środa, 30 grudnia 2020

Gdy rozum śpi, budzą się potwory

W ciemności czai się zło. Podobno. Niektórzy puszczają w obieg te bzdury, wierząc, że licho budzi się ze snu. Czasem (...) zastanawiam się, czy ja też jestem zła. Ciągnie mnie do ciemności, ryzyka, niebezpieczeństwa.

Po bestsellerowym thrillerze „Bliżej, niż myślisz”, wiedziałam, że będę chciała sięgnąć po kolejną książkę Ewy Przydrygi. Jedyne, co wywoływało we mnie wątpliwości to ta przerażająca okładka. Nie wiedziałam, czy podołam tak mocnej lekturze, jaka się zapowiadała. Jednak po przeczytaniu kilku stron już przepadłam i nie było odwrotu.

Ada miała bardzo trudne dzieciństwo. Ojciec, którego często nie było w domu, kłótnie rodziców i matka popadająca w alkoholizm. Chciała jedynie uchronić przed takim losem swoją młodszą siostrę, którą bardzo kochała. Niestety nie udało się. Mała doświadczyła traumy, która położyła się cieniem na jej psychice i została tam na zawsze. Ada ze swoją paczką bawi się w dość niebezpieczną grę w wyzwania. Wszystko to powodowane jest potrzebą kontroli, a jednocześnie zapomnienia o codzienności, która ją przytłacza. Nie przewidziała jednak, że na pozór niewinna gra może doprowadzić do śmierci.

Lena, druga bohaterka podobnie jak Ada zmaga się z przeszłością. Pewien incydent na wystawie jej prac powoduje, że w jej głowie rodzą się pytania. Poszukując na nie odpowiedzi nieświadomie naraża się na niebezpieczeństwo. Dokąd zaprowadzi ją ta rozprawa z przeszłością? 

Bardziej niż człowiekiem czuję się teraz zaszczutym zwierzęciem. Ranną sarną, która ledwie i tylko na chwilę wyślizgnęła się z sideł kłusownika. Wkrótce i tak przyjdzie czas, wkrótce i tak trzeba będzie ją dobić.

Ciężko będzie mi opowiedzieć o tej książce, bo rzadko się zdarza taka, która tak mi się podoba, że nie mam jej nic do zarzucenia. Ale zacznijmy od początku. Autorka i tym razem stworzyła interesujące bohaterki i to aż dwie. Do tego podobało mi się poruszenie w książce problemu trudnych relacji rodzinnych. Czasami rodzice nawet nie zdają sobie sprawy jak takie – na pozór tylko niedociągnięcia – rujnują dziecku psychikę. Brak poczucia bezpieczeństwa, ciągłe kłótnie, alkoholizm rodziców, zdrady i przede wszystkim brak opieki i czasu dla dzieci. Na przykładzie bohaterek jest to idealnie opisane.

Akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach – w latach 90. i obecnie. Gdy zacznie się czytać, już nie sposób się oderwać. Choć tematyka nie jest lekka, to czyta się płynnie, bo język jest przyjemny i lekki. Zaczyna się niewinnie. Z czasem dowiadujemy się więcej o bohaterkach i atmosfera się zagęszcza, a pytań pojawia się coraz więcej. Niesamowite jak autorce udało się na tyle godzin przyciągnąć moją uwagę, choć przyznam, że ostatnio mam trudny czas, jeśli chodzi o czytanie. Wraz z bohaterkami próbujemy dopasować do siebie kawałki układanki, ale ciągle mamy wrażenie, że jakiegoś brakuje. Dopiero pod sam koniec, czeka nas finał w wielkim stylu. Muszę przyznać, że zakończenie zrobiło na mnie mocne wrażenie.

Co jeszcze mogę dodać? Dobra książka obroni się sama. Polecam każdemu, kto pragnie odrobiny tajemnicy, dreszczyku emocji i dobrze spędzonego czasu z książką.

Moja ocena: 10/10

Ewa Przydryga Miała umrzeć

Ilość stron: 320

Wydawnictwo: Muza

Data premiery: 14.10.2020


piątek, 25 grudnia 2020

Bez żadnych hamulców?

Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdybyśmy wszyscy robili dokładnie to, na co mamy w danym momencie ochotę? Mówili w każdej sytuacji nie to, co wypada, ale to, co naprawdę chcemy powiedzieć? Gdyby żadne hamulce społeczne nie obowiązywały? Obejrzałam ostatnio świetny film, który dał mi do myślenia na ten temat.

źródło: https://www.filmweb.pl/film/Oblicze+mroku-2018-790925/photos/783958

Oblicze mroku to thriller, którego główną bohaterką jest Maria. Nieśmiała dziewczyna, nieodnajdującą się w gronie rówieśników z liceum. Pewnego dnia, gdy podczas toalety mówi do swojego odbicia w lustrze, zauważa, że przestało ono przypominać jej odbicie. Dziewczyna w lustrze porusza się w inny sposób i z czasem zaczyna również jej odpowiadać. Gdy Maria już nie radzi sobie z otaczającą ją rzeczywistością i problemami, które za bardzo ją przytłaczają, jej „bliźniaczka” proponuje pewne kuszące rozwiązanie. Zamieniają się miejscami. Od tej pory Maria ma nieograniczone możliwości. Może się odegrać na rówieśnikach za wyrządzone jej krzywdy. W końcu ma odwagę by powiedzieć to, co długo leżało jej na sercu i zrobić to, co podpowiada jej serce, niekoniecznie rozsądek... Czy wobec takiego obrotu sprawy, Maria zyska czy straci? Czy może jednak jej chaotyczne zachowanie pociągnie za sobą tragiczne konsekwencje?

„Oblicze mroku” bardzo mi się spodobało. Fani mrożących krew w żyłach i przerażających historii mogą się nieco rozczarować, ale i tak warto. Odebrałam go przede wszystkim jako ważną życiową lekcję. Ile razy wyrzucamy sobie, że czegoś nie zrobiliśmy, bo w tej jednej chwili zabrakło nam odwagi? Ile razy po tym zastanawiamy się, co by było gdyby? Jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy wtedy nie posłuchali głosu rozsądku, a tego nieśmiałego głosiku, który czai się gdzieś w podświadomości? Czy miałoby to dobre skutki, czy wręcz przeciwnie? A może nie warto do tego już wracać? Czasu i tak nie cofniemy, to pewne. Może czasem warto być wdzięcznym za to, że posłuchaliśmy głosu rozsądku? Kto wie, co mogłoby się stać w przeciwnym wypadku...

środa, 23 grudnia 2020

Rozdanie książkowe - niespodzianka

Spóźniam się z nowym postem, ale przed świętami miałam mnóstwo roboty. Niedługo to nadrobię. A tymczasem zapraszam na mój profil na Instagramie => @sabina_czyta, gdzie czeka na Was niespodziankowe rozdanie świąteczne.

Z okazji nadchodzących świąt mam dla Was jedną, dwie lub trzy wybrane książki z tej oto kolekcji 😁 Jest w niej jeszcze recenzowany ostatnio thriller Alexa Northa "W cieniu zła", nie widać go na zdjęciu, ale rozdanie też go obejmuje 😃

Mam tu głównie thrillery Wydawnictwa Muza, myślę że większości z nich nie trzeba polecać, bo było o nich głośno w tym roku. Poza tym trochę fantastyki i kilka obyczajówek. Myślę, że da się coś wybrać, a Wy? 😅

Rozdanie potrwa do 31.12, a wyniki losowania poznacie 1 stycznia. Taki prezent na nowy rok otrzyma jedna osoba. 😊

Zasady rozdania:

🎲Nie musisz być moim obserwatorem, ale jeśli zostaniesz u mnie na dłużej, będzie mi bardzo miło 😃

🎲Wybierz jeden, dwa lub trzy tytuły, które Cię interesują 💪

🎲Udostępnij informację o rozdaniu na swoim story na 24h i mnie oznacz ☺️

🎲Zgłoś się w komentarzu i zaproś trójkę innych moli książkowych 😁

🎲Pytanie dodatkowe - możesz podać w komentarzu tytuł swojej ulubionej książki, chętnie poznam Wasze ulubione tytuły 😊


Wysyłka dowolną metodą na terenie Polski. Powodzenia!


I wesołych świąt wszystkim, kochani! 😘


środa, 16 grudnia 2020

O tym, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, czyli Żabkowe opowieści #2

Tak jak obiecałam, mam dla Was kolejną porcję dziwnych i dziwniejszych historyjek z Żabki. Drugi miesiąc pracy za mną. Czasami jeszcze wychodzę z niej w idealnym nastroju, a innym razem mam ochotę mordować ludzi albo robić inne złe rzeczy. Dzisiaj będzie między innymi o tym jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach. A co to za sytuacje? Posłuchajcie.

 1. Nikt cię tak nie wysłucha jak własna szefowa

Podczas kilku pierwszych dni w Żabce moja kieszeń bardzo ucierpiała, gdy musiałam wydawać na... doładowania do telefonu. Ale czasem innego wyjścia nie ma, bo jak to szefowa, pomoże w każdej kryzysowej sytuacji. Nauczyłam się też, żeby nie tylko nie wyciszać telefonu, ale mieć go zawsze przy sobie, bo potem może mnie to kosztować dodatkową fatygę. Nigdy bym nie pomyślała, że z szefową można przegadać prawie 15 złotych jednego dnia (Jeszcze nigdy z nikim mi się to nie udało! Jest pierwsza). Na szczęście szybko znalazłam rozwiązanie jak dalej gadać z szefową i nie zbiednieć - wykupiłam pakiet darmowych rozmów, SMSów i internetu. Już żaden kryzys mi nie straszny.

2. „I tak będę próbował!”

Koleżanka opowiadała mi jaki uparty adorator jednego razu jej się trafił. Po zrobieniu zakupów, zapytał czy się z nim umówi. Gdy kilka razy usłyszał odpowiedź odmowną, wcale go to nie zniechęciło. Spojrzał na nią wyzywająco, po czym stwierdził: „I tak będę próbował". Cóż za niesamowita determinacja...

3. Życie jest filmem – zrób wszystko, by dostać w nim główną rolę

Nigdy bym nie pomyślała, że zacznę regularnie czytać gazety. A jednak, stało się. Gdy się człowiek co rano ich nawącha podczas wykładania, to aż kusi, żeby zajrzeć do środka. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, zwłaszcza w czasach, gdy telewizji już przestałam ufać - za dużo tam propagandy. A czymś trzeba się zająć w godzinach dla seniorów, gdy nawet szefowej wyczerpią się pomysły, co mi dać do roboty. Do niedawna mieliśmy jeszcze kawę w promocji po dwa złote. Czułam się niczym bohaterka amerykańskich filmów z takim zestawem porannym :)

4. Potrzeba matką wynalazku

Wrócę jeszcze do godzin seniorskich. Na początku śmieszył mnie ten absurdalny pomysł, by przez dwie godziny wypraszać klientów ze sklepu. Potem, chcąc nie chcąc, się przyzwyczaiłam. Ale czego się człowiek wtedy naogląda, to już nikt mu nie zabierze.

Nieraz bywa, że przychodzi klient, który z żadnej strony nie wygląda na 60+, i gdy mówię swoją wyuczoną formułkę – „przepraszam, są godziny seniorskie, teraz nie obsługujemy”, robi minę jakby mu się świat zawalił, po czym prosi – „ale ja tylko po jedną rzecz, nie mogę tak na szybko?” ewentualnie: „ja tylko po Heetsy i spadam, mogę?”. Nie daj Boże przyjdzie jakiś głodny klient i prosi tylko o hot doga. Wtedy to już może złamać serce. A ja znajduję się w sytuacji konfliktu tragicznego: obsłużyć tego nieszczęśnika i ryzykować karą, ewentualnie kolejnym upomnieniem od szefowej, czy odesłać go głodnego (zaraz, zaraz, głodnych nakarmić, było gdzieś coś na ten temat?) i niezadowolonego. Jak to mawiają - potrzeba matką wynalazku. Czasem udaje mi się przemycić hot doga, ale jest to moja autorska innowacja marketingowa – hot dog na wynos. Klient płaci, po czym wyganiam go ze sklepu, żeby nie zwrócił uwagi stróżów prawa, a gdy zrobię, wynoszę na zewnątrz. Ta radość  na twarzy, gdy klient dostaje hot doga, jest nie do opisania.

5. Grunt to się nie poddawać

Klient chciał kupić papierosy. Wyjął pieniądze i tak niefortunnie je położył, że jedna pięciozłotówka wpadła w szczelinę między wagą a ladą. Gdyby to było kilka groszy, może by odpuścił, ale to jednak całe pięć złotych, a jak się okazało, więcej nie miał. Nie chciałam go zasmucać bardziej, ale powiedziałam, że jest raczej nikła nadzieja na odzyskanie tych pieniędzy, bo ta szczelina jest głęboka dosyć. Jednak widząc determinację na jego twarzy postanowiłam spróbować z mieszadełkiem do kawy. „Widelec by się tutaj lepiej sprawdził” - wyrokuję. Na to on wyjmuje ze swojej torby widelec i podaje mi go. W pełni świadoma tego, jak komicznie musi to wyglądać z boku, nachylam się nad kasą, zaglądam do tej przepastnej dziury i zaczynam grzebać w niej widelcem. Podczas, gdy ja pracowałam w pocie czoła, za tym nieszczęśnikiem zdążyła się już ustawić spora kolejka. No nic, muszę facetowi pomóc, bo inaczej sobie nie pójdzie. Obsłużyłam czekających ludzi i zaczynam zabawę od nowa. Klient daje mi jeszcze nóż do kompletu, a ja postanawiam zadzwonić do szefowej, bo to złota kobieta - umie znaleźć wyjście z każdej kryzysowej sytuacji. Relacjonuję jej wydarzenia z placu boju niczym komentator sportowy. Na początku użyła niecenzuralnych słów, których przytoczyć nie mogę, ale potem poradziła co zrobić, a klienta udało się uratować i wypuścić zadowolonego. „Dbając o klientów, dbasz o swoją Żabkę”, jak głosi nasze motto. Jeszcze nigdy tak dobitnie się o tym nie przekonałam. Zamknęłam kasę kilka minut za późno, ale za to z poczuciem spełnionej misji.

 6. W Żabce spełniam się zawodowo

Co niektórzy żartownisie mawiają, że gdyby każdy regularnie odwiedzał Żabkę, psychologowie nie mieliby pracy. W Żabce nie tylko zrobisz zakupy, ale i zostaniesz wysłuchany. Ba, czasem nawet  uda się rozwiązać Twój problem.

Sama nieraz doświadczyłam takiej sytuacji. Do sklepu wpada zdyszana klientka, bierze kilka rzeczy, w tym Coca Colę Zero 1,5 litrową. Gdy skanuję zakupy, cały czas mówi. Narzeka, że bardziej pechowego dnia nie mogła mieć. Najgorsze, co jej się przytrafiło, to zgubienie słuchawek. „Wie pani, jak ciężko jest bez słuchawek” – mówi dramatycznym tonem. „Pewnie, że wiem, nie raz mnie to spotkało – odpowiadam w tym samym tonie. Po chwili spogląda na butelkę coli i mówi: czy może mi pani tą colę zamienić? Ona jest taka ch**owa… Jako, że jej argument był niepodważalny, spróbowałam to zrobić. Niestety obie cole wyglądają na paragonie tak samo, więc nie chciałam ryzykować, że coś pójdzie nie tak i była zmuszona zadowolić się colą zero.

 

Ostatnimi czasy sporo się jeszcze wydarzyło, ale o tym w części trzeciej. Poznacie paradoks jak się spóźnić do pracy cztery godziny tak, żeby nie zostało to uznane za spóźnienie i nie zostać wyrzuconym z pracy. Ale na dzisiaj tyle.

A kto jeszcze nie widział, pierwszą część znajdzie TUTAJ. 

piątek, 11 grudnia 2020

Ballada o łyżwach, które nie zostały założone

Przytrafiają nam się czasem rzeczy dziwne i dziwniejsze. Ale rzadko kiedy jest to coś na tyle nieprawdopodobnego, że myślimy sobie: „na pewno nikt by mi w to nie uwierzył”. Ostatnio właśnie miałam taką przygodę z kategorii „niemożliwe, a jednak”. W efekcie sama nie byłam pewna, czy z tej bezradności mam ochotę usiąść i płakać, czy zacząć się śmiać. Jeden z tam obecnych nawet pokusił się o opowiedzenie tego wierszem. A że sama bym tego lepiej nie ujęła, to posłuchajcie:


Nic dodać, nic ująć. Dzięki, Hubert, za tę zacną przestrogę.

wtorek, 8 grudnia 2020

Co się czai w cieniu zła?

Nie mogłem pozbyć się tej uporczywej myśli. To nie było racjonalne, ale w życiu zdarzają się takie chwile, kiedy wiemy, że to, co się właśnie dzieje, ma ogromne znaczenie. Niedługo wszystko się zmieni i będę żałował, że nie zrobiłem tego, co do mnie należało.

Nie było opcji, żeby po przeczytaniu „Szeptacza” nie sięgnąć po drugi thriller Alexa Northa. Dokładnie rok po głośnej premierze debiutu autora, ten zaserwował nam nową porcję wrażeń. Plotki głosiły, że jeszcze lepszą. Co jeszcze mnie przekonało do tej lektury, to motyw snów, na którym jest oparta. Lubię go, ale rzadko się pojawia w książkach. Od kiedy zobaczyłam zapowiedź wiedziałam, że nie odpuszczę, póki nie dostanę książki w swoje ręce, jak na rasowego łowcę thrillerów przystało.

Paul przez dwadzieścia pięć lat nie odwiedzał rodzinnej miejscowości. Miał ku temu powody. Gdy w końcu się na to decyduje, pamięć o przeszłości wraca ze zdwojoną siłą. Co takiego wydarzyło się w mrocznej, prawie opustoszałej już dzielnicy, gdy był jeszcze dzieckiem? Dlaczego nikt nie chce kupować nieruchomości w tej miejscowości? I jaką tajemnicę skrywa las zwany Cieniem, który budzi w nim grozę już samym swoim widokiem? Nie tylko las. Na drzwiach jego domu pojawiają się czerwone ślady dłoni. Matka, która umiera, mówi rzeczy, od których włosy jeżą się na głowie. Zaś wokół czuć obecność czegoś nieuchwytnego, a jednocześnie złowrogiego. A wszystko to, przez niewinną zabawę z dzieciństwa...

Było cicho. Uznałem, że to dom rozciąga swoje stare kości po upalnym dniu i przygotowuje się do nocnego wypoczynku. Może przeczuwał, co zamierzam zrobić, i wiedział, że już niedługo się stąd wyprowadzę, zamknę drzwi na klucz, a on zostanie sam?

Książka mimo kilku słabych stron naprawdę mi się podobała. Jak już zdążyliście pewnie przeczytać to, co najbardziej sobie cenię w thrillerach i horrorach, to tło wydarzeń. Tutaj autorowi niesamowicie udało się je stworzyć. Mała miejscowość nieopodal lasu, prawie wyludniona. Brzmi znajomo? Niekoniecznie. Choć może kojarzyć się z innymi horrorami, to tutaj miejsce akcji i atmosfera jaką autor stworzył były niepowtarzalne. Dało się odczuć niepokój i grozę sączące się do serca z każdą przeczytaną stroną. Trudno powiedzieć, co na to wpływa, ale wraz z rozpoczęciem lektury zostajemy wessani do tego mrocznego miejsca, gdzie dzieją się rzeczy niewytłumaczalne, krew tężeje w żyłach,  a ratunku próżno szukać.

Po przeczytaniu kilkunastu początkowych stron byłam rozdarta. Bardzo chciałam ją odłożyć, ale tylko dlatego, że naprawdę bałam się czytać dalej. Jednocześnie chciałam czytać dalej i ciekawość okazała się silniejsza. Znacie to uczucie?

Dalej akcja trochę zwolniła. Powoli przemieszczamy się wraz z bohaterami poszukując odpowiedzi na trudne pytania – Skąd się biorą czerwone plamy na drzwiach? Kto krąży po okolicy i dopuszcza się zbrodni ze szczególnym okrucieństwem? Co mają one wspólnego z wydarzeniami sprzed kilkunastu lat? Gdzie podział się chłopak, którego ciała do tej pory nie odnaleziono? I jeszcze wiele innych. Od czasu do czasu czeka Was niezbyt miła niespodzianka. I cały czas będziecie drżeć o życie. Jesteście gotowi, by podjąć to wyzwanie?

Jedyne, co mi się nie podobało w tej lekturze, to to, że momentami do akcji wkradała się monotonia. Zaczynało się kluczenie między wydarzeniami mało istotnymi, które zdawały się niewiele wnosić do fabuły. I napięcie przestawało być odczuwalne. Ale kto wie, może to celowy zabieg? Tylko cisza przed burzą, po której serce stanie Wam w gardle?

Miał rację ten, kto napisał, że ta lektura będzie ucztą dla fanów opowieści z dreszczykiem. Książka bezwzględnie obowiązkowa dla fanów thrillerów. A może i ktoś, kto chce spróbować nowego gatunku też się skusi? Tylko ostrzegam, okładka z kościstą dłonią w nocy wygląda upiornie, lepiej nie kusić losu i nie trzymać jej na widoku…

Moja ocena: 7/10

 

Alex North, W cieniu zła

Ilość stron: 411

Wydawnictwo: Muza

Data premiery: 28 października 2020

wtorek, 1 grudnia 2020

O tym, jak zostałam dziewczyną z Żabki i dlaczego kocham swoją pracę

W dobie izolacji, gdy uczelnie i szkoły zamknięto, restauracje przestały być miejscem, gdzie można spędzić trochę czasu ze znajomymi, kina, galerie handlowe i inne miejsca, do których lubiliśmy chodzić zamknięto, pozostaje już tylko... wymyślić inne, bardziej kreatywne formy spędzania wolnego czasu. Zabezpieczając się, przed ewentualnością drugiego lockdownu i zakazu wychodzenia z domu, postanowiłam znaleźć pracę. I nie byłam w tym poszukiwaniu zbyt wybredna. Wiadomo, sytuacja na rynku nie jest zadowalająca i raczej prędko nie zanosi się na poprawę. Gdy pierwszy raz rozmawiałam z szefową z Żabki, usłyszałam tylko: „Pani ma kursy księgowości i szuka pani pracy w sklepie?” Właśnie tak! Niestety, na rozmowie kwalifikacyjnej nie zostałam poinformowana o jednej istotnej rzeczy. Żabka to nie miejsce pracy, Żabka to stan umysłu.

Zawsze chciałam popracować w kawiarni. Podawać kawę, przekąski, a jednocześnie porozmawiać sobie z klientami o wszystkim i o niczym. Zatem można powiedzieć, że trafiła mi się praca marzeń. Nigdy bym nie pomyślała, że praca w sklepie może być tak ciekawa, absorbująca i pełna wyzwań. O 4.30 wyskakuję z łóżka zastanawiając się, co przyniesie dzisiejszy dzień. A żaden nie jest taki sam. Tam ciągle coś się dzieje.

Mam za sobą dopiero miesięczny staż, ale codziennie wychodzę z pracy w lepszym nastroju niż do niej przyszłam. Dlaczego? Oto kilka przykładów

 1. Uwaga, włamywacz!

Są takie rzeczy w życiu, których człowiek nie zapomni do końca życia, mało tego, jeszcze dzieciom i wnukom będzie opowiadał, jaki to kiedyś głupi był, tak ku przestrodze. Jedną z takich rzeczy niewątpliwie jest pierwszy dzień w pracy i związane z tym wpadki.

W końcu nadszedł ten, dzień, gdy skończyło się moje szkolenie i pierwszy raz miałam przyjść sama na przedpołudniową zmianę. O dziwo, nie zaspałam, nie spóźniłam się na autobus, nie zapomniałam kluczy i dotarłam na czas. Teraz to już nic nie może pójść nie tak. Dumna  z siebie, wygrzebuję z torebki klucze i próbuję otworzyć drzwi. I wtedy alarm zaczyna piszczeć. Zamiast rzucić się do ucieczki jak na rasowego włamywacza przystało, wyjmuję klucz z powrotem i zaczynam analizować sytuację. Następnie wyjmuję z torby biały magiczny prostokącik, czyli kartę zbliżeniową, którą wieczorem miałam wykorzystywać po zamknięciu sklepu. Ale tego, co z tym urządzeniem się robi rano, to już nikt mi nie powiedział. Przykładam do czytnika i nagle wszystko ucichło, a ja mogłam legalnie otworzyć drzwi. Niczego nieświadoma obsługuję klientów, aż w końcu podchodzi do mnie pan w czerni i pyta, czy mam jakiś problem. Spanikowałam, bo myślałam, że jest z kontroli, a ja dopiero otworzyłam sklep i jeszcze nie zrobiłam wszystkiego, co trzeba. Zaczęłam się tłumaczyć, ale szybko wyjaśnił się powód swojej wizyty. Był z ochrony i chciał dowiedzieć, się czy wszystko w porządku, bo dostał powiadomienie o alarmie. Na to ja, bez owijania w bawełnę, mówię, że to mój pierwszy raz i jeszcze nie wiedziałam, jak to się wyłącza. Myślę, że zrobiłam mu dzień. Na szczęście poprosił tylko o nazwisko, bo taki miał wymóg. Potem dzwoniła jeszcze szefowa, dowiedzieć się, czy nic mi nie zagraża. Jej też niewątpliwie zrobiłam dzień.

 2. A w lodówie gorzała się chłodzi...

Z popołudniowej zmiany zwykle wychodzę ok. 23.30, kiedy autobusy nocne w kierunku mojego osiedla już nie kursują. Jedyną możliwością pozostaje więc przejazd taksówką. Nie wiem, jak mi się to udało, ale podczas jednego z takich procesów zamawiania taksówki przez aplikację, jako adres odbioru, zamiast adresu sklepu wybrałam adres mojej przyjaciółki. Kierowca był nieco zdezorientowany, ale wyszedł z tego zdarzenia cały i zdrowy.

Gdy tak sobie jadę nocą taksówką po mieście, chcąc nie chcąc mam w głowie jedną piosenkę. Nie pytajcie...

 3. I numer telefonu do pani bym poprosił

Jak to w każdym sklepie bywa, trafiają mi się różni klienci. Może napiszę o tym więcej w następnym poście – „10 typów klientów z Żabki”? Ale dziś będzie tylko o kilku wybranych. Pierwszy z nich – przychodzi do sklepu, chcąc skorzystać na tym podwójnie. A mianowicie robi zakupy, zagląda do lodówki z piwem i pyta:

­– Czy to piwo to było niedawno dostawione, bo jest ciepłe?

– Tak, bo szybko schodzi – odparłam uśmiechając się ze współczuciem. Klient podchodzi do kasy i skanuję mu zakupy.

– Czy mogę poprosić o reklamówkę – pyta konspiracyjnie, nachylając się w moją stronę.

– Jasne – podaję mu papierową torbę spod lady.

– Posunę się jeszcze o krok dalej – chwila niepewności – i wezmę jeszcze Marlboro czerwone.

Oddycham z ulgą i podaję mu papierosy

– I jeszcze numer do pani wezmę – mówi, pakując zakupy do torby.

– A po co panu numer do mnie? – zapytałam inteligentnie.

– Będę dzwonił zapytać, kiedy sklep zamknięty, kiedy otwarty...

(ciąg dalszy nastąpi).

 4. Mamy sytuację awaryjną

Wtorek może środkiem weekendu nie jest, ale czasami i we wtorki człowiek ma nadzieję, że w końcu nadrobi zaległości w spaniu (w weekend bywa z tym gorzej). Jakie było moje zaskoczenie, gdy telefon obudził mnie w środku nocy, czyli o 6.47...

Tym razem nie budzik, ale telefon z nieznanego numeru. Może to dziwny pomysł, by odbierać w środku nocy telefon od tajemniczego nieznajomego, ale przysięgam – byłam półprzytomna. „Tak, słucham?” – mówię głosem sugerującym, że gdy tylko będę na siłach, to mogę zamordować każdego, kto ośmielił się o tej porze przerwać mi sen. „Magda, mamy sytuację awaryjną, czy możesz przyjść do pracy?” Na to ja bez chwili zastanowienia, mimo że jeszcze chwilę temu miałam, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia, odpowiadam: „Tak, tylko najwcześniej za jakąś godzinkę, może być?”. "Magda, gdzie twoja asertywność?" – karcę się w myślach. Ale druga Magda, ta, która pracę w Żabce kocha bardziej od spania, cieszy się, że będzie mieć dodatkowy dzień w pracy.

 5. Panią też bierzemy

Przychodzi dwóch pijanych facetów. Wnoszę to po ich hałaśliwym zachowaniu. Gdy jeden z nich otwiera usta, widzę, że albo jadł keczup i jeszcze nie skończył konsumować, albo miał poważną męską rozmowę i ktoś mu porządnie obił szczękę. Ale nie o tym chciałam. Chcieli kupić pół butelki wódki. Cierpliwie im wytłumaczyłam, że sprzedajemy tylko całe butelki. Jeden z nich doprecyzował, że chodziło im o pół litra wódki. „Jakiej?"– pytam. „Niech pani wybierze”. Podałam im najtańszą, cały czas bacznie obserwując, czy nie zdemolują mi sklepu, bo ich koordynacja ruchowa była nieco zaburzona. „I jeszcze panią bierzemy!” – oznajmił jeden z nich radośnie, a drugi natychmiast podłapał ten genialny plan. „Ale ja nie jestem na sprzedaż” – wyraźnie się zasmucili. Zażyczyli sobie jeszcze coś do popicia, też zdając się na moją intuicję. „Może być sok pomarańczowy?” – pytam. „Nie, coś gazowanego, może być to zielone” – odparł, pokazując Sprite'a w lodówce. Otworzyłam lodówkę i wyjmuję Sprite'a,

– Fajna jest, nie?

– No fajna

Potem byłam świadkiem ich niezbyt wyrafinowanego dialogu, nie trudno się domyślić o czym. Jeszcze trochę i wzywam ochronę, albo dzwonię po szefa – zdecydowałam.

– To jeszcze papierosy – powiedział pierwszy z nich. – A da się pani zabrać na kawę? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Nie, nie dam się zabrać, mam chłopaka. – O ja głupia myślałam, że to ich zniechęci.

– A gdzie pani chłopak mieszka? Też go weźmiemy!

Podałam im papierosy i pożegnaliśmy się, zanim zdążyli zdemolować sklep.

 6. Jeśli chodzi o opróżnianie lodówki, to na mnie zawsze może pani liczyć

Gdy na przekąskach kończy się termin ważności, zdejmujemy je z półek i wkładamy do lodówki, z której potem ewentualnie za pozwoleniem szefowej można je zabrać. I pamiętam, jak pierwszy raz wyszłam z Żabki z wielką torbą kanapek. Pierwsza myśl – co ja zrobię z taką ilością jedzenia? Niemal od razu wpadłam na pomysł... by podzielić się z bezdomnymi. Siedząc z chłopakiem na parapecie w galerii (był zakaz siadania, ze względu na śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest Covid, ale mniejsza o to) i popijając kawę, czekałam, aż ktoś złapie przynętę. I w końcu pochodzi do nas taki jeden i zaczyna się – poratuje pani, nie mam na jedzenie, jestem bezdomny... „Pieniędzy nie mam, ale kanapką mogę się podzielić” – otwieram mu torbę. – „Proszę sobie wybrać”. Na to on bez zastanowienia sięga do torby i wybiera panini o smaku kurczak – ser. „Wybrał pan akurat taką, którą trzeba odgrzać w mikrofali” – poinformowałam, bo jeszcze tego brakowało, żeby miał problemy żołądkowe po mojej kanapce. „A skąd mikrofalę wziąć?” – zapytał. Kazałam bezdomnemu użyć mikrofali. Domu nie ma, ale mikrofalę może mieć. Brawo ja 🤣


Jeszcze nie wszystkie przykłady wyczerpałam, ale ciąg dalszy już w następnym poście, żeby nie było za długo 😊 Podobało się?