niedziela, 18 października 2020

Czy miłość jest lekarstwem?

Inni uważają, że wiedzą, co to znaczy być w depresji, ponieważ przeżyli rozwód, stracili pracę lub zerwali długotrwały związek. Jednak te doświadczenia niosą ze sobą określone uczucia, natomiast depresja jest płaska, pusta i nie do zniesienia.

Dzisiaj nie będzie typowej recenzji, ale chcę Wam opowiedzieć o pewnej książce, która mnie ostatnio zafascynowała. Psychologią interesuję się od dawna, ostatnio szczególnie zaciekawił mnie temat choroby afektywnej dwubiegunowej. Stąd pomysł, by przeczytać książkę „Niespokojny umysł. Pamiętnik nastrojów i szaleństwa" Kay Redfield Jamison.

Autorka jest psychologiem, terapeutą, a jednocześnie zmaga się z chorobą dwubiegunową. Jest to niezwykle trudne w diagnozie i leczeniu schorzenie polegające na naprzemiennym występowaniu okresów depresyjnych i maniakalnych. Depresja charakteryzuje się długo utrzymującym się obniżonym nastrojem, poczuciem pustki i braku sensu. W chorobie dwubiegunowej depresje mają wyjątkowo ciężki przebieg i obarczone są ryzykiem samobójstwa. Manię natomiast cechuje podwyższony nastrój, pobudzenie, zawyżone poczucie własnej wartości i nadzwyczajna wiara we własne możliwości, często nieadekwatna do sytuacji. Chory skłonny jest do ryzykownych zachowań, niekiedy wydaje dużo pieniędzy, bywa drażliwy i nie znosi sprzeciwu. Czuje się świetnie, żyje intensywnie, a życie ma  mnóstwo barw, w przeciwieństwie do okresu depresji, gdy staje się ono szare i pozbawione radości. Zarówno okres depresji, jak i manii nie jest stanem pożądanym i wymaga leczenia oraz nadzoru psychiatry. Choroba afektywna dwubiegunowa pozostawiona sama sobie może całkowicie zdezorganizować człowiekowi życie - pozbawić pracy, relacji z bliskimi, radości codziennego dnia, a nawet życia. Dlatego tak ważne jest odpowiednie rozpoznanie i leczenie. 

Nawet wtedy, gdy znajdowałam się w stanie psychozy – miałam urojenia, omamy i pogrążałam się w szaleństwie – byłam świadoma, że odkrywam nowe zakątki mojego umysłu i mojej duszy.

Najlepszym tego przykładem jest sama autorka książki. Powieść Kay Redfield Jamison niezwykle mnie poruszyła. Jest to szczery opis historii, w której pierwsze skrzypce gra właśnie wspomniana choroba dwubiegunowa. Autorka wspomina swoje dzieciństwo, młodość, miłosne perypetie, początek kariery zawodowej, a wraz z nim także początek zmagań, które rozpoczęły się jeszcze na długo przez postawieniem diagnozy przez psychiatrę. Życie z CHAD to ciągła huśtawka i balansowanie między piekłem a niebem. Depresje, czarne okresy pełne myśli o śmierci przeplatały się u niej ze stanami maniakalnymi, w których myśli gwałtownie przyspieszają, mówi szybko, chce zrobić wszystko, najlepiej tu i teraz. Szczególnie podobał mi się rozdział „Miłość jest lekarstwem", który stanowił próbę odpowiedzi na pytanie, jaką rolę w życiu autorki spełniła pewna piękna relacja. Poruszyło mnie również zakończenie, które stanowi meritum całej opowieści. Autorka odpowiada w nim na bardzo ważne pytanie: czy gdyby wiedziała, że jej życie będzie naznaczone chorobą, wolałaby się nie urodzić?

Świadectwo Kay Redfield Jamison daje nadzieję i otuchę dla wszystkich dotkniętych chorobą i ich bliskich. Pokazuje, że życie z CHAD to nie tylko pasmo cierpień, ale może być też piękne. Jako osoba z CHAD jest niezwykle wrażliwa i znacznie mocniej odbiera otaczający ją świat. Bywa to smutne, a zarazem niesamowite i pociągające. Książka napisana barwnym poetyckim językiem trafia prosto w serce. Będzie cenną lekcją, zarówno dla osób zmagających się z tą chorobą, jak i tych, którzy chcą zgłębić temat. 


Kay Redfield Jamison, Niespokojny umysł. Pamiętnik nastrojów i szaleństwa

Ilość stron: 312

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Data premiery: 18 września 1995

środa, 7 października 2020

Wejdź do szafy!

Wraz z końcem przerwy wakacyjnej wracam do pisania. Sporo się u mnie ostatnio dzieje, ciężko znaleźć chwilę, żeby zebrać myśli. Nowe studia, nowe miasto, nowi ludzie. W pewnym sensie też nowa ja. Nieraz się zastanawiam, jak to jest, że w każdym miejscu zostawiamy cząstkę siebie. Jak to możliwe, że w każdym miejscu coś zostawiamy, a jednocześnie życie toczy się dalej. Ludzie, miejsca, wspomnienia i emocje, które nam towarzyszyły już na zawsze zostaną związane z tym miejscem. Niekiedy mam wrażenie, że czas biegnie zbyt szybko. Że to, co dobre, zbyt szybko mija i pozostaje pustka. Ale właśnie ta pustka jest potrzebna, by odkryć siebie na nowo. 

A co to znaczy odkryć siebie? Gdy pewnego razu przechodziłam wzdłuż rynku, zaczepił nas chłopiec. Robił wywiad, który potrzebny mu był do szkolnego projektu, i zadał mojemu znajomemu serię dziwnych i dziwniejszych pytań. Jedno z nich brzmiało: „Kim chcesz być w przyszłości?” Zazwyczaj wtedy nasze myśli wędrują ku różnym podniosłym ideom. Lekarzem, prawnikiem, architektem, księgowym. Chcę pomagać ludziom, chcę być sławny, chcę być szanowany. Ale czy te pragnienia nie przysłaniają nam czegoś istotnego? Tutaj, co mnie zastanowiło, padła po prostu odpowiedź: „sobą”. Można pomyśleć, ot nic nadzwyczajnego. Tylko kiedy tak naprawdę jesteśmy sobą? Przy rodzicach? Na uczelni? w pracy? Wśród znajomych? Każda sytuacja to pewien zestaw oczekiwań, pewna rola, jak w teatrze. Posłuszna córka, dobra koleżanka, pracownik starający się o awans, kumpel próbujący zaimponować znajomym. A gdzie jest miejsce na to „ja” prawdziwe? 

Nieżyjący już ks. Pawlukiewicz użył symbolicznego obrazu. Dopiero, gdy wejdziemy do szafy, pobędziemy sami w swoim towarzystwie i znajdziemy chwilę na refleksję, wtedy jesteśmy sobą. Często boimy się tego, bo mogą dojść do głosu rzeczy dawno zapomniane. W codziennym zabieganiu ciężko jest wygospodarować ten czas na „wejście do szafy". Ale może warto?