poniedziałek, 30 grudnia 2019

A gdyby jutra miało nie być?

Przed wigilią odszedł nasz sąsiad. Dlatego też w święta podczas rozmów przy obiedzie był taki moment, gdy zastanawialiśmy się, dlaczego życie jest tak krótkie. Jednego dnia jeszcze jesteśmy na tym świecie, a na drugi dzień bliscy i znajomi płaczą nad naszym grobem. Mój tata wypowiedział takie zdanie, które do tej pory mi towarzyszy. Mianowicie teraz ludzie coraz szybciej żyją. Każdy ma telefon, samochód, co pozwala zaoszczędzić mnóstwo czasu, a i tak mamy go niewiele. Zaś nie tak dawno temu ludzie wszędzie chodzili pieszo, a telefon był jeden na kilka domów i z powodzeniem starczało na wszystko czasu. Życie nie miało tak zabójczego tempa, a stres był mniej obecny. Zatem co takiego się zmieniło?
Tak mnie to zastanowiło, bo ilekroć patrzę na swoje życie, to ciągle mi w nim brakuje czasu, na większość rzeczy, które chciałabym zrobić. Lista książek, które chciałabym przeczytać jeszcze w tym życiu osiągnęła już kolosalne rozmiary. Ciągle pojawia się jakiś nowy film czy serial, który muszę obejrzeć. Tyle rzeczy chciałabym się jeszcze nauczyć, ale po prostu nie wiem, od czego zacząć. Zewsząd atakują mnie różne nowe bodźce. A to informacje o wydarzeniach, na których nie mogę nie być, a to o miejscach, które trzeba jeszcze odwiedzić. Tylko jak to wszystko uporządkować, żeby o niczym nie zapomnieć? Przydałby się jakiś zmieniacz czasu. Może to rozwiązałoby sprawę raz na zawsze?
Gdy tak myślę o tej wcale nie tak dalekiej przeszłości, chciałabym, by to wróciło. Byśmy spotkali się rozmawiając, a nie czatując ze sobą czy pisząc smsy. Czasem napisali list. Przeszli wszyscy razem pięć kilometrów pieszo do kościoła na pasterkę w wigilijną noc. Nie zważając na zimno, mróz i śnieg chrzęszczący pod stopami.  A może właśnie ciesząc się, że ten śnieg spadł, bo teraz nie ma nawet białych świąt. Byśmy cieszyli się małymi rzeczami. Po prostu ze sobą byli. Tak, żeby to drugi człowiek był najważniejszy. I potrafili żyć tak, jakby jutra miało nie być. 
Uznałam, że mój widok z okna najlepiej nadaje się na ilustrację do tego posta XD 
Pomyślmy o tym wszystkim w nowym roku. Chcę Wam życzyć, by był on jeszcze bardziej udany niż poprzedni i żebyście doświadczali jeszcze więcej dobra.
Na koniec dodam jeszcze, że właśnie mija rok, odkąd założyłam tego bloga. Dziękuję, że wciąż tu jesteście i czytacie! 😊

piątek, 27 grudnia 2019

Przed świtem jest najciemniej

Noc to także wewnętrzny stan, gdy człowiek nic nie widzi, gdy siedzi w ciemności i chaosie. gdy mieszka w dolinie słabości lub na dnie swych grzechów. Tam również, a może nawet przed wszystkim tam, Bóg lubi przychodzić. Pan Bóg uwielbia przybywać nocą, gdy jest ciemno, zimno i gdy mrok ogarnia nie tylko zmysły, ale i serce. On przychodzi jak nocny złodziej, przebiegle wchodząc w miejsca zamknięte i niedostępne.
Przeczytałam już „Kredziarza" i „Rzeźnika", ale o tym opowiem Wam w późniejszych postach. w przerwie świątecznej postanowiłam trochę odetchnąć od tych „potwornych" książek. Chociaż ta, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć też jest potworna, w pewnym sensie. Lubię wszystko, co mroczne, więc gdy zobaczyłam tytuł „Nocny złodziej", nie mogłam nie przyjrzeć mu się bliżej.
Pewnie już pisałam, ale jeśli tak, to się powtórzę. Cokolwiek bym oglądała czy czytała, to u ojca Adama ma jest to jasny przekaz, który można odnieść do swojego życia i zapada w pamięć. Gdy zaczęłam słuchać jego komentarzy do Pisma Świętego, w końcu coś naprawę zaczęło do mnie docierać 😁 Niektóre wnioski są zaskakujące, inne poruszające. Jego działalność otwiera oczy na wiele spraw, które na pozór wydają się oczywiste, ale dopiero po głębszej analizie, zaczyna do nas docierać cały sens.
„Nocny złodziej” to zapis rekolekcji o. Adama o tym samym tytule. W książce znajdziemy jednak więcej niż na nagraniach dostępnych na YT. Każdy rozdział zakończony jest krótką modlitwą i opatrzony ilustracjami. To wydanie sprawiło, że czułam się jakbym czytała historię na dobranoc. Codziennie wieczorem czytałam jeden rozdział, a wszystkich mamy tam osiemnaście.
     Czuję, że relacje, które buduję w życiu, polegają na tym, że ludzie niby mnie kochają i niby mi coś dają, ale ja cały czas mam poczucie, że wrzucają mi jakieś ochłapy lub tylko trochę tego, co naprawdę mogą mi dać. Ja zaś ciągle szukam kogoś, kto wrzuci mi wszystko, czyli jak to zrobiła ta wdowa, wrzuci mi całe swoje utrzymanie. Szukam kogoś, kto odda mi wszystko, bo sama też chcę komuś ofiarować wszystko, co posiadam.

Zaintrygował mnie taki zamysł na książkę. Skąd się wzięło to porównanie Boga do złodzieja? Przecież to ostatnie skojarzenie, które mogłoby nam przyjść do głowy. Spodziewałam się, że zostaną tu poruszone ciężkie tematy. I rzeczywiście tego nie brakowało. Książka dotyka różnych mrocznych zakamarków naszej duszy. Jest mowa o samotności, ludzkich słabościach, braku nadziei. Czytamy fragmenty z Pisma Świętego, a następnie dotyczące ich rozważania. Zaskakujące jest to jak wszystkie idealnie do siebie pasują. Do tej metafory Boga złodzieja, który przychodzi wtedy, gdy zupełnie nie jesteśmy na to przygotowani i wchodzi tam, gdzie się go nie spodziewamy. Bóg chce działać w naszym życiu, nawet wtedy, gdy myślimy, że już wszystko stracone.
Może ta książka pozwoli Wam inaczej spojrzeć na różne płaszczyzny swojego życia, które mogą wymagać naprawy. Pomoże dostrzec to, co najciemniejsze i dotrwać do świtu. „Nocny złodziej” to zaskakujące, ale przede wszystkim ciekawe spojrzenie na Boga i człowieka. Daje nadzieję na trudne momenty w życiu. Jednak muszę przyznać, że niezależnie od tego jak dobra byłaby książka, to ja i tak wolę treści przekazywane przez ojca Adama w wersji na YT 😊

Adam Szustak OP, Nocny złodziej
Ilość stron: 260
Wydawnictwo: Stacja7
           Data premiery: 31.10.2019

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Życzenia świąteczne

Choinka mruga lampkami
Dając nadzieję na lepsze
Bo w święta wszystko jest lepsze,
Piękniejsze, doskonalsze, niezwykłe
Chociaż na tę krótką chwilę
Bo Bóg się narodził
I nas wszystkich jednoczy
Tego wieczoru, raz w roku
Przy wigilijnym stole
W sercach panuje pokój i radość
Życzymy sobie wzajemnie wszystkiego, co najlepsze
Byśmy byli zdrowi, szczęśliwi, spełnieni
Przez tę krótką chwilę mając nadzieję, że tak będzie
Tego wieczoru, raz w roku
Nawet dla wędrowca jest miejsce gotowe
Szkoda, że to wszystko
Dzieje się tylko raz w roku

      Już lada chwila święta. Mnóstwo przygotowań po to, by móc zobaczyć pierwszą gwiazdkę i zasiąść przy wigilijnym stole. W ten jeden wieczór w roku wszyscy się jednoczymy i wszystko jest inne. To w ten wieczór jak w żaden inny towarzyszy nam nadzieja, że będzie lepiej. Że wszystko się naprawi, a problemy uda się rozwiązać. Przynajmniej większości z nas towarzyszy ta nadzieja. Ale nie dla wszystkich święta są czasem nadziei i miłości. Nie każdy jej doświadcza tak jak powinien. Niedawno na Kortowie miało miejsce dramatyczne wydarzenie. Studentka z sąsiedniego akademika skoczyła z okna po tym jak krzyczała, że nienawidzi ludzi i woli rozmawiać z duchami. Miało to miejsce około pierwszej nad ranem. Wtedy spałam, ale moja współlokatora słyszała zabierającą ją karetkę.
Usłyszałam o tym, gdy wróciłam z wigilii w wolontariacie. Po tym jak podzieliłam się ze znajomymi opłatkiem, zaśpiewaliśmy kolędy i zdążyłam już poczuć nadchodzące święta. Jak się okazuje nie dla wszystkich będą to radosne święta. Co może skłonić człowieka do tak ostatecznej decyzji? Jak zwykle reagujemy na takie wydarzenia? Mi nie chciało się w to wierzyć. Gdy słyszymy o tragediach, które rozgrywają się gdzieś daleko, jest to pewien szok, ale nie uderza nas tak mocno jak w sytuacji, gdy coś złego dzieje się zaraz obok. Sąsiadka. Może mijałam ją gdzieś w sklepie czy na ulicy. Potrzebowała pomocy i nikt tego nie zauważył? Dlaczego tak się stało?
W pewien sposób mnie to doświadczenie zmieniło. Od teraz inaczej patrzę na otaczających mnie ludzi. z większą życzliwością. Każdy z nas przeżywa swoją wewnętrzną walkę. Choć zgrywamy twardzieli i nie lubimy o tym mówić, każdy w mniejszym lub większym stopniu przeżywa życiowe trudności. Nie oceniajmy innych zbyt łatwo. Nawet jeśli kogoś nie lubimy, jest inny czy irytujący, postarajmy się po prostu to uszanować. Nie zdajemy sobie sprawy jak nasze postępowanie może wpłynąć na innych. Mamy moc budować, ale też niszczyć. Słowa mogą kogoś zranić, dotknąć. Nie warto nikomu utrudniać tej życiowej walki.
Z jednej strony nadchodzące święta, wigilia na której podzieliłam się opłatkiem z ludźmi, którzy są dla siebie życzliwi, a zaraz potem dowiaduję się o tragedii, która wynika z czegoś zupełnie przeciwnego. Z niedostatku miłości. A tego w święta nikt nie powinien odczuć. Otwórzmy się na innych, by każdy mógł poczuć się kochany. Nikt z nas nie powinien zostać sam w tym trudzie codziennego życia. Bądźmy dla siebie przyjaciółmi nie tylko od święta. Może właśnie sąsiad bądź sąsiadka czuje się tak bardzo samotna, że rozważa odebranie sobie życia?

Na koniec chcę Wam życzyć, by te święta przyniosły dobro, radość i miłość. Żeby nikt z nas nie czuł się samotny. 

piątek, 20 grudnia 2019

Są historie, które zostają w nas na zawsze i ludzie, których nigdy nie zapominamy

Czy gdyby ktoś ci powiedział, że jutra może nie być, chciałabyś zasnąć?
Nic nie przekonywało mnie, żeby przeczytać tę książkę. Ani opis, ani nawet polecajki na okładce do mnie nie przemówiły. Dopiero gdy trafiłam w „Charakterach" na tekst mówiący o tym, że książki Magdaleny Witkiewicz mają właściwości terapeutyczne, postanowiłam spróbować. Cieszę się, że jednak się zdecydowałam. Okładka książki jest piękna, choć tak niepozorna, że łatwo ją pominąć wśród innych, które się bardziej wyróżniają. a zdecydowanie jest to książka, której nie należy pomijać.
Każda rodzina ma swoją zawikłaną historię. Warto tę historię poznać i zrozumieć, bo dopiero gdy to nam się uda, zyskamy pełną kontrolę nad naszym życiem. Justyna skończyła studia, znalazła dobrze płatną pracę, ale jej życie wcale nie stało się dzięki temu prostsze. Wręcz przeciwnie – pogubiła się. Jej ukochany wyjechał do Stanów, by zarobić na ich wspólne mieszkanie, ale czas upływa, a związek na odległość staje się coraz trudniejszy. Wtedy też zaczyna dostrzegać pewną analogię między wydarzeniami ze swojego życia i swoimi decyzjami, a historiami opowiedzianymi jej przez babcię sięgającymi jeszcze czasów drugiej wojny światowej. Wraz z nią poznając te opowieści, jesteśmy świadkami trudnych wyborów, trudnych miłości, trudnych rozstań. W czasie wojny nic nie jest pewne. Człowiek się wtedy uczy życia na nowo. A to, co kryje przeszłość, może stać się cenną lekcją. Ponadczasową.
Czasami w życiu trzeba dokonywać wyborów. Nie jest problemem wybrać pomiędzy dobrem i złem. Największą trudnością jest wybrać pomiędzy dobrem a dobrem. I to w taki sposób, by nikogo nie skrzywdzić.
Przyznam szczerze, że opis mnie nie przekonał. Nie przepadam za książkami poruszającymi choć trochę tematykę wojenną. Nie przepadam również ani za romansidłami ani za szczęśliwymi zakończeniami. Dlatego też długo się wahałam z sięgnięciem po nią. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. Nie było w tej powieści ani jednego momentu, w którym bym tego żałowała. Ma ona w sobie coś urzekającego. Historia jest opowiedziana tak przyjemnie, że można ją przeczytać jednym tchem. Ten wyjątkowy sposób opowiadania porywa od samego początku, a potem może być już tylko lepiej.
Przyglądając się perypetiom bohaterów, doświadczycie z nimi wielu trudnych chwil, ale też wielu radości. A to właśnie takie rzeczy zbliżają ludzi. Zostaniecie rzuceni w sam środek wojny. Wraz z bohaterami przeżyjecie ból rozstania, straty ukochanej osoby, czekania i niepewności, czy ci, którzy wyruszyli na wojnę, rzeczywiście wrócą. Zobaczycie czym jest niepewność jutra i jak nigdy przekonacie się, że trzeba brać życie takim jakim jest. Bo lepszej ku temu okazji może już nie być. Czekanie na spektakularną odmianę, na cud, czy na szczęśliwe zakończenie, może okazać się nic nie warte. Cudów zaś doświadczamy wtedy, gdy zupełnie nie jesteśmy na to przygotowani. Bo życie lubi być nieprzewidywalne i płatać figle. Zastanawianie się, co by było gdyby i analizowanie wszystkich możliwych konsekwencji czegoś, co mogłoby się wydarzyć, ale się nie wydarzyło, bo podjęliśmy taką a nie inną decyzję, nie ma sensu.
Ta historia stawia przed nami też ważne pytanie – na ile nasza przeszłość nas definiuje? Czy ktoś, kogo spotykamy po latach to wciąż ten sam człowiek? Poznając losy bohaterów, będziecie mieli okazję sami to rozstrzygnąć, ocenić ich wybory i wyciągnąć ważne wnioski. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” to książka, która może trafić prosto w serce i zrobić z niego miazgę. Nie było jeszcze takiej książki, przy której bym tak płakała.
Trudno mi znaleźć słowa, by dobrze opisać tę książkę. Trudno mi dopasować skalę, by ją ocenić. I uważam, że każdy bez wyjątku powinien ją poznać. Ma moc wiele zmienić w naszym myśleniu i postrzeganiu codzienności. Zawiera mnóstwo pięknych myśli. Odnalazłam w niej też cytaty z moich ulubionych piosenek. Autorka porusza również pewne ciekawe zagadnienie psychologiczne, o którym wcześniej nie słyszałam.
Może być świetnym prezentem na święta, bo jest to książka, którą warto mieć na półce w zasięgu ręki, by w razie potrzeby móc do niej wrócić i może jeszcze raz zrozumieć ją na nowo. To jedna z książek, które można czytać wielokrotnie i za każdym razem będzie inna.
Moja ocena: 10/10

Magdalena Witkiewicz, Jeszcze się kiedyś spotkamy
Ilość stron: 520
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 15.05.2019

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Widziałam Mikołaja... znikający papier toaletowy i pana Wojciecha, czyli coraz bliżej święta

Klimat świąt często czujemy jeszcze na długo przed świętami. W sklepach świąteczne ozdoby pojawiają się bardzo wcześnie. Ale w Olsztynie jedynym i słusznym zwiastunem świąt jest Warmiński Jarmark Świąteczny. Wtedy to nasza Starówka gromadzi tłumy ludzi, którzy wspólnie słuchają czytanych bajek, jedzą różne przysmaki i rozmawiają. Można też kupić świąteczne pamiątki i inne drobiazgi. W tym roku na jarmarku nie tylko udało mi się zobaczyć Mikołaja z prawdziwego zdarzenia. Widziałam też znikający papier toaletowy, znikającego pana Wojciecha i inne niesamowite zjawiska. Byłam też świadkiem przykrej sytuacji.

Niby nic szczególnego, ale jednak jest coś niesamowitego w tym wspólnym chodzeniu, świątecznych dekoracjach. Nie wiem jak Wy, ale ja wtedy już czuję się magię nadchodzących  świąt. Co magicznego mają w sobie święta? Lubię w nich to, że ludzie są dla siebie bardziej życzliwi. Każdy z nas stara się być lepszy, na swój własny, może nie zawsze skuteczny sposób, ale już w samym staraniu się jest coś, co daje nadzieję. Może przez takie małe rzeczy w świecie będzie dziać się mniej zła? Warto od tych małych rzeczy zacząć. Od obdarowania innych. Nie tylko prezentami świątecznymi – prezenty to jedynie symbol. Jest jeszcze wiele innych rzeczy, które możemy rozdać innym.

Cytując mojego ulubionego klasyka, dawanie siebie innym to postawa serca, której powinniśmy się nauczyć. Nasze serca powinny być skierowane nie ku sobie, ale ku innym i nastawione na ich potrzeby. A teraz moje ulubione przykłady – czy wchodząc do autobusu nie siadasz, a najpierw myślisz, czy ktoś inny może bardziej potrzebować miejsca siedzącego? Czy idąc rano do sklepu po dwie bułki i pasztetową, próbujesz chociaż zagadać do pani sprzedawczyni? Często nie przywiązujemy wagi do takich drobiazgów. Może gdybyśmy postarali się o takie drobnych gesty, łatwiej byłoby nam osiągnąć rzeczy wielkie? Postarajmy się o taką postawę nie tylko w święta, ale i na co dzień. Niewiele trzeba, by podarować innym trochę dobra. Tak trudno jest znaleźć Mikołaja, ale o wiele prościej kogoś, kogo można obdarować. Może to jest właśnie odpowiednia pora, byśmy i my zostali Mikołajami? Bądźmy takimi Mikołajami, którzy nie tylko od święta chcą dawać innym dobro.
Oprócz Mikołaja na jarmarku zobaczyłam też pokaz iluzji, który zaprezentował iluzjonista Maciej Pol. Pokazane zostały zarówno, standardowe sztuczki jak i te mniej znane. Do tej pory jest dla mnie zagadką, jak temu panu udało się przekroić na pół skrzynię z kobietą w środku. Chyba nigdy się tego nie dowiem. Tego nie udało mi się nagrać, ale pozostałe znajdują się poniżej.

Znikający papier toaletowy i Pan Wojciech

Zepsuty parasol babci

Teleportacja królika

Sztuczka z ukręcaniem głowy

Kobieta znikająca w skrzyni

Gdy wracałam, byłam świadkiem awantury w barze z kebabem (tak, dobre, co polskie, ale kebab jednak jest bezkonkurencyjny). Z jednej strony nadchodzące święta, świąteczny jarmark i ludzie, którzy starają się być dla siebie życzliwi, a zaraz obok mężczyzna wygrażający sprzedawcy w barze z kebabem za to, że o dwanaście złotych za dużo pobrał mu z karty. Sprzedawca mówił tylko po angielsku i ciężko było im dojść do porozumienia, ale po co od razu dajemy się ponieść emocjom? Po co te groźby i kłótnie? Każdy z nas zasługuje na szacunek.

Na koniec jeszcze pochwalę się Wam, że już dostałam najlepszy możliwy prezent i to nie tylko na święta. Wysłałam recenzję „Szeptacza” na konkurs organizowany na Instagramie. Pięć osób mogło zgarnąć wszystkie thrillery i kryminały, które ukażą się nakładem Wydawnictwa Muza w 2020 roku. Długo potem jeszcze zbierałam szczękę z podłogi, gdy przeczytałam meila, że jednym z tych szczęśliwców będę ja 😁
Czy też lubicie świąteczne jarmarki? Co Wam się najbardziej kojarzy ze świętami?

piątek, 13 grudnia 2019

Grawitacja nie istnieje, to życie po prostu jest ciężkie

Przychodzi taki dzień, gdy do człowieka dociera, że dalsza tułaczka nie ma sensu. Że dokądkolwiek idziesz, zabierasz ze sobą siebie.
Gdy do kin weszła kontynuacja „Lśnienia" – „Doktor Sen", postawiłam sobie za cel najpierw nadrobić zaległości czytelnicze w tym temacie. „Lśnienie" było jedną z pierwszych pozycji Kinga, które zdecydowałam się przeczytać. Było to już dwa lata temu, a do tej pory pamiętam jak moją wyobraźnią zawładnął opis trupa kobiety wychodzącego z wanny. Trochę bałam potem wejść do łazienki. a jeszcze bardziej ciekawiło mnie czy kontynuacja będzie równie dobra, czy lepsza.
Hotelu Panorama nie ma już od trzydziestu lat, ale są rzeczy, których żadnej sile nie udało się zniszczyć. Choć siedlisko zła spłonęło, zło wciąż jest obecne i ma się dobrze. Dan walczy z uzależnieniem od alkoholu. Abra – dziewczynka o nadludzkich umiejętnościach, walczy ze swoim strachem. Razem łączą się, by walczyć z czymś niesamowicie potężnym. Prawdziwy Węzeł to zgromadzenie, które poszukuje dzieci takich jak Abra, „obdarowanych” jasnością, czyli pierwiastkiem, pozwalającym im na robienie różnych rzeczy niedostępnych dla zwykłych ludzi. Gdy już znajdą swoją ofiarę, jej losy na pewno nie skończą się szczęśliwie. Istoty z Prawdziwego Węzła żywią się nie tylko jasnością, ale też bólem. Czyni je to jeszcze potężniejszymi. Czy takich przeciwników w ogóle można pokonać, a przynajmniej unieszkodliwić?

        Jeśli nie ma żadnych trwałych następstw – jak zamknięcie się w sobie, izolowanie się, zachowania obsesyjne, moczenie łóżka – pewnie wszystko jest w porządku.
Ale czy to w porządku, że dziecko budzi się z wrzaskiem z koszmaru? Czy to w porządku, że zaraz potem na parterze rozlegają się głośne fortepianowe akordy? Że krany w łazience na końcu korytarza same się odkręcają? Że żarówka w lampce nad łóżkiem Abry strzela, kiedy ona lub David ją wyłącza?

Niechętnie przyznaję, że książka bardzo mnie rozczarowała. Po dobrej pierwszej części, wobec tej też miałam duże oczekiwania. A co dostałam? Poznajemy dalsze losy Dana, który za czasów „Lśnienia” był kilkulatkiem i doświadczył traumatycznych wydarzeń. Nie pozostało to bez śladu na jego psychice. Podobnie jak ojciec zmaga się z uzależnieniem alkoholowym. Ale nie ono jest najgorsze. Podobnie jak Abra ma jasność, która bardziej szkodzi niż pomaga. Widzi i słyszy rzeczy, których nie chciałby widzieć i słyszeć. Rzeczy, których nie powinien wiedzieć i które powodują ogromny niepokój. Za zasługą jasności poznaje Abrę, która jak się potem okazuje jest zagrożona – staje się najbardziej pożądanym celem Rose Kapelusz – przywódczyni Prawdziwego Węzła. I od tej pory zaczyna się prawdziwe polowanie. Śledzimy poczynania jednej i drugiej strony. Momentami opisy były naprawdę sugestywne i przejmujące, ale przez większą część lektury nie było takich emocji, jakich spodziewałabym się po Kingu.
Gdy tak się zastanawiam, co poszło nie tak, trudno mi to jednoznacznie ocenić. Brakowało mi w tej historii dynamiki. Owszem, sporo się dzieje, ale opisy są tak skrupulatne i miejscami naprawdę się wynudziłam, zanim trafiłam na ciekawszy fragment. „Doktor Sen” to jedna z wielu powieści Kinga, które podejmują motyw walki dobra ze złem. Tutaj jednak ta metafora nie uderzyła mnie jakoś szczególnie.
Dla tych, którzy czytali „Lśnienie" jest to na pewno lektura obowiązkowa. Mnie nie przypadła do gustu, ale może Wy odbierzecie ją zupełnie inaczej. Pozostaje mi liczyć, że film zrobi lepsze wrażenie. Widzieliście? Warto?
Moja ocena: 6/10

Stephen King, Doktor Sen
Cykl: Lśnienie, tom 2
Ilość stron: 656
Wydawnictwo: Prószyński i S–ka
Rok wydania: 2013

poniedziałek, 9 grudnia 2019

„Człowiek z taśmą” bohaterem sobotnich zajęć

Ostatnio na Uniwersytecie Dzieci dużo ciekawych rzeczy się wydarzyło. W minioną sobotę dowiedzieliśmy się jak radzić sobie z niepowodzeniami, czy raczej jak zmienić je w coś pozytywnego. Tydzień temu natomiast studenci w kreatywny sposób uczyli się stawiać granice. A gdzieś pomiędzy jednym a drugim, czyli 5 grudnia przypadało nasze święto, czyli Dzień Wolontariusza. To był bardzo udany dzień. Nie licząc tego, że spowodowałam potrójną kolizję, ale o tym potem.

Jak radzić sobie z niepowodzeniem?
Czy wiedzieliście, że Albert Einstein, wybitny uczony, który dostał Nobla w dziedzinie fizyki nie mówił do trzeciego roku życia, a jego rodzice ciągle powtarzali mu, że nic nie osiągnie? Z kolei Walt Disney trzysta dwa razy uzyskał odmowę przy poszukiwaniu potencjalnych sponsorów do swojego parku rozrywki. Rękopis Harry'ego Pottera J. K. Rowling odrzuciło dwunastu wydawców, a potem seria przyniosła milionowe zarobki. Teraz pewnie tego żałują. Steve Jobs, twórca Apple'a został zwolniony ze swojej własnej firmy w wieku 30 lat, by potem z powrotem zostać zatrudniony z zupełne innym podejściem.
Gdy dzieci miały przyporządkować różne fakty z rozsypanki do poszczególnych postaci, łatwiej było im skojarzyć te pozytywne. Dlaczego? Bo sukcesy są głośne. I chcemy o nich mówić. Porażki to coś, co najchętniej ukrywamy przed światem. Warto jednak spojrzeć na nie z innej strony. Jeśli nie ponosimy porażek, niemożliwe jest też osiągnięcie sukcesu. Za każdym wielkim i spektakularnym osiągnięciem, kryją się niepowodzenia. Uczymy się na błędach i wyciągamy z nich wnioski.
Co łączy te wszystkie osoby? Każda z nich odniosła ogromny sukces. Ale ich biografie są dowodem na to, że za każdym takim sukcesem stoi całe mnóstwo porażek i niepowodzeń. To zachęta także dla nas, by zawsze próbować do skutku. Bo jeśli nie uda się trzysta dwa razy, za trzysta trzecim, możemy odnieść sukces.

Jak stawiać granice?
Na tych warsztatach studenci wzięli udział w różnego rodzaj ćwiczeniach, zarówno ruchowych jak i plastycznych, a wszystkie miały na celu uświadomienie jak ważną i przydatną w życiu cechą jest asertywność. Gdy jedno z dzieci stawało pod ścianą i zamykało oczy, a reszta szła w jego kierunku, jego zadaniem było w odpowiednim momencie powiedzieć stop. Po wykonaniu tego ćwiczenia okazało się, że dla każdego z nich był to inny moment. Jedno z nich zatrzymało grupę już w połowie drogi, a inne dopuściło bardzo blisko. Każdy z nas ma inne granice, ale najważniejszym jest, żeby nie pozwolić ich naruszać. Jeśli ktoś ma problem, z tym, że na coś się nie zgadzam, to tylko i wyłącznie jego problem.
Prowadząca chcąc sprowokować jedną z uczestniczek do zaprezentowania, jak nie powinny zachowywać się osoby asertywne, spojrzała w moją stronę i powiedziała: „Zobaczcie tam jest nasza wolontariuszka. Ona jest studentką, a studenci, jak wiadomo, lubią dobre rzeczy. Przyniosła ze sobą fajki, takie cienkie. Maju, skoczymy na fajeczkę? – spytała dziewczynkę stojącą najbliżej. – Z poprzednich grup jeszcze nikt mi nie odmówił.” Trzeba przyznać, że scenka została odegrana idealnie. Na szczęście żaden uczestnik się nie zgodził. Wywołało to nawet ogólną wesołość, bo każdy w porę zorientował się, że to żart. A ja jestem niepaląca jakby co 😁
Ostatnim etapem było wykonanie prac inspirowanych różnymi hasłami, które kojarzą się z asertywnością. Gdy grupy już skończyły zadanie, wymieniły się pracami i każda z grup miała nadać własny tytuł każdej pracy. Wtedy to pojawiło się mnóstwo kreatywnych ale też śmiesznych propozycji. I tak właśnie powstał tytułowy „Człowiek z taśmą". Prowadząca stwierdziła, że to idealny tytuł, bo można go wieloznacznie interpretować.
Muszę przyznać, że od kiedy chodzę na Uniwersytet Dzieci, czyli od trzech lat, jeszcze żadne zajęcia  nie wywołały u mnie tyle śmiechu co te. Dzieci też miały przednią zabawę, a przy okazji nauczyły się ważnych rzeczy.

Niespodzianka z okazji Dnia Wolontariusza
Raz w roku obchodzimy wspólnie nasze święto. Co roku nasze organizatorki wymyślają inną formę tej imprezy. W zeszłym roku byliśmy w parku trampolin, a jeszcze wcześniej w escape roomie. Teraz z kolei przyszła pora na... tor kartingowy. Mimo że kierowca ze mnie średni, to wyścigi przyniosły mi niesamowitą frajdę. Może to jest jeszcze ten czas, żeby coś zrobić w tym kierunku? W pewnym momencie, gdy koleżanka już długo jechała przede mną środkiem nie dając się wyprzedzić, na prostej pocisnęłam gaz, czego skutkiem było zderzenie. Jadąca za nami dziewczyna też w nas uderzyła, tym samym spowodowałam potrójną kolizję. Na szczęście to tylko zabawa i wszystko dobrze się skończyło. Wszystkie żyjemy i mamy się dobrze.
        Po tak emocjonujących zmaganiach nie mogło zabraknąć chwili odpoczynku i oczywiście tortu. Ta część spotkania też zakończyła się pomyślnie – nikt nie ucierpiał 😁

piątek, 6 grudnia 2019

Obsesja różne ma oblicza...

Czy naprawdę powiedziała sobie, naprawdę uwierzyła, że przeszłość już przeminęła? Nigdy nie przeminie, pomyślała. To się nigdy nie skończy. Tych duchów nie da się egzorcyzmować.
I po raz kolejny losy jakiegoś zabójcy skrzyżowały się z jej losami.

Czasami książka przez przypadek trafia w moje łapki i okazuje się, że to był jeden z lepszych wyborów. Tak właśnie było z „Obsesją" Nory Roberts.
Czy może być coś gorszego niż uświadomienie sobie, że mieszkasz pod jednym dachem z potworem?  Naomi miała niecałe dwanaście lat, gdy odkryła tajemnice swojego ojca – takie, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Po tych traumatycznych przejściach już na zawsze będzie innym człowiekiem, niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby uciec od przeszłości. Wyprowadza się daleko od rodzinnego domu i kupuje duży dom z pięknym widokiem na wodę. Jest to miejsce wprost idealne dla rozwijania pasji jaką jest fotografia. W jej życiu pojawia się mężczyzna, który może je zmienić na zawsze. I w tym momencie, gdy pozornie udało jej się zacząć nowe życie, przeszłość uderza ze zdwojoną siłą. Bo nigdy nie można jej tak po prostu zostawić za sobą... Prawda?

Promienie słońca rozjaśniają twoje włosy. Światło poranka. Stoisz na sklejce i pracujesz, oświetla cię słońce, a ja czuję, jakby mnie ktoś zrzucił z cholernego klifu. Tak więc nigdzie nie jedziesz, możesz skreślić to z listy.

Naomi jest samotniczką. Spędza dużo czasu na robieniu zdjęć, jest w tym dobra i nieźle zarabia na swojej pasji. Postać głównej bohaterki w dużej mierze wpływa na to jak poprowadzona została narracja – spotkamy tam wiele opisów, które w mojej opinii są w tej książce dużym plusem – ciekawym doświadczeniem było spojrzeć na piękne widoki okiem fotografa, by wydobyć z nich całą głębię.
"Obsesja" to świetne połączenie wątków romansowych i kryminalno–thrillerowych. Jest to ciepła, przyjemna powieść, ale też nie zbyt przesłodzona, bo tego w romansach nie lubię. Naomi i Xander to dwie różne osobowości, które mogą stworzyć ciekawą parę. Ona jest ostrożna i nieufna, bo tego nauczyły ją życiowe doświadczenia. Nikogo nie dopuszcza do tajemnicy, którą nosi w sobie od dzieciństwa, bo uważa, że z jej powodu nie zasługuje na miłość. Ale czy na miłość można zasługiwać lub nie? Xandier to przystojny gitarzysta i lider zespołu. Jeden z tych, co to mogą przebierać w kobietach. Jednak nigdy jeszcze nie był w związku na poważnie. Intryguje go tajemniczość Naomi. Zamierza dowiedzieć się prawdy, choćby nawet była najbardziej bolesna. Co zrobi, gdy mu się uda?
Jednocześnie w tej historii nie brakuje mroku i lęk o życie bohaterów jest ciągle obecny podczas czytania. Jedyne do czego można się przyczepić to to, że akcja jest trochę nierówna. w jednym momencie dostajemy dużo wrażeń, potem przez dłuższy czas niewiele się dzieje, potem znowu czytamy w napięciu i tak w kółko. Zagadka, jaką autorka stawia nam do rozwiązania jest trudna, ale myślę, że co poniektórym uda się domyśleć zakończenia. Mimo wszystko mnie ono usatysfakcjonowało.
Obsesja to genialne studium tego, na ile nasza przeszłość nas determinuje. o zmianach, które zachodzą w człowieku, gdy spotyka go w życiu tragedia i o tym, ile wewnętrznej siły musimy mieć w sobie, by umieć się temu przeciwstawić i zostawić przeszłość za sobą. a także o tym, że nie każdemu to się udaje.
Była to moja pierwsza i z pewnością nie ostatnia powieść tej autorki. z chęcią sięgnę po kolejne jej pozycje. Książka idealnie się sprawdzi podczas długich jesiennych wieczorów. Gdy będziecie mieli ochotę na thriller, ale taki niekoniecznie mrożący krew w żyłach, zmieszany z historią romantyczną w idealnych proporcjach. Po prostu książkę, przy której można się dobrze zrelaksować 😊
Moja ocena: 7/10

Nora Roberts, Obsesja
Ilość stron: 560
Wydawnictwo: Edipresse Książki
           Rok wydania: 2016 

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Langusta jako stan umysłu, czyli krótka rozprawa o tym, jak mierzyć poziom beznadziejności dnia

Każdy z nas ma czasem momenty zwątpienia – w takie dni, gdy nie wszystko idzie po naszej myśli, czy takie, gdy zupełnie nic a nic się nie udaje. Czasami wstajemy lewą nogą, a potem już jakimś dziwnym trafem cała spirala beznadziejnych przypadków nakręca się sama i wszystko wydaje się być przeciwko nam. Jaką macie radę na to, by przerwać ten ciąg porażek i zły dzień przestał być złym dniem? Albo najlepiej by w ogóle się nie zaczął? Co zrobić, aby zły dzień zacząć lepiej? Mam na to kilka sposobów, ale jeden z nich wydaje mi się nie do przebicia.

Czemu Szustak i Langusta na palmie, czyli jak to jest z tą beznadziejnością dnia?
W komentarzach na Languście znalazłam definicję i metodę mierzenia poziomu beznadziejności dnia. Poziom beznadziejności dnia liczony w Szustakach – ile Szustaków dziennie muszę obejrzeć, by dzień stał się lepszy. Sprawdziłam tę metodę doświadczalnie i rzeczywiście coś w tym jest...
Mniej więcej miesiąc temu pisałam o <rekolekcjach>, na których miałam okazję poznać ojca Szustaka. To był ten dzień, od którego poziom beznadziejności liczę w ten właśnie sposób, czyli vlog trzy razy dziennie, a jeśli dzień mam nadzwyczaj ciężki to i więcej. I wiecie co? Nie wiem, jak on to robi, ale to do mnie trafia. Rzeczywiście gdy zaczyna się oglądać ten kanał, człowiek inaczej patrzy na pewne sprawy. Uczymy się zupełnie innego podejścia do życia. Uczymy się cieszyć z małych rzeczy – takich, którym na co dzień nie poświęcamy dostatecznej uwagi. W tym momencie przypomina mi się jak ojciec Adam często przerywa nagranie, zwracając naszą uwagę: "O! Wiewiórka, zobaczcie”, albo innymi podobnymi wstawkami. Im częściej słuchamy, że świat jest czymś niesamowitym, tym łatwej jest nam to pojąć i przyjąć ten punkt widzenia. Podoba mi się też to, że pokazuje on jak w zwykłym codziennym życiu można dopatrzeć się niezwykłych rzeczy. Pozwala odczuć, że wiara naprawdę ma sens, bo Bóg przychodzi do nas codziennie, przez różne sytuacje. Można to podsumować jednym zdaniem –  Langusta to nie tylko kanał na YT, Langusta to stan umysłu 😂

Przestań oglądać głupoty! 
Nie zapomnę jak w jednym z pierwszych odcinków, które obejrzałam, gdy opowiadał o jednej ze swoich podróży, pod koniec wskazał na balkon pełen ludzi, mówiąc, że to jedyne, co powinniśmy zapamiętać z tego odcinka. Kazał oglądającym wyłączyć i odłożyć już te telefony. Rozejrzeć się, kto siedzi obok nas i wyjść do ludzi. Przestańcie już oglądać głupoty". Pomyślałam sobie wtedy – Ale że już? Szustak, jeszcze tylko kilka odcinków i naprawdę odłożę telefon" 😂 Ale potem zdałam sobie sprawę, że ma rację. Ile razy jesteśmy zbyt zajęci tym, co się dzieje w mediach społecznościowych, tak że nie dostrzegamy tego, że obok nas jest drugi człowiek? Być może jest to ktoś, kto potrzebuje pomocy, rozmowy, zrozumienia czy po prostu dobrego słowa, a my często tej drugiej osoby nie zauważamy, bo jesteśmy zbyt pochłonięci własnymi zajęciami czy ekranem smartfona. Warto mieć to na uwadze, bo to drugi człowiek jest najważniejszy. Każdy z nas jest niesamowity. Powinniśmy się tylko otworzyć na innych – na to co myślą i co czują. Każdy z nas ma do opowiedzenia wyjątkową historię. Wystarczy tylko posłuchać.

Takie i wiele innych inspirujących myśli tam znalazłam. Czasami człowiek ma wrażenie, że ten ojciec Szustak, to zna odpowiedź na każde możliwe pytanie. Oprócz kwestii ściśle związanych z religią porusza też mnóstwo innych życiowych tematów. Każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Doceniłam go w sposób szczególny, gdy usłyszałam radę co zrobić ze złamanym sercem. Ktoś mógłby powiedzieć, że ksiądz jest ostatnią osobą, która może się wypowiedzieć na taki lub podobny temat… Nic bardziej mylnego. A powyżej jeden z moich ulubionych odcinków – padają tam mocne słowa, które warto zapamiętać i realizować w życiu.

       Lubię treści, które są wartościowe i podczas ich oglądania czy czytania ma się poczucie, że poświęcony na to czas na pewno nie będzie czasem zmarnowanym. Lubię też, gdy można z tego wyciągnąć pewną naukę, czy konkretne przesłanie. Na Languście tak właśnie jest. Oglądam ten kanał już prawie dwa miesiące i jeszcze mi się  nie znudziło. Mało tego – od tej pory nie miałam ani jednego beznadziejnego dnia! 😊