowy i zrobił się jeden wielki bałagan? Dlaczego ona miała rozmazany makijaż, a on garnitur w kolorze dojrzałego banana, do tego jeszcze mocno poplamiony, a jego twarz była posiniaczona i zakrwawiona? 

źrodło: www.filmweb.pl
          Ta scena może jest trochę przerysowana, ale uświadamia nam jedną istotną rzecz. Nasze życie nie musi być idealne, takie jak sobie wymarzyliśmy. Właściwie to w tym bałaganie, który nazywamy życiem rzadko kiedy można liczyć na jakieś uporządkowanie, nie mowa już o idealności. Z miłością jest tak samo. Najpierw czekamy na przysłowiowego księcia na białym koniu — faceta idealnego pod każdym względem. Nie dość, że musi być mądry, przystojny, zabawny, to jeszcze najlepiej bogaty, ma jeździć nie koniem, tylko wypasionym sportowym wozem. No i oczywiście musi rozumieć nas bez słów i nie sprawiać żadnych kłopotów. Tylko pytanie brzmi: czy ideały istnieją? W realnym życiu czekanie na księcia z bajki nigdy nie zakończy się powodzeniem. A wiecie dlaczego? Może jest nim ten Antek, sąsiad z naprzeciwka, który zawsze przepuszcza cię w drzwiach i tak ładnie się uśmiecha? A może Tomek, który pamiętał o twoich urodzinach? Może warto zwrócić na niego uwagę? Ale biorąc pod uwagę wcześniejsze kryteria, od razu odrzucasz tę opcję, no bo przecież nie jest ani ładny ani mądry i co najważniejsze — nie jeździ ani białym koniem ani sportowym wozem. To tak w uproszczeniu, ale część z nas właśnie myśli podobnie. Mam rację? 
Potem wyobrażamy sobie idealny ślub i wesele. Tak jak to zaplanowali bohaterowie "Planety singli" — idealnie zorganizowany i dopracowany w każdym szczególe. Często zapominamy, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Nie to, jak wypadniemy i ilu będzie gości. Nie to jak pięknie będziemy wyglądać. I nawet nie to, ile pieniędzy wydamy, podczas całej organizacji. Ważne jest tylko to uczucie, które łączy dwie osoby.
Film zmusił mnie jeszcze do zastanowienia się nad kwestią naszych marzeń. To, o czym marzymy, często jest motywacją dla naszych działań. Czy jednak czasami nie jest tak, że wymagamy od życia zbyt wiele? Stawiamy sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Chcemy mieć wszystko na raz — wykształcenie, satysfakcjonującą i dobrze płatną pracę, idealnego partnera, rodzinę i dzieci. w tym pośpiechu opierającym się na myśleniu o przyszłości często zapominamy o tym, by być tu i teraz. I że możemy być szczęśliwi nawet jeśli coś pójdzie nie tak jak chcemy. W życie często wkrada się przypadek i może w nim dużo zamieszać. W jednej chwili wszystko może wywrócić się do góry nogami, a nasze misterne plany mogą spełznąć na niczym. Nie zapominajmy o tym, by cieszyć się każdą drobną rzeczą, zamiast ciągle pędzić ku czemuś lepszemu.
A na koniec piosenka, która mówi o miłości, ale w dość zwyczajny sposób, pozbawiony typowego dla tego gatunku idealizowania i podniosłych zwrotów. Zakochałam się w niej od pierwszego przesłuchania 😊

środa, 20 lutego 2019

„Outliersi" i „Rozproszenie" — recenzja serii Kimberly McCreight

Zauważyłam, że dużą popularnością na tym blogu cieszą się też recenzje książek, więc dzisiaj opowiem Wam o serii "Outliersi" Kimberly McCreight, którą właśnie skończyłam. Składają się na nią dwie książki: „Outliersi" (2016) i Rozproszenie" (2018).
Najpierw jeszcze recenzja pierwszej części — "Outliersów", którą udało mi się przeczytać jeszcze przed wakacjami. Książka tak mnie wciągnęła, że nauka do egzaminów zeszła na drugi plan, bo chciałam ją przeczytać i oddać do biblioteki przed wyjazdem.
Pozycja, na którą trafiłam przypadkiem, buszując po półkach w bibliotece okazała się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Nie miałam wobec niej dużych oczekiwań — ot, jakiś tam thriller — pomyślałam. Ale teraz stwierdzam, że było warto.
"Outliersi" to książka z ciekawym wątkiem psychologicznym. Porusza temat inteligencji emocjonalnej. Ojciec głównej bohaterki jest psychologiem i prowadzi badania dotyczące tej kwestii. Żeby było ciekawiej mogę Wam zdradzić (choć chyba nie powinnam 😊), że udaje mu się dokonać ciekawego odkrycia. Wśród badanych znajduje osoby, które lepiej niż inni potrafią czytać stany emocjonalne. To właśnie tytułowi outliersi.
Ale psychologiczne badania to tylko taka ciekawostka w książce. Głównym tematem są losy Wylie. Bohaterka dostaje od swojej przyjaciółki niezbyt spójne wiadomości, z których można wywnioskować, że grozi jej poważne niebezpieczeństwo. Mimo że Wylie nie ma z nią kontaktu od kilku tygodni, bez wahania wyrusza, by ją odnaleźć. Jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Już na samym początku plan jej odnalezienia zakończył się fiaskiem. Potem Wylie też zostaje uprowadzona. Co takiego nabroiła Cassie i gdzie ją odnaleźć? Czy wszystkim uda się wyjść z tego cało?
Książka trzyma w napięciu do samego końca, a zakończenie faktycznie jest nieprzewidywane. Jakby tego było mało z każdym rozdziałem następuje jakiś zwrot akcji i mamy nowe informacje, których nie można było się spodziewać.
Co mi się jeszcze w niej podobało? Czytałam już mnóstwo powieści dla młodzieży i wiele z nich powiela jakieś schematy, które już wystąpiły w innych. O tej nie można tego powiedzieć. Książka łączy wiele wątków, jest ciekawa i nieszablonowa. Czyta się ją szybko, styl jest dość przyjemny i nie sprawia kłopotów. Książkę zdecydowanie polecam.
Po jej przeczytaniu musiałam długo czekać, zanim udało mi się trafić na drugą część — w bibliotece była bowiem rozchwytywana. Ma dość wysokie oceny, ale już na samym wstępie muszę powiedzieć, że mnie lekko rozczarowała. Po tak dobrej pierwszej części i tak długim wyczekiwaniu spodziewałam się jeszcze większej dawki wrażeń, niż zapewniła nam autorka w pierwszym tomie. A co dostałam?
Kontynuacja losów Wylie, która teraz uczy się panować nad swoją niecodzienną umiejętnością czytania stanów emocjonalnych. Ten wątek był najciekawszy z całej książki. Choć bohaterka ze swoim ciągłym zastanawianiem się nad emocjami innych a przy tym dużym skupieniem głównie na sobie, momentami stawała się irytująca, co tak nie rzucało się w oczy w pierwszej części powieści.
Przez pierwszą połowę książki czytaniu cały czas towarzyszyło przyjemne napięcie i lekki dreszczyk emocji. Cały czas niepokoiłam się, co wydarzy się dalej i w powietrzu wisiała groźba, że nieuchronnie wydarzy się coś złego. Potem natomiast akcja zaczęła się odrobinę dłużyć. Miałam nawet ochotę zostawić tę książkę, ale wtedy nie poznałabym zakończenia. A było warto. Takiego finału nigdy bym się nie spodziewała. Jednocześnie tak mnie to zaintrygowało, że żałowałam, że książka kończy się właśnie w tym momencie. I z całą pewnością sięgną po trzecią część, która z tego, co mi wiadomo, jest obecnie w przygotowaniu.
Serię polecam, szczególnie ze względu na ten ciekawy wątek psychologiczny, z którym nie spotkałam się w innych powieściach. Co do pierwszej części, to jestem zdecydowanie na tak, natomiast druga mnie lekko rozczarowała, ale mimo nie zniechęcam, warto się z nią zapoznać. Spotykamy tam kilka innych ciekawych wątków i do końca czytania pozostaje ciekawość jak się zakończą. Myślę, że seria może się spodobać, szczególnie jeśli macie już dosyć schematów, które powielają się w wielu powieściach młodzieżowych. Jeśli o chodzi o styl i język, to też nie mam nic do zarzucenia. 
Moja ocena:
„Outliersi": 9/10
Rozproszenie": 6/10

poniedziałek, 18 lutego 2019

A po sesji... rozmyślania filozoficzne nad losem studenta

Ostatnio było mnóstwo postów z ciekawostkami psychologicznymi, więc pora trochę zmienić tematykę. Co nie znaczy, że jeszcze do tego nie wrócę  obecnie w przygotowaniu mam artykuł o depresji i kilka innych ciekawych tematów w zanadrzu. Niedawno wyszło wydanie specjalne „Charakterów” — „Wszystko, co trzeba wiedzieć o depresji u nastolatków”, więc podzielę się ciekawymi faktami na ten temat.

Gdy wracałam z zajęć pogoda tak dopisywała, że już czuć wiosnę w powietrzu. Przeszłam się  na spacer nad jezioro, żeby zrobić kilka zdjęć. Coraz więcej ludzi spędza czas na świeżym powietrzu, czemu trudno się dziwić  dziś zrobiło się już dość ciepło, oby tylko tak dalej :) Po zakończeniu semestru zimowego, gdy już pogoda zaczyna dopisywać, nie mogę się doczekać Kortowiady i myślę, że nie tylko ja. Zresztą nie tylko Kortowiada — w Olsztynie wiosną będzie się dużo działo — będę miała okazję iść miedzy innymi na koncert Sariusa czy Linkin Park.
Sesja już za mną, wczoraj z przyjaciółką świętowałyśmy jej pozytywne zakończenie. To jest w tych całych studiach najlepsze — przed sesją intensywna nauka (w niektórych przypadkach to tylko i wyłącznie przed sesją)  zakuć, zdać, zapomnieć czy może raczej "zapić, zdać, zapomnieć", jak to słusznie ujęła moja prowadząca na seminariach 😁Po sesji natomiast można odetchnąć przynajmniej na chwilę, i znowu jest okazja by pić — wzorowy student, jeśli się postara, to takową zawsze znajdzie. Oczywiście z tym piciem to taki żart. Ale po trudach sesji można sobie pozwolić na wino albo piwo i rozmyślania filozoficzne nad losem studenta xd 
Podczas przygotowań do sesji odkryłam jeszcze jeden zaskakujący fakt. Nic tak nie wyzwala kreatywności w człowieku jak nauka do egzaminu. Przynajmniej ja tak mam, że gdy próbuję się uczyć, zazwyczaj robię po drodze mnóstwo innych rzeczy, żeby nie zasnąć nad notatkami — piję kawę, słucham radia czy przeglądam internet. I jak na złość — w takich momentach, gdy mam najmniej czasu na pisanie, do głowy przychodzi mi najwięcej pomysłów na kolejne posty. Czy to nie jest przypadkiem jakaś złośliwość losu?
A dzisiaj już początek nowego semestru. I tutaj stwierdzenie o tym, że najgorszy dzień tygodnia to poniedziałek zaczyna nabierać sensu, gdy wraz z początkiem tygodnia i nowego semestru trzeba wstać na zajęcia na ósmą i siedzieć na nich aż do piętnastej. Na szczęście piątki mamy całkowicie wolne, więc warto się pomęczyć.
W tym semestrze zaczniemy też stawiać pierwsze kroki w pisaniu pracy. Zaczynają się seminaria, inna forma pracy na zajęciach, coś czego do tej pory nie było. Będzie okazja, by pogłębić swoje zainteresowania i dowiedzieć się więcej na interesujące nas tematy.
Na dzisiaj tyle, już niedługo postaram się Was zaskoczyć ciekawymi faktami o depresji. Trzymajcie się 😊 I przypominam o zakładce „Prośby skargi i zażalenia”, jeśli jest jakiś temat, o którym jeszcze chcielibyście przeczytać na tym blogu.
PS. Niedawno w związku z planowanym usunięciem platformy Google+ powstała też grupa na Facebooku: Kobiety Blogerki — fajna sprawa, można znaleźć wiele ciekawych blogów i wymieniać się komentarzami. Grupa dopiero się rozrasta, jeśli ktoś ma ochotę, to dołączajcie.

sobota, 16 lutego 2019

„W każdym z nas jest ktoś, kogo nie znamy" — kilka ciekawostek o marzeniach sennych

„W każdym z nas jest ktoś, kogo nie znamy. Przemawia do nas w snach i tłumaczy, że widzi nas zupełnie inaczej, niż my siebie” — Carl Gustav Jung

To mój ulubiony cytat dotyczący snów. Tematyka marzeń sennych od zawsze mnie fascynowała. Ludzkość od wieków próbuje odkryć ich znaczenie podobnie jak zbadać do końca funkcjonowanie mózgu, ale jeszcze tego nie dokonała i pewnie na zawsze pozostanie to zagadką. Sny dalej są tym obszarem, którego naukowcy nie są w stanie w pełni kontrolować. Jeszcze zanim rozwinęły się pierwsze formy pisma, interpretacja snów stanowiła element ludzkiej kultury. Zjawisko to nie przestaje być częścią historii ludzkości. Na podstawie tego, czego doświadczamy w marzeniach sennych, możemy tylko snuć przypuszczenia, co tak naprawdę chciała nam przekazać nasza podświadomość, czy raczej nieświadomość, bo to ona „budzi się", gdy śpimy.

            Interpretacja marzeń sennych
Niedawno czytałam wywiad z Joanną Drosio – Czaplińską, która jest psychologiem i terapeutką EMDR. EMDR czyli odwrażliwianie i przetwarzanie za pomocą ruchów gałek ocznych (eye movement desensitization and reprocessing) jest metodą leczenia urazów psychicznych. Twórcą terapii jest Francise Shapiro, która odkryła, że szybkie i powtarzające się ruchy gałek ocznych znacząco redukują lęk u osoby, która wcześniej była narażona na stresujące wydarzenie. W terapii zaburzeń stresu pourazowego metodą EMDR, przywołuje się i przetwarza dawne traumatyczne zdarzenia. Skupia się uwagę na traumatycznych wspomnieniach, przekonaniach na temat siebie, odczuwanych emocjach i doznaniach z ciała. Wykorzystuje się do tego ruch gałek ocznych, aktywując je tak jak poruszają się w fazie REM.
Według terapeutki sny należy rozpatrywać indywidualnie szukając odpowiedzi na pytanie: o czym jest dany sen dla osoby śniącej — jakie uczucia i emocje niesie, co dana osoba w nim przeżywa.
Przykładowo sny o lataniu mogą mówić o możliwościach, potencjale, dobrym kontakcie ze samym sobą. Stwierdza ona, że sny mogą być przydatne do pogłębiania wiedzy o sobie, ale ich interpretacja jest bardzo subiektywna.
W tym wywiadzie na jednym przykładzie wyjaśnione jest też jak można interpretować sny. Rozmówczyni zadała jej takie pytanie:
Koleżanka opowiadała mi, że miała erotyczny sen, w którym pojawił się kolega z pracy, choć nigdy wcześniej nie przykuwał jej uwagi. Teraz patrzy na niego inaczej, choć nadal nie jest w jej typie. Chciała mu nawet o tym powiedzieć w formie żartu.
A oto jak brzmi odpowiedź ekspertki:

Sugerowałabym potraktować taki sen jako źródło informacji o swoich potrzebach. O kondycji związku, swoich marzeniach. Zamiast szukać po sennikach, ryzykować zwierzenia, lepiej zastanowić się, o czym ten sen jest dla mnie. Może o tym, że życie erotyczne nie istnieje albo że tęsknię za namiętnością, która w moim związku wygasła, a może o potrzebie czułości? Potraktujmy sny jak żródło informacji o tym, co nam w duszy gra. Może okazać się to cenne źródło wiedzy o sobie samej.

Jak powstają sny?
Sny mogą być wiadomością naszego mózgu do nas. Myślisz bardzo intensywnie o jakimś nurtującym cię problemie? Czy może wypierasz ze świadomości coś, co jest dla ciebie trudne do przyjęcia, coś o czym nie chcesz myśleć? To może pod postacią snu wrócić do ciebie w nocy. Istnieje wiele koncepcji, które tłumaczą dlaczego śnimy. Część badaczy uważa, że marzenia senne to obrazy naszych niespełnionych życzeń i pragnień. Uczeni z Medical News Today przekonują, że sen to zbiór wydarzeń i doświadczeń, które mózg potrafi przetwarzać przez tydzień i podświadomie „podrzucać” do umysłu w nocy. To dlatego aż 65% uczestników przeprowadzonego przez nich badania śniła o sytuacjach, które wydarzyły się w ciągu kilku ostatnich dni.
Sen jest aktywnym procesem, dzięki któremu ciało regeneruje się, a mózg „przetwarza” wydarzenia dnia, łącząc je z poprzednimi doświadczeniami. Każdej nocy przeżywamy od czterech do pięciu cykli snu, które składają się z różnych etapów oraz różnych rodzajów snów. Marzenia senne pojawiają się w tzw. fazie REM, czyli fazie szybkiego ruchu gałek ocznych. Epizody snu REM normalnie powtarzają się co 90 minut i trwają od 5 do 30 minut. Na tym etapie snu występuje wysoka aktywność mózgu, oddech jest nieregularny, wzrasta częstość skurczów serca.
Podczas snu mózg odbiera niewiele bodźców z otoczenia – dlatego skupia się na tym, co wewnątrz naszej głowy. To jedyne dane, które są w tym momencie dostępne. Dlatego treść snów jest głównie tworzona z zapamiętanych wydarzeń, ostatnich doświadczeń, oczekiwań, przekonań, pragnień, obaw, obecnych emocji itp. Mózg korzysta z tych danych, aby kreować symulację otaczającego nas świata. Tak się tworzą sny. 

Gdzie powstają sny?
Na początku neurolodzy uważali, że sny powstają w mózgu. Później ten pogląd zmienił się — uznano, że miejscem powstawania snów jest system limbiczny. Dzisiaj są zdania, że sny powstają w tworze siatkowatym, grupie komórek pnia mózgu.
Za miejsce powstawania snu naukowcy uważają hipokamp — obszar mózgu kontrolujący uczucia, emocje i pamięć. To w tej części umysłu dokonuje się selekcja zdarzeń z przeżytego dnia. Część informacji trafia do kory mózgowej, gdzie zostaje zapisana w pamięci długotrwałej. Bardzo prawdopodobne, że owe długotrwale zapamiętane zdarzenia przyśnią się nam ponownie.

Świadome śnienie
Świadomy sen występuje wtedy, gdy osoba, która przeżywa swój zwykły codzienny sen, zdaje sobie  sprawę z tego, że znajduje się we śnie. Gdy w pełni zda sobie z tego sprawę, może przejąć kontrolę nad swoim własnym snem. Innymi słowy, historia, którą widzimy we śnie, może być kreowana przez nas samych. Jest to najistotniejszy aspekt świadomego snu. Takiego snu doświadczamy rzadko, choć istnieją różne techniki świadomego snu, które można opanować.

Sen a paraliż senny
Paraliż senny to dość rzadka dolegliwość. Polega ona na chwilowej utracie kontroli nad swoim ciałem, przy jednoczesnym zachowaniu pełnej świadomości. Osoby, które tego doświadczyły, określają to uczucie jako przerażające. Człowiek w czasie paraliżu sennego czuje się zamknięty w swoim ciele.
Zdarzyło mi się raz mieć taki paraliż. W pewnym momencie miałam wrażenie, że już się obudziłam, podczas, gdy sen trwał dalej. Ja natomiast próbowałam wstać, czy choćby się poruszyć, ale nie mogłam, bo czułam się przywiązana do łóżka, czy też trzymana przez niewidzialne dłonie, które nie chciały mnie uwolnić. Wszystko dookoła wydawało się takie realne — każdy szczegół w moim pokoju, tylko to, że nie mogę wstać z łóżka mi nie pasowało do rzeczywistości. Gdy obudziłam się, tym razem już naprawdę, zdałam sobie sprawę, że był to sen.

Specjaliści od snów i ich podejścia
Pierwszy był Zygmunt Freud (1856-1939), austriacki neurolog, psychiatra, zajmował się leczeniem nerwic. Znany jest z tego, że stworzył psychoanalizę — własną metodę terapeutyczną, opartą głównie na analizie swobodnych skojarzeń, snów, wspomnień. To właśnie on opublikował „Objaśnianie marzeń sennych”, które dało początek psychoanalizie.
Według Zygmunta Freuda sen jest spełnieniem irracjonalnych namiętności stłumionych podczas naszego życia na jawie. Uważał on, że zahamowanie pragnień seksualnych, tłumionych i spychanych we wstydliwe rejony podświadomości pod wpływem wychowania, rodziny i społeczeństwa, prowadzi do powikłań psychicznych człowieka.
Przeciwne podejście, będące częściową krytyką psychoanalizy prezentował Carl Gustav Jung (1875 – 1961), szwajcarski psychiatra, psycholog, naukowiec, artysta malarz. Zdaniem Junga na projekcję marzeń sennych wpływ mają pradawne kultury, przekazy dawnych religii oraz doświadczenia drzemiące w podświadomości — coś, co można nazwać nieświadomą pamięcią. Uważał on, że sny są objawieniem nieświadomej mądrości transcendentalnej, czy inaczej pozazmysłowej. wobec jednostki.
Freud i Jung wnieśli wielkie zasługi w badania nad marzeniami sennymi i stworzyli solidną podstawę do tłumaczenia snów. Badania te dowodzą, że podczas snu podświadomość wysyła sygnały, które właściwie rozszyfrowane mogą wyjaśnić, gdzie tkwi źródło problemu i w jaki sposób można go rozwiązać.

Badania naukowe nad snami
Naukowcy od lat próbują dociec dlaczego nasze umysły wytwarzają sny. Medical News Today przebadało około 200 kobiet i mężczyzn. Wyniki badań z większą precyzją pozwalają wytłumaczyć, czym jest i skąd w naszej głowie bierze się sen.
Naukowcy doszli do kilku niepodważalnych wniosków. Każdy człowiek marzy od 3 do 6 razy na dobę. Przeciętny sen trwa od 5 do 20 minut. Aż 95% snów jest zapominana po wstaniu z łóżka. 48% badanych potrafiło rozpoznać osoby, które występowały w ich marzeniach. Kobiety najczęściej śnią o rodzinie, dzieciach. w marzeniach mężczyzn wstępuje więcej agresji i nagłych zwrotów akcji. z kolei niewidomi mają sny bogate w doznania sensoryczne – potrafią przywołać zapach i odtworzyć emocje, które pojawiły się w śnie.

Z czasem o marzeniach sennych dowiadujemy się coraz więcej. Jak na razie naukowcy nie są w stanie w pełni ich kontrolować. Czy kiedyś poznamy o nich całą prawdę?

czwartek, 14 lutego 2019

O poważnej chorobie psychicznej, której nie leczymy

Atakuje każdego i choć nie jest zaraźliwa, nikt nie jest w stanie się przed nią uchronić. Atakuje układ krążenia, hormonalny i nerwowy. Pewnie zastanawiacie się, czemu w walentynki chcę mówić o chorobach psychicznych. Okazuje się, że jest taka choroba psychiczna, o której należałoby dzisiaj porozmawiać.
„Chciał podać jej kilka faktów dotyczących miłości. Wyjaśnić, że jest to tak naprawdę efekt działania C8H11N, inaczej mówiąc PEA, czyli fenyloetyloaminy, która powstaje w międzymózgowiu, a konkretnie w podwzgórzu. Chciał jej wyjaśnić, że jeśli wziąć pod uwagę klasyczne objawy, takie jak szybsze bicie serca, brak tchu, ściskanie w dołku i pobudzenie, to nie ma wątpliwości, że jest zakochany.”
 „Mów szeptem”

Pewnie nie ma wśród nas kogoś, kto choć raz nie był zakochany. Przyznam, że nawet mi kilka razy się to zdarzyło. Ale nie o tym chcę dzisiaj mówić. Czy wiedzieliście, że zakochanie jest na liście chorób psychicznych? Znamy przecież samobójstwa z miłości. Z tego względu WHO zdecydowała się umieścić miłość w grupie chorób psychicznych. Ma swój numer F639.
Skoro miłość jest taką niebezpieczną chorobą, nauczmy się ją rozpoznawać.

Przyczyny
Przyczyn może być wiele i tu już należy je rozpatrywać indywidualnie, w zależności od przypadku. Hipotetyczna sytuacja: gotujesz sobie obiad w kuchni wspólnej w akademiku i nagle wchodzi tam całkiem przystojny chłopak, ale — uwaga — zdajesz sobie sprawę, że jesteś ubrana totalnie niewyjściowo, roztrzepana i bez makijażu... Nie, to jednak nie przejdzie. <wycinam ten fragment XD> Może inny przykład. Widzisz w autobusie dziewczynę. Albo w klubie. Wygląda całkiem nieźle, ba nawet Ci się podoba. Spróbuj, do niej zagadać, wtedy... no właśnie, to może się skończyć wspomnianą wyżej chorobą psychiczną.
To ile czasu potrzebuje człowiek, żeby się zakochać też jest kwestią dyskusyjną. Niektórzy uważają, że dwa tygodnie, inni, że kilka dni. Pewne źródło, a dokładniej badania Stephanie Ortigue z Syracuse University opublikowane w czasopiśmie "Journal of Sexual Medicine" podają, że nawet — uwaga... 1/5 sekundy. A Wy co o tym sądzicie?

Objawy
Na zakochanie choruje się bardzo długo. Ten czas jest bardzo indywidualny, średnio wynosi 2-3 lata. Choć bywają przypadki, w których jest on krótszy.
Po tym okresie poziom dominujących hormonów — czyli fenyloetyloaminy i dopaminy — opada. Koniec zakochania nie musi jednak oznaczać końca związku, bo może się ono przerodzić w coś trwalszego.
Jeśli związek trwa, to w organizmach tworzących go osób zaczynają być wydzielane zupełnie inne hormony — tzw. endorfiny, czyli substancje morfinopodobne. Należą do nich m.in. oksytocyna i wazopresyna. Oksytocyna jest hormonem płodności dla kobiet, hormonem pozwalającym sprowokować i wywołać poród. Wydzielany jest także w dużych ilościach podczas laktacji. U mężczyzny dominuje wazopresyna, która w połączeniu z testosteronem daje poczucie silnego związku, wzajemnej pozytywnej zależności. Jeżeli wytworzymy te pozytywne relacje i te hormony będą wydzielane, to związek prawdopodobnie przetrwa długie lata. Jeśli coś idzie nie tak i związek się sypie spada nam poziom serotoniny, wtedy możliwe są odczucia prodepresyjne.

Jakie obszary mózgu uaktywnia zakochanie?
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie opowiedziała jak to wygląda w naszym mózgu. Helen Fisher, antropolog biologiczny z Rutgers University napisała artykuł na ten temat.
Opisała w nim przebieg badania, którego celem było zbadanie obszarów mózgu, które uaktywnia tak zwana miłość romantyczna. Badaniu temu poddano 10 kobiet i 7 mężczyzn, którzy byli silnie zakochani. Zakres ich wieku wynosił 18–26 lat, deklarowana długość „czasu zakochania" wynosiła 1–17 miesięcy. Każdy uczestnik został poddany ustnemu wywiadowi, by określić czas, intensywność i zakres odczucia miłości romantycznej. Każdy używał także kwestionariusza Skala Żarliwej Miłości, mierzącego w 9-stopniowej skali Likerta cechy powszechnie wiązane z miłością romantyczną. Po takim przygotowaniu uczestnicy badania byli poddani rezonansowi magnetycznemu, w którym kazano im na zmianę wpatrywać się w zdjęcie ukochanej (ukochanego) albo innej znajomej osoby niebudzącej w nich uczuć. w tym czasie naukowcy sprawdzali, jakie rejony mózgu ulegają aktywacji.
Oczywiście miłość nie mieszka w sercu, tylko w brzusznej nakrywce śródmózgowia i w jądrze ogoniastym. Te właśnie rejony pobudzały się tylko u osób zakochanych pod wpływem zdjęcia obiektu westchnień. Na dodatek zakochani musieli być wówczas pod wpływem wyłącznie romantycznych uczuć, bo myśli o seksie uruchamiają zupełnie inne obszary. Brzuszna nakrywka śródmózgowia i jądro ogoniaste to część struktur, które nabyliśmy bardzo dawno w ewolucji, a które tworzą tak zwany układ nagrody. To system, dzięki któremu możemy odczuwać przyjemność i ukojenie, gdy zaspokoimy jakąś potrzebę. Odkrycie to wyjaśnia stan błogiego odurzenia osób zakochanych, ich oderwanie od rzeczywistości i graniczącą z uzależnieniem potrzebę ciągłej bliskości z ukochanym. Bo układ nagrody odpowiada także za nałogi – zbytnio pobudzony domaga się ciągłego dostarczania bodźca i nie ulega wyciszeniu. To właśnie na te rejony mózgu działają kokaina czy amfetamina.

Leczenie
Oczywiście zakochania nie leczymy. Co więcej sporo badań pokazuje, że zakochanie służy zdrowiu, a ludzie pozostający w wieloletnich związkach dłużej żyją. Jeśli spojrzeć z tej perspektywy, widzimy same pozytywy. Oczywiście są jeszcze inne możliwe wersje historii miłosnej — rozstania, zdrady, nieodwzajemniona miłość. One mogą powodować dużo cięższe i poważniejsze  skutki niż samo zakochanie. Ale w święto zakochanych o nich nie mówimy.

Jak widzimy, miłość jest potężną siłą. Już Platon mawiał, że miłość jest poważną chorobą psychiczną. Nie bez powodu powstało o niej tyle piosenek, książek i wierszy. W moim repertuarze też jest kilka takich, może kiedyś je tu opublikuję. Miłość czyni nas szczęśliwymi i jest jedną z ważniejszych rzeczy w życiu każdego z nas. Dlatego się jej nie leczy, mimo że oficjalnie uwzględniona jest na liście chorób psychicznych. Dzięki miłości możemy się wzajemnie uzupełniać i zmieniać na lepsze. Niewątpliwie wiele różni dwa gatunki jakim są mężczyźni i kobiety, co jest przyczyną wielu konfliktów pomiędzy nami, jednak warto je poznać i zrozumieć, by stworzyć udaną relację. Napisałam o tym więcej w poście Czemu faceci odbierają nam chęci do życia?", który znajdziecie <TUTAJ>, zachęcam do przeczytania. Myślę, że tematycznie też pasuje do dzisiejszego dnia 😁

A na koniec coś, co moim zdaniem pasuje do tematu 😊



środa, 13 lutego 2019

Babeczki czekoladowe dla singli i nie tylko

Dawno nic nie piekłam, a dzisiaj miałam ochotę na babeczki czekoladowe. Przepis jest dosłownie tak prosty, że poradzi sobie z nimi nawet amator pieczenia. Nie wymagają też dużo czasu, piętnaście minut i gotowe 😊

Składniki:
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki cukru
2 łyżeczki cukru waniliowego
2 łyżki kakao
1/2  tabliczki gorzkiej czekolady, czekoladowe dropsy lub inny ulubiony dodatek (opcjonalnie)
 1 jajko
 1/2 szklanki oleju
 1 szklanka mleka

 Sposób przygotowania:
 Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia. Dodać pozostałe suche składniki czyli cukier, cukier waniliowy, kakao. W osobym naczyniu wymieszać składniki mokre - mleko, olej i jajko, następnie wszystko połączyć. Wymieszać, ale tylko do połączenia składników, nie za długo. Jeśli robimy z czekoladą lub dodatkami, posiekać na kawałki i dodać do masy
 Piekarnik nagrzać do ok. 200 stopni. Foremki można wysmarować masłem lub margaryną. Następnie wlać przygotowaną masę zostawiając od góry ok. 1 cm, aby babeczki mogły wyrosnąć. Wstawić do piekarnika na ok. 25 minut. W razie wątpliwości  czy są upieczone można sprawdzić drewnianym patyczkiem.
 Najlepiej smakują jeszcze ciepłe😊Ja robiłam bez żadnych dodatków, a też wyszły pyszne. Z tej ilości składników wychodzi 15 sztuk. Muszę Was jednak przestrzec, że mają jedną wadę - za szybko znikają. 

Na dzisiaj coś słodkiego, a jutro post walentynkowy. Trzymajcie się 😁

niedziela, 10 lutego 2019

Dziwny jest ten świat, czyli Przypał i jego gatunki

Podczas czytania książki Mów szeptem, którą niedawno zrecenzowałam, naszła mnie pewna refleksja. Główny bohater Witek, o którym już wspominałam, był tak bardzo inny od reszty rówieśników. Ale czy inny znaczy gorszy? Każdy z nas ma w sobie coś, co go wyróżnia od reszty.
Witek Malczyk miał doskonałą pamięć. Jak to sam powiedział, nic nie zapominał. Potrafił w pamięci wykonywać skomplikowane obliczenia matematyczne i osiągał wysokie, ponadprzeciętne wyniki w testach na inteligencję. Był również synestetykiem  — niektóre wrażenia zmysłowe u niego się łączyły, co znaczy, że widział więcej od innych. Nadmiar bodźców powodował, że czasami zachowywał się sprzecznie z normami. Potrafił zatkać uszy, gdy mówił do niego nauczyciel, czy wybiec z klasy w trakcie lekcji. Stąd jego przezwisko — Przypał. Inni tylko to w nim zauważali — jest Przypałem i zawsze zachowuje się dziwnie, niestosownie do okoliczności. Ale jaki był naprawdę? Nikt tego nie wiedział, bo nikt nie chciał go bliżej poznać. 
"Oceniają mnie, choć nic o mnie nie wiedzą. To dlatego jestem sam." - jak zauważył pewien klasyk, czyli Shrek już parę ładnych lat temu.
Rozejrzyjmy się — ile jest w naszym środowisku takich Przypałów? Znajdzie się taki przykład, pewnie nie jeden. Dla ułatwienia spróbuję rozróżnić kilka ich gatunków. Może sam jesteś jednym z nich?
Przypał Niepospolity
Zazwyczaj unika większych grup ludzi, bo lepiej czuje się tylko we własnym towarzystwie. Czasami nawet przyznaje, że się ich boi. Można go łatwo rozpoznać po tym, że zwykle siada sam na wykładach, czy woli siedzieć w czterech ścianach zamiast wyjść ze znajomymi na imprezę. Typowy samotnik.
Przypał Pospolity
Zgadza się na wszystko i bardzo łatwo go wykorzystać, wystarczy poprosić o notatki z wykładów, czy inną drobną przysługę, na pewno się zgodzi. Nie odmówi też, gdy zostanie zaproszony na imprezę, nawet gdy to będzie ostatnim, na co ma ochotę. Czasami też daje się naciągnąć na piwo albo coś do jedzenia. Wynika to głównie z jego braku asertywności i chęci uszczęśliwiania wszystkich dookoła oprócz siebie.
Antyprzypał
Trzyma się zasad, co jednoznacznie pozwala uznać go za normalnego. Przykładowo na imprezie zawsze wypije odpowiednią ilość alkoholu, ani za dużo ani za mało — nigdy nie wraca  z niej o własnych siłach. Jest miły i życzliwy dla innych osób — otacza się mnóstwem ludzi, których kiedy trzeba potrafi obgadać, ale tylko, gdy myśli, że się o tym nie dowiedzą.

Oczywiście ten podział zrobiłam tylko po to, by Wam uświadomić jak bardzo lubimy przypinać ludziom łatki. Ktoś, kto na początku wydaje się być miły i godny zaufania, nie zawsze po pewnym czasie się taki okazuje. I przeciwnie — osoba, która jest zamknięta w sobie i sprawia wrażenie raczej nietowarzyskiej i niechętnej do kontaktu, może okazać się dobrym przyjacielem. Sama wielokrotnie się o tym przekonałam. Chociażby poznając ludzi na studiach. Gdy kogoś poznajemy, staramy się wyrobić sobie zdanie na jego temat. Czasami dobre pierwsze wrażenie… to jedyna pozytywna rzecz, którą zauważam u części osób. 
         Bardzo łatwo przychodzi nam ocenianie innych po pozorach. Tych, których zachowania nie rozumiemy, najlepiej określić mianem dziwnych i nie zastanawiać się, dlaczego postępują tak, a nie inaczej. Nie zdajemy sobie sprawy, że ten Przypał może być jeszcze bardziej wrażliwy od nas. Może kiedyś ktoś go kiedyś zranił i teraz zachowuje dystans. Nigdy nie widzimy całej historii człowieka, tylko jej mały fragment, a i to dość subiektywnie.
Może nawet sam jesteś tym Przypałem. Ty czy ja. Jaki stąd wniosek? Nie możemy nikogo oceniać, dopóki nie poznamy go lepiej. Tylko będąc na czyimś miejscu wiemy jakie doświadczenia go ukształtowały i przez co przechodził. A że nie będzie nam dane doświadczyć tego samego — nie oceniajmy nikogo z góry. Bo taki Przypał wcale nie musi być kimś gorszym. Często taki człowiek ma dobre serce i jest bardzo kruchy, niewiele wystarczy, by go zranić.
Czasami zadaję sobie pytanie  dokąd zmierza ten świat, jeśli tacy ludzie są odrzucani przez społeczeństwo? Co to za świat, w którym bycie "normalnym" coraz rzadziej równoznaczne jest z postępowaniem dobrze? Zostawiam Was samych z tym pytaniem. A na koniec jeszcze piosenka, która kojarzy mi się z Witkiem. Często, gdy był zdenerwowany lub nie wiedział, co powiedzieć recytował wiersze bądź teksty piosenek. To właśnie jedna z nich. Od kiedy skończyłam czytać książkę, ciągle siedzi mi w głowie 😊



Piosenka została napisana w 1977 roku, ale przekaz jest ponadczasowy. Osobiście jestem pełna podziwu, że można zawrzeć tyle emocji w jednej piosence. Sam tekst może być też interpretowany na różne sposoby.

„Krzyczą wystawy, nazwy sklepów
W ulicach nagle rozkręconych
Tak łatwo minąć się w pośpiechu
I nie wiem, w którą pójdę stronę”

Nie mijamy się w pośpiechu. Rozejrzyjmy się i otwórzmy na ludzi. Może ktoś w tym tłumie czeka właśnie na Ciebie? A przede wszystkim — nie oceniajmy zbyt szybko, bo przez to właśnie tyle ludzi jest samotnych. Przypał wcale nie musi być Przypałem — może właśnie jest to ktoś, z kim warto się zaprzyjaźnić, zamiast przyzwalać na to, by reszta go wyśmiewała?
I jeszcze optymistyczny akcent na koniec. Uśmiechajmy się do siebie — uśmiech zawsze wraca i ma wielką moc😊Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak to ułatwia relacje międzyludzkie. Twój jeden uśmiech może poprawić komuś dzień. 

piątek, 8 lutego 2019

„Mów szeptem" Agnieszki Olejnik — recenzja

Dzisiaj zrecenzuję Wam książkę "Mów szeptem", o której przeczytałam na blogu Agnieszki Kaniuk i zachęcona recenzją sama po nią sięgnęłam. Okładka przyciąga wzrok, a opis na okładce i przeczytana recenzja nie dawały mi spokoju i musiałam ją zamówić jeszcze w dzień premiery :) Spotkało mnie pozytywne zaskoczenie, bo książkę zamówiłam w środę wieczorem, a w piątek rano już była do odbioru w kiosku. Mogę Wam polecić dyskont książkowy aros.pl. Od zawsze tam zamawiam i nigdy się nie zawiodłam, a ceny też mają konkurencyjne. A Wy gdzie polujecie na książki? :D
Książka musiała poczekać, ale na szczęście tylko kilka dni, dopóki nie zaczęły się ferie, a ja skończyłam egzaminy, bo dłużej bym nie wytrzymała.
Już od samego początku, gdy zaczęłam czytać, wiedziałam, że to będzie jedna z lepszych książek.  Osobiście zaliczam ją do najlepszych, jakie do tej pory przeczytałam. Wciąga od pierwszych stron. Chciałam przytoczyć Wam mój ulubiony fragment, ale miałam niemały problem z jego wyborem, bo było ich mnóstwo. Cała książka, każdy jej fragment to małe arcydzieło. Zawiera dużo mądrych przemyśleń i skłania do refleksji. Autorka w jednym momencie trzyma w napięciu, co sprawia, że z zapartym tchem chłoniemy każdą stronę, śledząc dalszy przebieg wydarzeń, a w innym z kolei śmiejemy się, czy płaczemy ze wzruszenia. Po dłuższym namyśle udało mi się wybrać jeden fragment.
— Czasami mam wrażenie, że jesteś jedynym człowiekiem, który... — urwała na chwilę, a gdy podjęła, jemu zabrakło tchu ze wzruszenia, bo mówiła dokładnie to, co on sam chciałby powiedzieć. — Że jesteś jedynym człowiekiem podobnym do mnie. Zupełnie jakbyśmy byli na obcej planecie, zamieszkanej przez istoty różne od nas, o jakichś dziwnych odnóżach, pokryte łuskami... Rozumiesz? Nikt inny nie może mi pomóc, nikt nie mówi w moim języku, nikt nie może mi podać ręki, tylko ty. Ale na tej planecie nie ma słońca, jest całkiem ciemno i dlatego nie widzę twojej twarzy. Wiem tylko, że jest taka jak moja."
Książka porusza wiele różnych wątków. Mówi między innymi o samotności. Dwójka młodych ludzi, którzy wybierają samotność na własne życzenie. Jakie mogą być ku temu powody? Co musi przeżyć człowiek, by stwierdzić, że każda relacja może nieść za sobą cierpienie i lepiej jest unikać nawiązywania bliższych kontaktów?
Magda - nowa uczennica, skryta i tajemnicza, mijają miesiące, a dalej nikt nie wie, skąd pojawiła się w miasteczku, krążą tylko różne plotki na jej temat. Ubiera się dość specyficznie, wyróżnia się z tłumu ubraniami, które są trochę jakby z innej epoki. z nikim nie nawiązuje przyjaźni, po zajęciach wraca od razu do domu.
Witek zwany także Przypałem. Mimo że jest rosłym mężczyzną, ćwiczy i gdyby chciał mógłby rozprawić się z każdym prześladującym go opryszkiem ze szkoły, to jednak tego nie robi. Dlaczego pozwala innym na to, by źle go traktowali? Dlaczego większość uczniów uważa go za dziwaka? i dlaczego już od samego początku zainteresował się Magdą, choć nigdy z nikim nie nawiązał bliższej relacji?
Było kilka niespodziewanych zwrotów akcji, były momenty w których książkę naprawdę ciężko było odłożyć, bo tak wciągnęła, że zapominałam o wszystkim. Bohaterowie napotkają wiele problemów i to nie byle jakich.


Nie będę już nic więcej zdradzać, choć może i tak za dużo powiedziałam. Mam nadzieję, że udało mi się kogoś zachęcić do przeczytania, bo naprawdę warto 😊 Pozycja jest napisana szczególnie z myślą o młodzieży, ale nie jest to typowa lekka książka młodzieżowa. Porusza wiele ważnych problemów, które mogą dotknąć każdego, a bardzo ciężko się o nich rozmawia. Myślę więc, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. „Mów szeptem” to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Olejnik, ale jestem przekonana, że nie ostatnie. Gorąco polecam.

środa, 6 lutego 2019

„Jej słowa miały złocistą barwę”, czyli kilka faktów o synestezji

Czytając książkę Agnieszki Olejnik „Mów szeptem”, która świetnie wpisała się w moje zainteresowanie psychologią, z uwagą i zafascynowaniem śledziłam losy głównego bohatera, który był przez społeczeństwo uważany za dziwaka. w niektórych sytuacjach zachowywał się sprzecznie z zasadami i twierdził... że słowa mają dla niego kolor.
— Magda — powiedział, kiedy nowa zniknęła mu z oczu. — Magda, Magda — powtórzył.
Nie znał dotąd tego imienia. To znaczy oczywiście znał w tym sensie, że wiedział o jego istnieniu, ale nigdy go nie wypowiadał. Chciał poczuć je na języku i między wargami. Samo słowo zawierało w sobie ciepło skorupki orzecha laskowego ale też jej twardość; zabawnie stukało o podniebienie. Miało łagodną brązową barwę, nie krzykliwą jak młode kasztany, lecz kojącą.”
Słyszeliście kiedykolwiek o synestezji? Ja słyszałam o tym zjawisku już wcześniej, ale dopiero po przeczytaniu tej książki zainteresowało mnie to na tyle, żeby zgłębić temat. Trochę poszukałam w różnych źródłach i wybrałam najciekawsze fakty.

Czym właściwie jest synestezja?
Synestezja to stan dotyczący osób, u których dochodzi do nietypowego odbioru rzeczywistości za pośrednictwem zmysłów. Doświadczenia jednego zmysłu wywołują również doświadczenia charakterystyczne dla innych zmysłów. Inaczej mówiąc, określony bodziec zmysłowy jest odbierany także przez zmysł inny niż ten, do którego był skierowany. Na przykład utwór Mozarta (który jest bodźcem zmysłowym) aktywuje nie tylko zmysł słuchu, lecz także równocześnie np. zmysł smaku. Wówczas można odbierać zasłyszane dźwięki jako doznanie smakowe, przekształcać wrażenie słuchowe w smakowe.

Rodzaje synestezji
Wyróżnia się kilka rodzajów synestezji. Najpopularniejsza jest synestezja lingwistyczna, w której cyfry, litery czy słowa wywołują wrażenia w zmysłach związanych ze słuchem, wzrokiem, smakiem i dotykiem. w ten sposób dane słowo może wywoływać wrażenia smakowe, np. imię Monika może mieć smak malinowy. Można również widzieć liczby i słowa w określonym kolorze, np. liczba 6 jest zielona, słowo piasek ma kolor żółty. w tym przypadku każda litera alfabetu ma swój własny kolor, np. litera "a" może być czerwona.
Poza tym wyróżnia się synestezję muzyczną. Wówczas podczas słuchania muzyki doznaje się smakowych lub kolorowych wrażeń, np. muzyka współczesna ma kwaśny smak, a utwór Mozarta może mieć smak truskawek z bitą śmietaną. Z kolei wspominany Mikołaj Rimski-Korsakow przekonywał, że dla niego każda tonacja muzyczna ma inny kolor, np. tonacja C-dur ma kolor biały, a Ddur żółty, słoneczny.
Jednak najdziwniejsza jest synestezja audiomotoryczna, kiedy odczuwa się konieczność zajmowania konkretnej pozycji wtedy, gdy usłyszy się określony dźwięk.
Poza tym rozróżnia się tzw. synestezję mocną i słabą, która występuje w większości przypadków. Przez większość ludzi barwa niebieska odczuwana jest jako chłodna. Większość ludzi, gdy pomyśli o jakiejś literze, widzi jej kolor. Na przykład litera „a” może mieć kolor czerwony. z kolei u synestety nie będzie to po prostu zwykły kolor czerwony, lecz np. soczysty odcień miąższu arbuza.

Kilka ciekawostek
Szacuje się, że tylko około 5% populacji doświadcza synestezji, a odnotowano ponad 60 różnych jej typów. W przeważającej liczbie dotyka częściej kobiet, niż mężczyzn, osób leworęcznych częściej niż praworęcznych oraz osoby, które mają zdolności twórcze i artystyczne. Zjawisko to towarzyszy synestetykom już w dzieciństwie i trwa całe życie. Większość takich osób nie zdaje sobie sprawy ze swojej wyjątkowości lub odmienności i traktuje swoje dodatkowe zdolności jako normalne zjawisko.

Dlaczego dochodzi do takiego zjawiska?
W badaniu neurobiologicznym nad synestetykami naukowcy utworzyli diagram z wielu znaków, które układały się w określoną figurę. Uczestnicy eksperymentu mieli jak najszybciej ustalić, jaki obiekt przypomina schemat. Okazało się, że synestetycy rozwiązali badanie znacznie szybciej od osób, które nie mieli tej przypadłości. Uczestnicy byli podłączeni też do rezonansu magnetycznego. Dzięki temu badacze odkryli, że podczas ćwiczenia synestetycy uruchamiali dwa ośrodki w mózgu: jeden odpowiedzialny za rozpoznanie znaków, a drugi za widzenie barw. Takie badania przybliżają naukowców do zrozumienia zagadnienia synestezji i stawiają pytanie, w jaki sposób można rozwinąć zdolności synestetyczne u zwykłych ludzi.
Naukowcy długo zastanawiali się nad przyczynami powstawania tej przypadłości. Po latach poszukiwań wysnuli pewne teorie, które mogą wyjaśniać, skąd u niektórych dochodzi do „pomieszania zmysłów”.
Zdaniem badaczy odpowiedzialne są za to połączenia synaptyczne w mózgu, które łączą obszary niepołączone ze sobą w normalnych warunkach.
Druga teoria odrzuca tezę o dodatkowych połączeniach synaptycznych i skupia się na zachwianiu równowagi pomiędzy hamowaniem i wyciszaniem docierających impulsów w mózgu. Synestezja z pewnością nie jest jakąś wadą, czy groźnym zaburzeniem, lecz bardziej udoskonaleniem postrzegania.
Trzecia hipoteza zakłada, że wszyscy rodzą się synestetami z dodatkową liczbą połączeń między neuronami i są nimi mniej więcej do 3. miesiąca życia. Dlatego u każdego małego dziecka może dojść do poplątania się zmysłów. Udowodniono naukowo, że jedno wrażenie zmysłowe pobudza w mózgu niemowlęcia wszystkie zmysły jednocześnie, co daje mnóstwo odczuć i wrażeń. Po 3. miesiącu życia u większości osób połączenia te znikają. u niektórych proces ten nie zachodzi i właśnie oni do końca życia zostają synestetami.
Z kolei teoria wyuczonych zachowań głosi, że osoba doświadczająca danych wrażeń nauczyła się kojarzyć w dzieciństwie słowa lub dźwięki z kolorem przedmiotów z jej otoczenia.
Ustalono także, że synestezja może być dziedziczna. Na przykład Władimir Nabokov ożenił się z kobietą, która również była synestetyczką i swój dar przekazali swojemu synowi Dmitrijowi.

Znane osoby doświadczające synestezji
Dzięki lepszemu połączeniu pomiędzy aspektami zmysłowymi, synestetycy często zostają artystami. u wielu pisarzy, malarzy, aktorów czy muzyków stwierdzono właśnie występowanie synestezji.
Arthur Rimbaud (który był bohaterem filmu „Totalne zaćmienie” Agnieszki Holland) tak opisywał swoją przypadłość: „A jest czarne, E białe, I czerwone, U zielone a O niebieskie”. Dzięki tej zdolności stał się on jednym z najbardziej znanych francuskich pisarzy.
Z kolei Vincent van Gogh, który obecnie jest uważany za jednego z najsłynniejszych malarzy w historii ludzkości, mimo szczerych chęci nie mógł nauczyć się gry na pianinie. a wszystko dlatego, że każdy dźwięk wywoływał w jego umyśle jakiś kolor i gra na instrumencie stawała się zbyt przytłaczająca.

Jak więc widzimy, synestezja mimo że uważana jest za zaburzenie w funkcjonowaniu zmysłów, może być też postrzegana jako wyjątkowa zdolność. Przyczyniła się do powstania wielu dzieł, o których usłyszał cały świat. Poniżej jeden z przykładów, czyli „Gwiaździsta noc” Van Gogha. Witek, bohater książki „Mów szeptem” też był niezwykłą i inspirującą postacią, ale o nim wkrótce więcej w kolejnym poście. Książkę już kończę czytać, niedługo napiszę recenzję 😊



poniedziałek, 4 lutego 2019

Jeden wielki miszmasz, czyli zwariowany dzień z życia studentki

Mam już za sobą dwa egzaminy i wydaje się, że to już koniec sesji dla mnie. W końcu czas chwilę odetchnąć przed nowym semestrem. Za mną dwa dni naprawdę ciężkiej pracy włożonej w przygotowania do dzisiejszego egzaminu, który na szczęście poszedł mi dobrze. Wczoraj, siedząc nad notatkami, czułam się strasznie zrezygnowana i nie miałam siły na robienie czegokolwiek. Ale dzisiaj, gdy wstałam i wyjrzałam za okno, zobaczyłam takie piękne widoki, że nawet egzamin przestał mi tak ciążyć.
Wracając z egzaminu, spotkałam pana, który chodził z aparatem po Kortowie i robił zdjęcia, więc nie tylko mnie to zachwycił. Co prawda fotograf ze mnie żaden, ale gdy widzę coś takiego, nie potrafię przejść obok obojętnie.

Schody na Górkę Kortowską. Jeśli ktoś uważa, że w życiu ma zawsze pod górkę, powinien spróbować wejść po tych schodach. 

Kościół w Kortowie

Jak widać, moje sąsiadki zimna się nie boją 😊

I Górka Kortowska, na której studenci urządzają zjeżdżanie na sankach. 


A gdyby ktoś zobaczył dziewczynę biegającą po Olszynie jak wariatka i goniącą tramwaj numer 3, który oczywiście uciekł, bo jakże mogłoby być inaczej — to właśnie ja dzisiaj. Zatrzymywałam się tylko na chwilę, by zrobić zdjęcia, albo... zawiązać buty 😁
Załatwienie wszystkich spraw przed wyjazdem, oddanie książek do dwóch różnych bibliotek, zdążenie na czas na film do Multikina, a potem na autobus powrotny do domu, było nie lada wyzwaniem, ale jak to zwykle bywa - całe moje życie to jeden wielki spontan, a i tak w większości przypadków wszystko idzie po mojej myśli. Do kina dotarłam całe trzy minuty przed rozpoczęciem seansu 😊
Oglądałam "Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3" i muszę powiedzieć, że było to świetna rekompensata po tych ciężkich przygotowaniach do sesji. Dawno się tak nie uśmiałam na filmie. Naprawdę był to jeden wielki miszmasz — mnóstwo różnych wątków, połączonych w jedną historię sprawia, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Poza tym dwie poprzednie części to już klasyk, więc nie sposób nie obejrzeć trzeciej. Polecam wszystkim.
Na dzisiaj taki luźny post, dajcie znać w komentarzach, czy chcecie, żeby częściej się takie pojawiały :) W planach mam jeszcze kilka ciekawych pomysłów, które wkrótce zrealizuję, bo ferie oznaczają więcej czasu na bloga.