wtorek, 28 maja 2019

Marzenia senne

Marzenia senne są jak ludzie
A ludzie są jak sny
Zaskakujące i zbyt trudne
O tak, to właśnie my

Niektóre sny są z nami co noc
Towarzysząc uparcie i bez ustanku
Jak rodzice i przyjaciele
Idą z nami przez życie

Lecz są i takie, które przychodzą raz
Prędzej czy później odchodząc w zapomnienie
Niektórzy ludzie pojawiają się raz w naszym życiu
By za chwilę odejść i zostawić nas z żalem
I pustką, którą trudno wypełnić

A czas nie zawsze leczy rany
Jedne się goją - są ludzie, o których zapominamy
A inni pozostawiają ślad
Ich obraz: zamazany, rozmyty czy bardzo wyraźny
Nosimy w sercu na zawsze...
_______________

Wiersz powstał już dwa lata temu i był dedykowany komuś, kogo bardzo lubiłam.
Zastanawiacie się czasem jak to jest, że ludzie przychodzą i odchodzą, zostawiając po sobie tylko wspomnienia? Dlaczego tak musi być? Czy nie łatwiej byłoby, gdybyśmy spotykali tylko odpowiednie osoby? Takie, które nie odchodzą. Wtedy życie byłoby o wiele prostsze, ale czy na pewno lepsze?
A teraz, żeby odgonić tę ponurą atmosferę, podzielę się z Wami piosenką, która przez te ostatnie kilka dni bardzo mnie motywuje podczas nauki do egzaminów.


 "Na przygotowanie się do egzaminu,
By potem go nie zdać masz tylko pięć minut!"
Bardzo motywacyjne, nieprawdaż? 😁

Przede mną dwa ciężkie tygodnie, które będą spędzone z nosem w książkach, ale w miarę możliwości postaram się nie zaniedbywać bloga. Wam też życzę dużo wytrwałości w tym szale zaliczeń. Trzymajcie się 😊

sobota, 25 maja 2019

O pewnej nawiedzonej uczelni na odludziu - recenzja książki "Gra" Krystyny Kuhn

Krystyna Kuhn, Gra
Ilość stron: 296
Seria: Dolina (3 tomy)
Wydawnictwo: TELBIT
Rok wydania: 2010

„A jednak się łudziła. Nie da się tak po prostu zostawić za sobą przeszłości, zatrzasnąć za  nią drzwi, choćby nie wiadomo jak się chciało. Kiedyś powróci i otworzy je z całej siły”
Gdy już odkryłam w bibliotece specjalnie wydzieloną półkę z literaturą grozy, na blogu będzie pojawiać się więcej ciekawych recenzji, bo ten gatunek szczególnie lubię. Jedną z pierwszych książek, jaka mi wpadła w ręce jest „Gra” Krystyny Kuhn. Opis mnie bardzo zaciekawił, więc bez wahania się na nią zdecydowałam. Ta książka stanowi początek trzytomowej serii thrillerów dla młodzieży.
 „Prawda jest tak nieskończona i niepojęta jak wszystko inne”
Julia ze swoim bratem Robertem rozpoczyna naukę w Grace College w Górach Skalistych. Już podczas, gdy jedzie tam po raz pierwszy, opisywane są widoki rodem z horroru. Grace College to uczelnia położona na odludziu. W kampusie studenci muszą zaopatrywać się we  wszystko, co im do życia niezbędne, a najbliższe miasto jest położone w znacznej odległości od kampusu. Budynek college'u jest położony naprzeciwko skalnego wzniesienia o trzech szczytach zwanego Ghost oraz w niedalekim sąsiedztwie jeziora Lake Mirror. Czego się spodziewać po tym miejscu, w którym widoki od samego początku przejmują strachem?
„Nie czujesz tego? Wszyscy się zmieniamy w tym miejscu. Ta dolina cos z nami wyczynia. Zanim tu przyjechałem, byłem innym człowiekiem. Myślałem naiwnie, że wszystko mi się uda. Po prostu wszystko. z czasem zrozumiałem: tu zostawiasz przeszłość za sobą i stajesz się tym, kim jesteś naprawdę, do głosu dochodzi to, co drzemie w tobie gdzieś głęboko.”
Na początku język autorki mnie nieco drażnił, bo wydawało się, że jest odrobinę chaotyczny. Pełno jest niedopowiedzeń. Denerwowały mnie też potoczne wyrażenia w języku bohaterów. Z czasem jednak nie tylko się przyzwyczaiłam, ale zachwyciłam się tymi nastrojowymi opisami, które moim zdaniem idealnie oddawały magię miejsca akcji.
„Wprawdzie nie był to najciemniejszy mrok, w jaki się wpatrywała, ale zarazem najpiękniejsze gwiaździste niebo, jakie kiedykolwiek widziała. Góry odbijały się nietkniętym wiatrem w lustrze wody nocnego jeziora polodowcowego. Księżyc stał w nowiu, a gwiazdy błyszczały jak maleńkie diamenty w kompletnej czerni.”
Od samego początku trudno mi było ocenić główną bohaterkę. Ani jej nie polubiłam ani nie znienawidziłam. Autorka niewiele też odsłania przez nami jeśli chodzi o jej przeszłość. Raptem pojedyncze urywki, z których niewiele wynika, ale wzmagają one naszą ciekawość. Julia skrywa tajemnicę, której rozwiązanie miałam nadzieję poznać w dalszej części książki.
Interesującą postacią jest też jej brat Robert. Po pewnej nocy, kiedy to zaczął przeraźliwie krzyczeć bez żadnego wyraźnego powodu, zyskuje wśród innych studentów opinię dziwaka. Robert ma problemy, o których wie tylko jego siostra, ale niewiele w tej kwestii zostaje nam zdradzone. Wydaje się, że ten chłopak widzi więcej niż inni, przewiduje różne zdarzenia, przez co wydaje się odrobinę straszny.
Początek wszystkich niezwykłych wydarzeń następuje, gdy Julia dostaje SMSa od nieznanego nadawcy z zaproszeniem na otrzęsiny. Dlaczego tylko ona dostaje to zaproszenie SMSem, gdy cała reszta otrzymuje meile? Kim jest tajemniczy Loa.loa? Jak skończą się te otrzęsiny? Co jeszcze przytrafi się studentom w tym przejmującym grozą miejscu, w którym nawet przyroda daje im dziwne znaki?
Po przeczytaniu początku byłam nieco rozczarowana, bo zapowiadało się, że będzie to typowa młodzieżówka, a thrillera i nastroju grozy było w nim tyle co nic. Jednak z czasem książka zaczynała mi się coraz bardziej podobać. Tak, że potem już miałam problem z jej odłożeniem, gdy czas  nie pozwalał już na czytanie. Ta powieść jest dokładnie taką, na jaką miałam ochotę już od dawna. Gdy tylko będę miała możliwość, sięgnę po drugą część, bo zakończenie pierwszego tomu pozostawia niedosyt.
Moja ocena 9/10

środa, 22 maja 2019

Ciekawostki z Charakterem #2

Ten post planowałam napisać już na początku miesiąca, ale ostatnio tyle się u mnie dzieje, że brakuje mi czasu na bloga, przez co zaniedbałam mój kącik psychologiczny. W majowym numerze Charakterów było sporo ciekawostek. Podjęte zostały też takie tematy jak problem FOMO (fear of missing out), życie w zgodzie ze swoim ciałem, metody usprawniania pamięci czy nawet życie w związkach poliamorycznych. Przedstawiam Wam kilka wybranych ciekawostek, choć znalazłam ich dużo więcej 😊

 #1
Naukowcy odkryli mechanizm odpowiedzialny za uzależnienie
Zespół badaczy ze Scripps Institute w La Jolla kierowany przez Giordano de Guglielmo odkrył kluczową dla uczucia głodu strukturę w mózgu myszy. Dzięki optogenetyce – technice stosowanej w neurobiologii – naukowcom udało się przedstawić bardzo przekonujące dowody, że „wyłączenie" jednego z jąder w ciele migdałowatym – mózgowym ośrodku emocji  – prowadzi do wygaszenia potrzeby picia alkoholu i symptomów odstawienia u szczurów uzależnionych od alkoholu (laboratoryjnie). Struktura ta to skupisko neuronów wydzielających neuromodulator CNF w jądrze środkowym ciała migdałowatego. Optogenetyka póki co nie może być jednak stosowana u ludzi.
#2 
Pamięć epizodyczna – niezwykła zdolność ludzkiego mózgu
Dzięki pamięci epizodycznej możemy odtwarzać w świadomości, prawie jak w seansie 7D, zdarzenia z naszej przeszłości. Sam fakt integracji zmysłów i emocji podczas przypominania od wielu lat fascynuje naukowców. Zespół profesora Kareema Zaghloula z Duke Uniwersity w USA odkrył szczególny rodzaj aktywności neuronalnej, która być może wspomaga mózg w uzyskaniu tego multimodalnego efektu podczas przypominania. Można było o tym przeczytać też w czasopiśmie „Science". Współpracowali z pacjentami z padaczką, którym bezpośrednio do mózgu wszczepiono siatki z elektrodami w celu zlokalizowania tzw. ognisk padaczkowych. Podczas badania pamięci (w wersji uproszczonej, dotyczącej wyłącznie słów) zespół zaobserwował bardzo szczególny rodzaj oscylacji neuronalnych zwanych dosłownie zmarszczkami o częstotliwości 110 – 200 Hz, które pojawiły się w dwóch kluczowych obszarach dotyczących pamięci – hipokampie i korze mózgowej. Autorzy przypuszczają, że te właśnie „zmarszczki" synchronizują aktywność odległych od siebie obszarów pamięciowych i prowadzą do odtworzenia w świadomości przeszłych wydarzeń.

#3
Naukowcy od lat rywalizują o to jak wcześnie uda się przewiedzieć, co zrobi mózg, zanim uświadomi sobie decyzję.
Ta rywalizacja rozpoczęła się w latach 80. od eksperymentów Benjamina Liberta. Wykrył on, że niezauważalna zmiana w sygnale EEG poprzedza o jedną sekundę wystąpienie świadomej, spontanicznej intencji wykonania ruchu. Potem przyszedł czas badań rezonansem fMRi (funkcjonalny rezonans magnetyczny). John – Dylan Haynes pokazał, że jest w stanie przewidzieć świadomą decyzję 7 sekund przed jej uświadomieniem. Po 2011 roku poprawił swój wynik do 10 sekund. Teraz jednak pierwszeństwo przypadło Joelowi Pearsonowi i Rogerowi Koenig – Robertowi z New South Wales University w Australii. Dzięki użyciu fMRI udało im się podnieść poprzeczkę do 11 sekund. Podczas badania uczestnicy przez kilkanaście sekund oglądali dwa obrazy złożone z prążków o różnych kolorach i nachyleniu. Następnie w myślach wybierali jeden z nich i przypominali go sobie w wyobraźni. Dzięki komputerowej analizie statystycznej sygnałów fMRI z obszarów wzrokowych, czołowych i przedkorowych badaczom udało się przewidzieć, który z obrazków wybiorą do wyobrażenia sobie uczestnicy eksperymentu – jeszcze w czasie oglądania obrazków, na 11 sekund przed momentem świadomej decyzji sygnalizowanej naciśnięciem przycisku.
 #4
Zidentyfikowano już 30 genów związanych ze schizofrenią
Naukowcy wykazali także, które zmiany patologiczne w mózgu oraz nieprawidłowości behawioralne są przez te geny wywoływane. Przeanalizowali łącznie 132 geny podejrzane i związek ze schizofrenią i wyłonili 30, które powodują, że mózg osoby chorej i sama osoba nie funkcjonuje prawidłowo. Jednym z wyróżnionych genów jest gen kodujący czynnik transkrypcyjny znf536, który kontroluje rozwój przedmózgowia – rejonu wpływającego na nasze zachowania społeczne czy przetwarzanie stresu. Schizofrenia to choroba z grupy psychoz, która powoduje, że chory ma zaburzony odbiór rzeczywistości, np. słyszy głosy. Do tej pory nie wyjaśniono jednoznacznie, co jest jej przyczyną. Naukowcy uważają, że mogą być to czynniki genetyczne, środowiskowe, cywilizacyjne, biologiczne i społeczne. Dzięki badaniu genomu może uda się rozwiązać tę zagadkę.

#5 
Ptaki mają zmysł magnetyczny, dzięki czemu mogą pokonywać dalekie dystanse podczas corocznych migracji
Naukowcy badali odpowiedź EEG wywołaną przez zmiany kierunku stałego pola magnetycznego (w ten sposób „naśladowano" zmiany kierunku ziemskiego pola magnetycznego). Okazało się, że zmiana kierunku pola wywołuje zauważalne zmiany w rytmie alfa EEG. Badacze zaręczają, że nie jest to nieprawidłowość w działaniu aparatury, co byłoby pierwszą narzucającą się hipotezą. Nie dają nam jednak nadziei na to, że będziemy mogli podróżować bez kompasu. Nawet jeśli nasz mózg ma jakiś rodzaj magnetoreceptorów, to i tak sygnał z nich nie przedostaje się do świadomości.

 #6
Zatrważające są badania dotyczące FOMO
W 2018 roku opublikowano w Polsce pierwsze badanie dotyczące zjawiska FOMO. Okazuje się, że spośród około 26,9 mln osób używających internetu w naszym kraju aż 16 procent powyżej 15. roku życia doświadcza syndromów FOMO, a aż 65 procent należy do grupy średnio „sfomowanej". Blisko 4 miliony ludzi lęka się utraty dostępu do Internetu i do informacji.
FOMO doświadczają zarówno kobiety jak i mężczyźni, mieszkańcy małych miejscowości jak i mieszkańcy metropolii. Najsilniej "sfomowane" są osoby w grupie wiekowej 15 – 24 lata, średnio "sfomowane" są w grupie wiekowej 25 – 44 lata, a najsłabiej w wieku 45 – 55 lat.

Czy coś z tych faktów jest dla Was nowe? Co zaciekawiło Was najbardziej?

niedziela, 19 maja 2019

Misja: zdobyć Górkę Kortowską, czyli o Kortowiadzie jakiej jeszcze świat nie widział + poradnik jak ją przetrwać

Okrągła sześćdziesiąta Kortowiada miała być wyjątkowa. Choć nie byłam do końca usatysfakcjonowana doborem gwiazd zaproszonych na Górkę Kortowską, to było parę zespołów, których występ koniecznie musiałam zobaczyć na żywo. Spodziewaliśmy się niesamowitych wrażeń. Czy rzeczywiście takie dostaliśmy? Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak nie było. Zaprawdę powiadam Wam: takiej Kortowiady świat jeszcze nie widział. Przed Wami opowiadanie o Kortowiadzie, której nie sposób zapomnieć i poradnik ku przestrodze dla przyszłych jej uczestników.

Czwartek
O czwartkowej Paradzie Studentów ulicami Olsztyna pisałam już wcześniej. Przeczytacie TUTAJ
W czwartek miały miejsce też coroczne wybory Miss Wenus i noc folkowo-szantowa.

Piątek
Drugiego dnia zaczęły się już koncerty na Górce. W piątek usłyszeliśmy tam takich wykonawców jak SB Maffija, Sławomir, Tabu, Enej, Grubson, Daria Zawiałow, AronChupa & Little Sis Nora, Dj Hazel.
Na pierwszych dwóch koncertach byłam, choć to nie do końca mój klimat.

Sławomira miałam już okazję widzieć wcześniej, więc nie spodziewałam się większego zaskoczenia, ale to, co się tam działo podczas koncertu przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zresztą zobaczcie sami tę deszczową imprezę. Muszę przyznać, że nawet dobrze się bawiłam 😂
       Po przerwie nie udało mi się już wrócić pod samą scenę. Bardzo się starałam, ale moje obuwie okazało się niewystarczające na te warunki. Plac wokół Górki Kortowskiej stał się ogromną błotną kałużą, a dostanie się pod samą scenę wydawało się być zbyt ryzykowne. Eneja i Grubsona posłuchałam tylko ze szczytu Górki Kortowskiej.

          „Mimo świata który, kocha i rani nas dzień w dzień,
Gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się”

Cóż, przynajmniej piosenka Grubsona „Na szczycie nabrała dla mnie w ten sposób nowego wymiaru, gdy słuchałam jej ze szczytu kortowskiej „góry” 😁

Sobota
Ostatni dzień koncertów był zdecydowanie najlepszy. Tym razem nauczona doświadczeniem wcześniej zaopatrzyłam się w kalosze. Nie było to jednak prostą sprawą, bo nagle wszyscy uczestnicy Kortowiady wpadli na ten sam pomysł. Przez to we wszystkich marketach w Olsztynie, w których były one dostępne, sprzedaż wzrosła do tego stopnia, że  ledwie udało mi się kupić ostatnią ich parę, w dodatku dwa rozmiary za małą😂  Po zakończeniu koncertów przekonałam się, że warto było poświęcić czas na ich szukanie i wydać pieniądze, bo to, co działo się na tym pełnym błota kawałku Kortowa było tak niesamowite, że aż brak mi słów, by to opisać.
Sobotnie występy rozpoczął koncert Kękę, potem usłyszeliśmy Palucha.

         Najbardziej czekałam jednak na koncert zespołu Myslovitz, Maryli Rodowicz i Wilków. Na Górce tego dnia wstąpił też Organek, którego wcześniej nie znałam, a także Cleo i C-BooL.
Z piosenek Myslovitz moja ulubiona i chyba jedna z najlepiej znanych to „Długość dźwięku samotności".

Lubię wszystkie ich kawałki. Są w większości dość ponure i refleksyjne, ale w każdym jest coś wyjątkowego. Mówią o życiu takim, jakie jest ono naprawdę. Chociażby w tej piosence:

Gdy na scenę weszła Maryla Rodowicz, deszcz już przestał padać. Od razu, gdy tylko pojawiła się na scenie, porwała do tańca wszystkich ludzi obecnych na Górce Kortowskiej.
Jak to sama określiła:

"Jest Kortowiada
A co tam jakieś Rio
Damy takiego czadu
Że w piekle się nie śniło"

       I rzeczywiście - daliśmy takiego czadu, że to sześćdziesiąta Kortowiada, chyba pozostanie najlepszą Kortowiadą wszech czasów 😊
Ludzie skakali, tańczyli, a przy wolniejszych kawałkach robili fale i widać było wszystkie ręce w górze. Sama po sobie się nie spodziewałam, że zacznę robić fale i wykrzykiwać razem z Marylą słowa piosenek. Te kawałki mają już tyle lat, a dalej są aktualne i to się nigdy nie zmieni. Kto z nas chociażby nigdy nie doświadczył sercowego rozczarowania, a może nawet zawodu miłosnego, o jakim była mowa w piosence "Małgośka"?

Ten koncert zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie.
Potem śpiewał Organek, którego piosenki miałam okazję pierwszy raz usłyszeć dopiero na tej Kortowiadzie.
Po nim był długo wyczekiwany występ Wilków. Ich kawałki też są ponadczasowe, a nawet można by rzec kultowe. Czy jest ktoś, kto nie zna "Baśki"?

Niesamowitym doświadczeniem było zaśpiewać "Bohemę" na żywo razem z Wilkami.

Nie może tu też zabraknąć mojej ulubionej piosenki Wilków, czyli „Na zawsze i na wieczność"

Pierwszy raz miałam też okazję posłuchać występu Cleo na żywo. Na okoliczność Kortowiady założyła nawet swój pióropusz, który wkłada tylko na wyjątkowe okazje.


Podczas jej występu też spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Stałam wtedy pod samą sceną, tak się złożyło, że przede mną i za mną większa część publiczności to byli chłopcy, którzy słuchali i dzielili się między sobą wrażeniami z takim zachwytem, o jaki bym facetów nigdy nie posądziła 😀
Na koniec słuchaliśmy jeszcze C-Boola.

Niedziela
W  niedzielę o 10.30 rozpoczęło się tradycyjne śniadanie na kortowskiej plaży. W tym roku było to śniadanie na bogato, bo oprócz tradycyjnych kiełbasek na ciepło i słynnej kortowiadowej jajecznicy, z okazji 60. rocznicy Kortowiady jedliśmy też tort. I muszę przyznać, że był to jeden z lepszych tortów, jakie w życiu jadłam. Oprócz tego za podzielenie się swoimi przemyśleniami na temat tego, co można zmienić w Olsztynie z przedstawicielami zarządu miasta można było dostać jeszcze żurek.
Wieczorem po raz pierwszy na juwenaliach, zostało zorganizowane Kino pod Chmurką z kinem Helios. w ramach tej akcji obejrzeliśmy "Poranek Kojota" na Plaży Kortowskiej.

Czego potrzebujecie, by przetrwać kortowiadowy surwiwal?

Obuwie
I jak się domyślacie - mam na myśli porządne bojowe obuwie, nie jakieś zwykłe trampki. Gdyby zapowiadała się ulewa, tak jak to było teraz, polecam zaopatrzyć się w nie z wyprzedzeniem. i mówię to zupełnie poważnie. Niech w dzień Kortowiady nie spotka Was rozczarowanie, że po szturmie studentów na wszystkie markety, w których można dostać jakiekolwiek kalosze - nawet ocieplane, dwa rozmiary za małe, czy dwa razy droższe niż normalnie - zostały już tylko puste półki.
Jak to powiedział jeden członek naszej społeczności, który w porę się zaopatrzył w jedyne słuszne obuwie na tę imprezę - "w autobusie śmiali się ze mnie, na Kortowiadzie ja śmiałem się z nich". Rzeczywiście można było się uśmiać, patrząc na ludzi wspinających się lub schodzących z Górki, która stała się jedną wielką błotną kałużą. Gdy tak zjeżdżałam w klapkach po tym błotku, pomyślałam, że narty też świetnie zdałyby w tej sytuacji egzamin 😂

Strój bojowy i inne gadżety
Na pewno przyda się parasol, ewentualnie płaszcz przeciwdeszczowy i ciepła kurtka.

Zatyczki do uszu
Szczególnie, gdy nocuje się lub mieszka w jednym z akademików położonych w centrum wydarzeń. Ja pod oknem miałam budkę, w której odbywały się konkursy w rzutach do puszek i wykończona po koncertach nie mogłam zasnąć, bo dochodziły mnie stamtąd dźwięki piosenek disco polo. Jednym słowem – drugi koncert pod oknem.

Jedzenie
Najlepiej jakieś szybkie w przygotowaniu, bo na czas Kortowiady ze względów bezpieczeństwa kuchnie są zamykane i klucze do nich można dostać tylko na recepcji. Przyda się jeszcze cierpliwość, gdy w celu odgrzania sobie posiłku, trzeba zrobić kilka rund w górę i w dół po schodach i szukać kluczy do kuchni u sąsiadów 😁 Poza tym w czasie Kortowiady pełno jest różnego rodzaju budek z jedzeniem, więc nie ma z tym problemu.


         Picie
Tego chyba komentować nie trzeba. Tylko uważajcie z wyprawami po piwo na Górce Kortowskiej. Podczas jednej z takich wypraw, prawie wylądowałam w błocie. W tych survivalowych warunkach nietrudno jest potknąć się o własne nogi.

Dobry humor i pozytywna energia
Bez niego nie ma co wybierać się na Kortowiadę. Szczególnie jeśli pogoda nie rozpieszcza, zmusza do szturmu na markety z kaloszami, prania ubrań, które są całe w błocie, czy sprzątania pokoju, który po tych wszystkich przejściach jest w bardzo złym stanie.

       Ta Kortowiada niewątpliwie nauczyła nas jak radzić sobie w trudnych warunkach. Ale wystarczyło tam być, posłuchać tych koncertów i dać się porwać, żeby się przekonać, że było to warte każdego wysiłku.

piątek, 17 maja 2019

„Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy" - parada studentów na Kortowiadzie

Przez kilka ostatnich dni w Olsztynie było chłodno i trochę padało. Czy podczas Kortowiady nastąpi poprawa? - pytali się wzajemnie studenci UWM. Jak co roku nie spotkało nas jednak żadne zaskoczenie. W środę, gdy odbierałam opaskę upoważniającą do wstępu na Górkę, rozpadało się porządnie. Jak się bawić, to się bawić - pomyślałam. I choć sceneria na Kortowie w żaden sposób do zabawy nie zachęca - zimno, że już tylko śniegu tu brakuje i leje deszcz, to zjeżdżają do nas tłumy ludzi, a w akademiku już w środę odbywała się impreza „U  Hubiego”.
Na Starówkę poszłyśmy pieszo, choć nic nie stało na przeszkodzie, by podjechać autobusem, szczególnie gdy w czwartek rano rozkłady autobusów zmierzających na Stare Miasto wyglądają jak na zdjęciu obok. Jak widać w czasie Kortowiady miasto zostaje całkowicie opanowane przez studentów. 😀Co pięć minut kursuje autobus Kurs skrócony - Plac Roosevelta. Wszystko po to, by studenci mogli sprawie dostać się na miejsce, z którego startuje parada. Ze Starego Miasta szliśmy tym orszakiem aż do Kortowa, gdzie odbyło się przekazanie studentom kluczy do bram miasta przez rektora Góreckiego.
Tradycją jest, że studenci podczas parady zakładają koszulki swojego wydziału, koszulki kortowiadowe albo przebierają się w dowolny sposób. I w tym roku nie zabrakło nawet najbardziej kreatywnych strojów. Widziałam biskupa, księdza, który szedł z zakonnicą za rękę czy nawet ludzi w czerwonych strojach z maskami naśladującymi te z serialu Dom z papieru".

      Cały czas deszcz nie przedstawiał padać, więc gdy dotarłam do Kortowa moje włosy wyglądały jak świeżo po prysznicu. Nikt się tym jednak nie przejmował, bo zabawa była przednia. Starałam się to uchwycić na poniższym filmiku.

Podczas parady było granych kilka piosenek. Mi w głowie najbardziej utkwiły słowa piosenki Elektrycznych gitar, a szło to mniej więcej tak: „Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy”. Doskonale oddają one moim zdaniem klimat tej parady i tych juwenaliów. Bo co innego można powiedzieć o ludziach, którym się chce chodzić po mieście w taki deszcz poprzebieranych w różne osobliwe stroje, przemokniętych do suchej nitki, ale zadowolonych i machających radośnie wszystkim przechodniom? Czy oni nie mają czasem źle w głowach? 😀

środa, 15 maja 2019

O tym jak wspomnienia nas definiują - „Zanim zasnę", S. J. Watson - recenzja książki

Dzisiaj opowiem Wam o książce, którą przez przypadek zgarnęłam z półki wystawowej w bibliotece. Wybrałam już lekturę dla siebie i miałam wychodzić, gdy te dwa słowa z okładki przyciągnęły mój wzrok. Tylko dwa słowa, a wystarczyło, bym ją też zabrała ze sobą :) i jestem bardzo zadowolona z tego wyboru.
S. J. Watson, to angielski autor, który w  2011 roku debiutował właśnie powieścią „Zanim zasnę". Została ona też zekranizowana, ale filmu jeszcze nie oglądałam.
Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby Wasze życie, gdyby było pozbawione jakichkolwiek wspomnień? Czy można bez nich wiedzieć, kim się naprawdę jest? Ta książka uświadomi Wam, jak ogromną rolę one odgrywają i jak to jest żyć bez nich.
Wyobraź sobie, że pewnego dnia budzisz się nie pamiętając ostatnich dwudziestu lat swojego życia. Jakie to musi być uczucie? Czy to, co podpowiada ci mózg jest prawdziwe czy może to już początki szaleństwa? Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Skąd to wiedzieć? Komu ufać, a komu nie? I w końcu – czy możesz zaufać sobie?

Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek się obudzę i będę wiedziała wszystko jak zwyczajni ludzie, że będę wiedziała, co robiłam poprzedniego dnia, jakie mam plany na dzień następny,  jaka zawiła droga doprowadziła mnie do tego, kim jestem teraz.
Christine codziennie budzi się obok mężczyzny, o którym nawet nie pamięta, że jest jej mężem. w tajemnicy przed nim spotyka się z lekarzem i wspólnie z nim pracuje nad poprawą swojego stanu, zapisując codzienne doświadczenia w pamiętniku. Cały czas towarzyszy jej niejasne przekonanie, że swojemu mężowi nie powinna ufać. Nie wie skąd się ono wzięło, ale z czasem znajduje w swojej historii coraz więcej luk i niejasności które świadczą na niekorzyść jej męża.
Już od samego początku ta powieść porywa. Jest w niej coś, w sposobie opisywania, co nie pozwala się oderwać i trzyma czytelnika w ciągłej obawie o dalsze losy bohaterki. Opisy w książce nie są długie, ale za to celne. Nie ma tam ani chwili na to, by się nudzić. Wraz z bohaterką odkrywamy coraz bardziej niepokojące wspomnienia z jej przeszłości i z obawą przewracamy dalsze strony powieści, by dowiedzieć się jeszcze więcej, by poznać zakończenie tej niesamowitej historii. Cały czas towarzyszy nam niepokój, że za chwilę wydarzy się coś złego. bo autor świetnie buduje napięcie. Kilka razy musiałam odłożyć książkę i przemyśleć to, co się przed chwilą stało, bo niektóre momenty były tak właśnie szokujące. Zakończenie natomiast było tak mocne, że tę historię z pewnością zapamiętam na bardzo długo.
Bez dłuższego zastanowienia mogę dać jej 10/10.  Jest to dobry thriller psychologiczny. Spodobało mi się poruszenie motywu wspomnień i ich wpływu na tożsamość człowieka. Główna bohaterka była opisana przekonująco jakbym znała ją osobiście. Akcja była niesamowicie wciągająca i trzymająca w napięciu, a zakończenie... to już oceńcie sami :) Myślę, że każdy znajdzie w tej powieści coś dla siebie.
Moja ocena: 10/10

wtorek, 7 maja 2019

Opowieść o miłości innej niż wszystkie - recenzja książki „After" Anny Todd

Rok wydania: 2014
Ilość stron: 650

    Najlepiej sprzedająca się książka ostatnich lat. Doczekała się miliona odsłon na Wattpadzie. Czytałam o niej wiele pozytywnych recenzji na Instagramie, w których dziewczyny twierdziły, że podbiła ich serca. Gdyby nie przyjaciółka, to pewnie bym po nią nie sięgnęła. Co takiego ma w sobie ta książka, że w połowie społeczeństwa wywołuje zachwyt, a w drugiej połowie negatywne uczucia i falę hejtu? Postanowiłam sama się o tym przekonać, mimo że nie spodziewałam się po tej powieści rewelacji.
I muszę przyznać, że początek mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Poznajemy główną bohaterkę Tessę, gdy wyprowadza się na studia, by zamieszkać w akademiku. Jej dotąd poukładane życie i przyszłość zaplanowana z dbałością o szczegóły rozsypuje się w drobny mak, gdy na jej drodze staje arogancki i zbuntowany Hardin. Uczucie, które ją z nim połączy okaże się być czymś, czego nigdy jeszcze nie doświadczyła, a związek z jej chłopakiem Noah zostanie postawiony pod wielkim znakiem zapytania. Gdy okazuje się, że chłopak ma trudny charakter i rani ją przy każdej nadarzającej się okazji, wcale jej to nie zniechęca - wręcz przeciwnie, dalej brnie w tę osobliwą relację. Czy wyjdzie jej to na dobre? Nie mnie to oceniać.
Mogę zaś ocenić książkę ogólnie. I moja ocena nie będzie jednoznaczna. Znalazłam w tej powieści zarówno pozytywne jak i negatywne aspekty. Najpierw o pozytywnych. Książka na początku była dość wciągająca, czytałam szybko i z zainteresowaniem. Mniej więcej do połowy. Potem już trochę mnie to męczyło. Na plus jeszcze zaliczam ciekawe podejście autorki do problemu trudnych relacji z rodzicami. Tessa miała konflikt z matką, co jest wyraźnie ukazane. Tak samo problem zdrady i trudnych wyborów sercowych. Tessa będzie musiała wybrać, pomiędzy swoim Noah,  z którym jest już dwa lata i który bardzo ją kocha, a tym aroganckim i impertynenckim chłopakiem, przy którym czuje się tak jak jeszcze nigdy w życiu. Te wątki mnie zaciekawiły w powieści.
Nie urzekły mnie natomiast postaci bohaterów. Na początku zapowiadało się na to, że polubię główną bohaterkę z jej pasją do książek i marzeniami o pracy w wydawnictwie, a także obsesją planowania wszystkiego i dbałością o każdy szczegół. Niestety, w dalszej części książki irytowała mnie swoim niedojrzałym zachowaniem i płaczliwością na każdym kroku. Starałam się ją zrozumieć, ale mimo wszystko jej postać wydała mi się mocno przerysowana. Zaś Hardina nie lubiłam od samego początku, a zakończenie książki całkiem go skreśliło w moich oczach. Nie będę jednak zbyt wiele zdradzać.
Nie chwalę i nie potępiam. Uważam, że każdy powinien sam przeczytać i ocenić tę powieść. Na pewno spodoba się miłośniczkom romansów z pikantnymi scenami. Dodam, że książkę czyta się błyskawicznie, bo nie ma w niej długich opisów, a sam język jest dość prosty. Nie zachwycił mnie, ale niektóre opisy uczuć nawet mi się spodobały. Myślę, że książka będzie idealna dla każdego, kto szuka lekkiej, niezobowiązującej lektury, którą można błyskawicznie przeczytać, a przy tym krąży wokół ciekawych wątków psychologicznych, tak bliskich młodzieży – trudne relacje z rodzicami, alkoholizm w rodzinie,  trudne wybory miłosne oraz budowanie relacji z rówieśnikami.
Moja ocena 5/10

niedziela, 5 maja 2019

Życie na studiach oczekiwania vs. rzeczywistość cz. 2, czyli sytuacje, które spowodowały, że płakałam ze śmiechu

Przyszła pora na drugą cześć serii o życiu studenckim. Dzisiaj postaram się Wam udowodnić, że studencka rzeczywistość to nie tylko ciągły bieg, zaliczenia, kolokwia egzaminy i brak czasu na wszystko. Nieraz przekonałam się, że moje studia to też skarbnica cytatów, które niejednego mogą zainspirować, a także ogromna ilość sytuacji, które powodują, że człowiek śmieje się do łez. Gotowi? Zatem zaczynajmy.

1. Jeżeli myślisz, że w akademiku cię nie napadną, to się grubo mylisz – Ręce do góry! To jest napad.
Niedawno moja współlokatorka została zaczepiona w sklepie przez kolegę, który zapytał, jak tam jej się żyje po napadzie. Napadzie, którego świadkiem i ofiarą był nie kto inny, tylko ja.
Pewnej niedzieli gotowałam sobie obiad w kuchni wspólnej w akademiku. Podczas, gdy mój sos był już prawie gotowy, odwiedziło mnie tam dwóch panów. Wyglądali na trochę starszych ode mnie. Intuicja podpowiadała mi, że wracają z jakiegoś obozu, co zresztą można było przypuszczać, zważywszy na duży czarny wór, który mieli ze sobą. Narzekali, że na korytarzach nie ma łazienek, a kiedyś były ogólnodostępne dla wszystkich. Wyjaśniłam im więc, że łazienki mamy tylko w pokojach. Zapytali mnie czy mogą z niej skorzystać i obiecali, że po sobie posprzątają, więc niechętnie i bez przekonania, ale dałam im szansę. Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe – wspaniałomyślnie przyszło mi do głowy. Gdybym ja pilnie potrzebowała prysznica, nie chciałabym, by ktoś odmówił mi skorzystania z łazienki.
Poszliśmy więc do pokoju, jeden z panów poszedł do łazienki, a drugi grzecznie czekał na korytarzu. Poprosiłam kolegę, żeby ich dyskretnie przypilnował, a sama udałam się do kuchni, aby zamieszać na patelni. Po kilkunastu minutach wracam do pokoju wracam z patelnią w jednej ręce i garnkiem pełnym makaronu w drugiej, i co widzę? Panowie ze straży kortowskiej na korytarzu pod moim pokojem rozmawiają z owymi przybyszami. Zarzucono im bezprawne wtargnięcie na teren akademika, bo pomimo braku zezwolenia od pani na recepcji zdecydowali się wejść. Panowie zażądali od nich dokumentów, ale wyglądało na to, że nie mieli ich przy sobie. Pan ze straży zaczął dobijać się do łazienki, skąd ciągle dochodził odgłos lejącej się wody,  wołając „proszę natychmiast przerwać ten prysznic”, a ja grzecznie jadłam swoje spaghetti trochę rozbawiona tą osobliwą sytuacją a jednocześnie zastanawiając się, czy nie poniosę z tego powodu jakichś konsekwencji.
Po wszystkim odeszli, zostawiając mi wybrudzoną wycieraczkę łazienkową i w połowie zużytą buteleczkę mydła. W przedpokoju został też ów czarny wór, w którym znajdowały się kalosze panów. Na szczęście jeden z nich wrócił po swój bagaż.
Miałam niemały kłopot jak ja potem wyjaśnię współlokatorkom, skąd się wzięły te spustoszenia w łazience. Jednak jakoś to przyjęły, a nawet teraz śmiejemy się wspominając ten osobliwy „napad”. Na początku trochę niepokoiły się, czy nic mi się nie stało, ale uspokoiłam je zapewniając, że panowie raczej na potencjalnych gwałcicieli nie wyglądali. A moja współlokatorka na to: „No to porządni ci gwałciciele jak najpierw prysznic poszli wziąć” 😅

2. Jak cię zobaczyłem, to mi spadły spodnie
Wybierałam się na koncert. Wtedy właśnie wpadł do mnie przyjaciel z niezapowiedzianą wizytą. Byłam akurat w tak świetnym nastroju, że włączyłam dobrą muzykę i wygłupialiśmy się przy muzyce. W pewnym momencie on wpadł na genialny pomysł, żeby się schylić, złapać mnie za nogi i podnieść do góry, tylko… jego spodnie tego nie wytrzymały i pękły w najmniej odpowiednim miejscu. Długo nie mogliśmy przestać się śmiać. A gdy to już się udało, ale pomyślałam sobie jak on wróci do domu z taką dziurą na tyłku, to znów zaczynałam się śmiać 😂 Ta sytuacja przypomniała mi też pewną zabawną piosenkę.

3. Studenci i ich orientacja przestrzenna
Mieliśmy ćwiczenia w sali komputerowej. Pan wyjaśniał nam formułę mnożenia macierzy w Excelu. Zaznaczyć lewym przyciskiem myszy, przeciągnąć w dół. Jako że niektórym zajęło to dłużej niż przewidywał, to próbował nam lepiej uzmysłowić, która strona to prawa, a która lewa: „jak to mawiał Robert Górski w kabarecie – prawa noga to ta, u której duży palec jest po lewej stronie” Muszę przyznać, że to było bardzo pomocne, prawda? 😁

4. Czy warto mieć ograniczenia?
Wokalista przed koncertem przywołał tekst zasłyszany przy wejściu do pubu.
Do pubu przed koncertem wchodzi dwóch panów i jeden powiada do drugiego:
– Stary, ja dzisiaj to wszystko, co się rusza...
– A ja nie stawiam sobie takich ograniczeń

5. On tak na mnie patrzy, że zapominam, gdzie są schody
Przywołam teraz sytuację, o której już opowiadałam, ale pasuje mi bardzo do posta o tej tematyce.
Byłam z przyjaciółką na kebabie. To już stało się tradycją, by iść tam przynajmniej raz w tygodniu, ale wtedy byłyśmy pierwszy raz w nowym miejscu. Lokal ma to do siebie, że jest mały i są w nim dość wysokie schody wejściowe. Po odebraniu zamówienia wychodzimy na zewnątrz, gdy niespodziewanie ona zapomniała o schodach, a przez to kebab się przełamał – tortilla była długa – i większa jego część wylądowała na podłodze.
No cóż, w życiu nie zawsze bywa lekko, trzeba zacisnąć zęby i iść dalej, choć trochę szkoda i jedzenia i tego miłego pana, który musiał się uporać potem z tym bałaganem na schodach. Ale przez całą drogę powrotną nie mogłyśmy opanować śmiechu Szczególnie, gdy Natalia na swoje usprawiedliwienie powiedziała: „bo on tak na mnie spojrzał, że zapomniałam, gdzie są schody” Jaki z tego morał? Panowie, uważajcie, bo każde spojrzenie ma super moc 😀


6. Uważaj, by nie zginąć pod kołami roweru
Wracałam z przyjaciółką z wykładów. Skoczył mi się chodnik, więc postanowiłam przejść na drugą stronę ulicy. Zerknęłam, że akurat nic się nie zbliżało, a poza tym Kortowo jest strefą, w której piesi mają pierwszeństwo. Podobno. I nagle słyszymy dzwonienie, a obok nas na środku ulicy zatrzymuje się chłopak, który pojawił się znikąd i prawie na nas wpadł, czy raczej my wlazłyśmy mu pod koła, nieważne. Zamiast się zdenerwować czy na nas nakrzyczeć, uśmiechnął się uroczo i pojechał dalej 😀 Zaczęłyśmy żartować, jak to śmierć grozi na każdym kroku i zginąć można nawet na prostej drodze pod kołami roweru. 


 Ciąg dalszy nastąpi… Podobało się?

PS. Tego posta musiałam pisać dwa razy, bo jakimś cudem usunęła mi się wersja robocza, która miała jakieś 856 słów. Przez to straciłam pół dnia, ale zdecydowanie było warto 😊

czwartek, 2 maja 2019

Majówka w towarzystwie Kopernika i Katarzynek, czyli relacja z wyprawy do Torunia

W Toruniu jak do tej pory nie miałam okazji być, więc postanowiłam wykorzystać długi weekend majowy, by to nadrobić. Z Olsztyna do Torunia mam tylko dwie godziny drogi pociągiem, więc wybrałam się tam rano i wróciłam wieczorem.
Udało mi się zobaczyć kilka głównych atrakcji, nie starczyło czasu na wszystko, co miałam w planach, również dlatego że z racji środy i możliwości zwiedzania sześciu muzeów będących placówkami Muzeum Okręgowego w Toruniu w cenie jednego trafiłyśmy tam na niesamowite kolejki. Między innymi w Planetarium - gdy dotarłyśmy tam przed dziesiątą, kolejka już była tak długa, że zdecydowałam się odłożyć jego zwiedzanie na później i po prostu przejść się po Starym Mieście. Toruń to miasto przyjazne turystom, bo wszystkie najważniejsze atrakcje są zebrane w jednym miejscu - na Starówce. Stare miasto zaś znajduje się niedaleko Dworca Centralnego - zaledwie pół godziny drogi pieszo albo dwa przystanki autobusem. Wiedzie tam droga przez most Piłsudskiego z widokiem na Wisłę.
Toruńskie Stare Miasto w porównaniu z naszą olsztyńską Starówką jest o wiele większe. Miałam szczęście, że na samym początku zwiedzania trafiłam na stoisko z pamiątkami, gdzie kupiłam przewodnik. Książeczka okazała się bardzo pomocna, bo była w niej mapka całej Starówki z zaznaczonymi i opisanymi wszystkimi punkami, które trzeba odwiedzić.
Muzeum Toruńskiego Piernika
Na samym początku trafiłyśmy do Muzeum Piernika. Gdy dowiedziałam się, że można je nie tylko zwiedzić, ale i wziąć udział w warsztatach obejmujących wypiekanie pierników, wiedziałam, że to jest to. Jako że lubię piec różnego rodzaju słodkości, poznanie sekretów słynnego toruńskiego wypieku było dla mnie nie lada atrakcją.
Tym sposobem upiekłam pamiątkowy piernik, który kształtem przypomina słynną Katarzynkę.  Specjalnie wybrałam tę foremkę, bo z jej powstaniem wiąże się pewna ciekawa legenda, którą również poznałam w muzeum.
Legenda o Bogumile i królowej pszczół
Opowiada ona o czeladniku Bogumile, który zakochał się w córce piekarza – Katarzynie. Mimo że ta odwzajemniała jego uczucia, jej surowy ojciec nie wyrażał zgody na ślub. Dopiero gdy Bogumił za radą królowej pszczół, która w nagrodzie za to, że chłopak uratował jedną z jej podopiecznych, podpowiedziała mu, by do ciasta piernikowego dodawał słodkiego miodu i korzennych przypraw, nastąpił przełom. Kiedy ciasto było gotowe wykonał z niego dwa serca, ułożył je naprzeciw siebie i połączył dwoma kółkami, które miały symbolizować obrączki. Zamiast ładnego piernika ujrzał ciasto o dziwacznym wyglądzie. Dwa odwrócone serca i dwie obrączki pod wpływem ciepła połączyły się ze sobą tworząc niespotykany dotychczas kształt. Gdy tak przygotowanego piernika spróbował król, który wtedy odwiedzał miasto, nadał Bogumiłowi tytuł Mistrza, a piekarz zadowolony z tego faktu zgodził się na ślub Bogumiła ze swoją córką Katarzyną. Zaś pierniki w kształcie chmurki złożonej z sześciu kółek do dziś noszą jej imię i są symbolem miłości łączących tych dwojga.
Dom Mikołaja Kopernika
W następnej kolejności udałyśmy się do Domu Kopernika. Jest to zabytkowa kamienica, która w połowie XV wieku należała do rodziny Koperników, a obecnie znajduje się tam muzeum. Wystawa prezentuje sylwetkę sławnego astronoma oraz jego dokonania. Można tam też zobaczyć pomieszczenia ukazujące życie codzienne mieszczańskiej rodziny oraz poznać fakty dotyczące najważniejszych odkryć naukowych.

Niewidzialny Dom i obiad w Pierogarni Stary Toruń
Po odwiedzeniu tych dwóch miejsc przyszła pora na obiad. I tu bez dłuższego zastanowienia naszym celem stała się Pierogarnia Stary Toruń. Choć ten cel wydawał się niemożliwy do osiągnięcia, gdyż zainteresowanie tym lokalem było tego niesamowite. Utworzyła się ogromna kolejka, a w godzinach szczytu oczekiwanie na stolik to nawet godzina czasu.
Zapisałyśmy się na listę oczekujących na miejsce i wykorzystując chwilę wolnego chciałam odwiedzić jeszcze jakieś ciekawe miejsce. Podeszłyśmy kawałek i gdy mijałyśmy Niewidzialny Dom, który widziałam na liście polecanych atrakcji tego miasta i nawet mnie zaciekawił, usłyszałam jak jedna pani mówi do drugiej, przechodząc obok: „tu jest świetnie”. Lepszej rekomendacji nie potrzebowałam 😊
W trakcie majówkowego szału zwiedzania wejściówki do Niewidzialnego Domu były droższe niż normalnie, ale nie żałuję, bo pobyt w tym miejscu zaowocował ciekawym doświadczeniem.
Wyobraźcie sobie, że nagle gasną wszystkie światła i wasz wzrok staje się zupełnie bezużyteczny. Tam jest właśnie okazja, by tego doświadczyć. Gdy nasza przewodniczka zamknęła za nami drzwi, poczuliśmy się jak osoby niewidzące i w zupełnej ciemności, wpadając jedno na drugiego, nawołując się w panice, trzymając za ręce lub chodząc wzdłuż ścian próbowaliśmy wraz z nią „zobaczyć” wszystko, co się tam znajduje. Na początku, było to bardzo trudne i z wahaniem stawiałam kroki, ale z czasem przychodziło mi to coraz lepiej. Na koniec była możliwość zjedzenia „niewidzialnego poczęstunku”, by przekonać się jak funkcjonują nasze zmysły, gdy wzrok jest wyłączony. Po wyjściu z tych egipskich ciemności, nasza przewodniczka, która była osobą niewidomą, pokazała nam różne przedmioty, które na co dzień ułatwiają niewidomym życie, oraz opowiedziała jak wygląda ich codzienność.
Po wyjściu z Niewidzialnego Domu ucieszyłam się podwójnie. Po pierwsze zdałam sobie sprawę jak cennym darem jest mój wzrok, a po drugie – doczekałam się na swoją kolej na obiad w Pierogarni Stary Toruń 😀Na początku miałam ochotę na dobre pierogi, ale ostatecznie zdecydowałam się na placki starotoruńskie – placki ziemniaczane smażone na maśle z sosem śmietanowym z papryką i kurczakiem. No i muszę przyznać, że były warte tak długiego oczekiwania, bo smakowały niesamowicie. Podobał mi się też nastrojowy wystrój tego miejsca – taki w starym stylu, z mnóstwem drewnianych elementów i zdobień.
Ratusz Staromiejski i wieża ratuszowa
Na koniec odwiedziłyśmy jeszcze Ratusz, by obejrzeć wystawy w muzeum, kupić pamiątkową monetę do kolekcji i zobaczyć widok z wieży ratuszowej. Dość problematyczne okazało się wejście na górę po schodach – nie dość, że wysoko i wąskie schody, to mnóstwo ludzi podążających zarówno w górę jak i w dół. Gdy już po wejściu na szczyt, zmierzałyśmy w kierunku powrotnym, rozdzwonił się dzwon, który wzywał nas, by się pospieszyć. Kto został, to już nie wróci – podsumował jeden z panów, śmiejąc się. Na szczęście jednak udało się nam wrócić 😂
Pierwszy dzień majówki był bardzo udany. Cieszę się, że odwiedziłam to niezwykłe miejsce. Każde miasto ma swoją specyfikę i coś z czego słynie – w Toruniu są to pierniki i Kopernik i to w ich towarzystwie miło spędziłam początek majówki.