Człowiek przeżywa wszystko po raz pierwszy i bez przygotowania. To tak, jakby aktor grał przedstawienie bez żadnej próby. Cóż może być warte życie, jeśli pierwsza próba już jest życiem ostatecznym? Dlatego życie zawsze przypomina szkic. Ale nawet szkic nie jest właściwym określeniem, bo szkic to zawsze zarys czegoś, przygotowanie do obrazu, gdy tymczasem szkic, jakim jest nasze życie, to szkic bez obrazu, szkic do czegoś, czego nie będzie.
W ciemności czai się zło. Podobno. Niektórzy puszczają
w obieg te bzdury, wierząc, że licho budzi się ze snu. Czasem (...)
zastanawiam się, czy ja też jestem zła. Ciągnie mnie do ciemności, ryzyka,
niebezpieczeństwa.
Po bestsellerowym thrillerze „Bliżej, niż myślisz”,
wiedziałam, że będę chciała sięgnąć po kolejną książkę Ewy Przydrygi. Jedyne,
co wywoływało we mnie wątpliwości to ta przerażająca okładka. Nie wiedziałam,
czy podołam tak mocnej lekturze, jaka się zapowiadała. Jednak po przeczytaniu
kilku stron już przepadłam i nie było odwrotu.
Ada miała bardzo trudne dzieciństwo. Ojciec, którego często
nie było w domu, kłótnie rodziców i matka popadająca w alkoholizm.
Chciała jedynie uchronić przed takim losem swoją młodszą siostrę, którą bardzo
kochała. Niestety nie udało się. Mała doświadczyła traumy, która położyła się
cieniem na jej psychice i została tam na zawsze. Ada ze swoją paczką bawi
się w dość niebezpieczną grę w wyzwania. Wszystko to powodowane jest
potrzebą kontroli, a jednocześnie zapomnienia o codzienności, która
ją przytłacza. Nie przewidziała jednak, że na pozór niewinna gra może
doprowadzić do śmierci.
Lena, druga bohaterka podobnie jak Ada zmaga się z przeszłością.
Pewien incydent na wystawie jej prac powoduje, że w jej głowie rodzą się
pytania. Poszukując na nie odpowiedzi nieświadomie naraża się na
niebezpieczeństwo. Dokąd zaprowadzi ją ta rozprawa z przeszłością?
Bardziej niż człowiekiem czuję się teraz zaszczutym
zwierzęciem. Ranną sarną, która ledwie i tylko na chwilę wyślizgnęła się
z sideł kłusownika. Wkrótce i tak przyjdzie czas, wkrótce i tak
trzeba będzie ją dobić.
Ciężko będzie mi opowiedzieć o tej książce, bo rzadko
się zdarza taka, która tak mi się podoba, że nie mam jej nic do zarzucenia. Ale
zacznijmy od początku. Autorka i tym razem stworzyła interesujące
bohaterki i to aż dwie. Do tego podobało mi się poruszenie w książce
problemu trudnych relacji rodzinnych. Czasami rodzice nawet nie zdają sobie
sprawy jak takie – na pozór tylko niedociągnięcia – rujnują dziecku psychikę.
Brak poczucia bezpieczeństwa, ciągłe kłótnie, alkoholizm rodziców, zdrady
i przede wszystkim brak opieki i czasu dla dzieci. Na przykładzie
bohaterek jest to idealnie opisane.
Akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach – w latach 90.
i obecnie. Gdy zacznie się czytać, już nie sposób się oderwać. Choć
tematyka nie jest lekka, to czyta się płynnie, bo język jest przyjemny i lekki.
Zaczyna się niewinnie. Z czasem dowiadujemy się więcej o bohaterkach
i atmosfera się zagęszcza, a pytań pojawia się coraz więcej.
Niesamowite jak autorce udało się na tyle godzin przyciągnąć moją uwagę, choć
przyznam, że ostatnio mam trudny czas, jeśli chodzi o czytanie. Wraz
z bohaterkami próbujemy dopasować do siebie kawałki układanki, ale ciągle
mamy wrażenie, że jakiegoś brakuje. Dopiero pod sam koniec, czeka nas finał
w wielkim stylu. Muszę przyznać, że zakończenie zrobiło na mnie mocne
wrażenie.
Co jeszcze mogę dodać? Dobra książka obroni się sama.
Polecam każdemu, kto pragnie odrobiny tajemnicy, dreszczyku emocji i dobrze
spędzonego czasu z książką.
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdybyśmy wszyscy
robili dokładnie to, na co mamy w danym momencie ochotę? Mówili w każdej
sytuacji nie to, co wypada, ale to, co naprawdę chcemy powiedzieć? Gdyby żadne
hamulce społeczne nie obowiązywały? Obejrzałam ostatnio świetny film, który dał
mi do myślenia na ten temat.
Oblicze mroku to thriller, którego główną bohaterką jest
Maria. Nieśmiała dziewczyna, nieodnajdującą się w gronie rówieśników z
liceum. Pewnego dnia, gdy podczas toalety mówi do swojego odbicia w lustrze,
zauważa, że przestało ono przypominać jej odbicie. Dziewczyna w lustrze
porusza się w inny sposób i z czasem zaczyna również jej odpowiadać.
Gdy Maria już nie radzi sobie z otaczającą ją rzeczywistością i problemami,
które za bardzo ją przytłaczają, jej „bliźniaczka” proponuje pewne kuszące
rozwiązanie. Zamieniają się miejscami. Od tej pory Maria ma nieograniczone
możliwości. Może się odegrać na rówieśnikach za wyrządzone jej krzywdy. W końcu
ma odwagę by powiedzieć to, co długo leżało jej na sercu i zrobić to, co
podpowiada jej serce, niekoniecznie rozsądek... Czy wobec takiego obrotu
sprawy, Maria zyska czy straci? Czy może jednak jej chaotyczne zachowanie
pociągnie za sobą tragiczne konsekwencje?
„Oblicze mroku” bardzo mi się spodobało. Fani mrożących krew
w żyłach i przerażających historii mogą się nieco rozczarować, ale
i tak warto. Odebrałam go przede wszystkim jako ważną życiową lekcję. Ile
razy wyrzucamy sobie, że czegoś nie zrobiliśmy, bo w tej jednej chwili
zabrakło nam odwagi? Ile razy po tym zastanawiamy się, co by było gdyby? Jak
wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy wtedy nie posłuchali głosu rozsądku, a tego
nieśmiałego głosiku, który czai się gdzieś w podświadomości? Czy miałoby
to dobre skutki, czy wręcz przeciwnie? A może nie warto do tego już wracać?
Czasu i tak nie cofniemy, to pewne. Może czasem warto być wdzięcznym za
to, że posłuchaliśmy głosu rozsądku? Kto wie, co mogłoby się stać w przeciwnym
wypadku...
Spóźniam się z nowym postem, ale przed świętami miałam
mnóstwo roboty. Niedługo to nadrobię. A tymczasem zapraszam na mój profil
na Instagramie => @sabina_czyta, gdzie czeka na Was niespodziankowe rozdanie
świąteczne.
Z okazji nadchodzących świąt mam dla Was jedną, dwie lub
trzy wybrane książki z tej oto kolekcji 😁 Jest w niej jeszcze
recenzowany ostatnio thriller Alexa Northa "W cieniu zła", nie widać go
na zdjęciu, ale rozdanie też go obejmuje 😃
Mam tu głównie thrillery Wydawnictwa Muza, myślę że
większości z nich nie trzeba polecać, bo było o nich głośno w tym
roku. Poza tym trochę fantastyki i kilka obyczajówek. Myślę, że da się coś
wybrać, a Wy? 😅
Rozdanie potrwa do 31.12, a wyniki losowania poznacie 1 stycznia. Taki prezent na nowy rok otrzyma jedna osoba. 😊
Zasady rozdania:
🎲Nie musisz być moim obserwatorem, ale jeśli zostaniesz u mnie na dłużej, będzie mi bardzo miło 😃
🎲Wybierz jeden, dwa lub trzy tytuły, które Cię interesują 💪
🎲Udostępnij informację o rozdaniu na swoim story na 24h i mnie oznacz ☺️
🎲Zgłoś się w komentarzu i zaproś trójkę innych moli książkowych 😁
🎲Pytanie dodatkowe - możesz podać w komentarzu tytuł swojej ulubionej książki, chętnie poznam Wasze ulubione tytuły 😊
Wysyłka dowolną metodą na terenie Polski. Powodzenia!
Tak jak obiecałam, mam dla Was kolejną porcję dziwnych
i dziwniejszych historyjek z Żabki. Drugi miesiąc pracy za mną.
Czasami jeszcze wychodzę z niej w idealnym nastroju, a innym
razem mam ochotę mordować ludzi albo robić inne złe rzeczy. Dzisiaj będzie między
innymi o tym jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach. A co to
za sytuacje? Posłuchajcie.
1. Nikt cię tak nie wysłucha jak własna szefowa
Podczas kilku pierwszych dni w Żabce moja kieszeń
bardzo ucierpiała, gdy musiałam wydawać na... doładowania do telefonu. Ale
czasem innego wyjścia nie ma, bo jak to szefowa, pomoże w każdej
kryzysowej sytuacji. Nauczyłam się też, żeby nie tylko nie wyciszać telefonu,
ale mieć go zawsze przy sobie, bo potem może mnie to kosztować dodatkową
fatygę. Nigdy bym nie pomyślała, że z szefową można przegadać prawie 15
złotych jednego dnia (Jeszcze nigdy z nikim mi się to nie udało! Jest
pierwsza). Na szczęście szybko znalazłam rozwiązanie jak dalej gadać z szefową
i nie zbiednieć - wykupiłam pakiet darmowych rozmów, SMSów i internetu.
Już żaden kryzys mi nie straszny.
2. „I tak będę próbował!”
Koleżanka opowiadała mi jaki uparty adorator jednego razu
jej się trafił. Po zrobieniu zakupów, zapytał czy się z nim umówi. Gdy
kilka razy usłyszał odpowiedź odmowną, wcale go to nie zniechęciło. Spojrzał na
nią wyzywająco, po czym stwierdził: „I tak będę próbował". Cóż za
niesamowita determinacja...
3. Życie jest filmem – zrób wszystko, by dostać w nim
główną rolę
Nigdy bym nie pomyślała, że zacznę regularnie czytać gazety.
A jednak, stało się. Gdy się człowiek co rano ich nawącha podczas
wykładania, to aż kusi, żeby zajrzeć do środka. Ciekawych rzeczy można się
dowiedzieć, zwłaszcza w czasach, gdy telewizji już przestałam ufać - za
dużo tam propagandy. A czymś trzeba się zająć w godzinach dla
seniorów, gdy nawet szefowej wyczerpią się pomysły, co mi dać do roboty. Do
niedawna mieliśmy jeszcze kawę w promocji po dwa złote. Czułam się niczym
bohaterka amerykańskich filmów z takim zestawem porannym :)
4. Potrzeba matką wynalazku
Wrócę jeszcze do godzin seniorskich. Na początku śmieszył
mnie ten absurdalny pomysł, by przez dwie godziny wypraszać klientów ze sklepu.
Potem, chcąc nie chcąc, się przyzwyczaiłam. Ale czego się człowiek wtedy
naogląda, to już nikt mu nie zabierze.
Nieraz bywa, że przychodzi klient, który z żadnej
strony nie wygląda na 60+, i gdy mówię swoją wyuczoną formułkę – „przepraszam,
są godziny seniorskie, teraz nie obsługujemy”, robi minę jakby mu się świat
zawalił, po czym prosi – „ale ja tylko po jedną rzecz, nie mogę tak na szybko?”
ewentualnie: „ja tylko po Heetsy i spadam, mogę?”. Nie daj Boże przyjdzie
jakiś głodny klient i prosi tylko o hot doga. Wtedy to już może
złamać serce. A ja znajduję się w sytuacji konfliktu tragicznego:
obsłużyć tego nieszczęśnika i ryzykować karą, ewentualnie kolejnym
upomnieniem od szefowej, czy odesłać go głodnego (zaraz, zaraz, głodnych
nakarmić, było gdzieś coś na ten temat?) i niezadowolonego. Jak to mawiają
- potrzeba matką wynalazku. Czasem udaje mi się przemycić hot doga, ale jest to
moja autorska innowacja marketingowa – hot dog na wynos. Klient płaci, po czym
wyganiam go ze sklepu, żeby nie zwrócił uwagi stróżów prawa, a gdy zrobię,
wynoszę na zewnątrz. Ta radość na twarzy,
gdy klient dostaje hot doga, jest nie do opisania.
5. Grunt to się nie poddawać
Klient chciał kupić papierosy. Wyjął pieniądze i tak
niefortunnie je położył, że jedna pięciozłotówka wpadła w szczelinę między
wagą a ladą. Gdyby to było kilka groszy, może by odpuścił, ale to jednak
całe pięć złotych, a jak się okazało, więcej nie miał. Nie chciałam go
zasmucać bardziej, ale powiedziałam, że jest raczej nikła nadzieja na
odzyskanie tych pieniędzy, bo ta szczelina jest głęboka dosyć. Jednak widząc
determinację na jego twarzy postanowiłam spróbować z mieszadełkiem do
kawy. „Widelec by się tutaj lepiej sprawdził” - wyrokuję. Na to on wyjmuje ze
swojej torby widelec i podaje mi go. W pełni świadoma tego, jak
komicznie musi to wyglądać z boku, nachylam się nad kasą, zaglądam do tej
przepastnej dziury i zaczynam grzebać w niej widelcem. Podczas, gdy
ja pracowałam w pocie czoła, za tym nieszczęśnikiem zdążyła się już
ustawić spora kolejka. No nic, muszę facetowi pomóc, bo inaczej sobie nie
pójdzie. Obsłużyłam czekających ludzi i zaczynam zabawę od nowa.
Klient daje mi jeszcze nóż do kompletu, a ja postanawiam zadzwonić do
szefowej, bo to złota kobieta - umie znaleźć wyjście z każdej kryzysowej
sytuacji. Relacjonuję jej wydarzenia z placu boju niczym komentator
sportowy. Na początku użyła niecenzuralnych słów, których przytoczyć nie mogę,
ale potem poradziła co zrobić, a klienta udało się uratować i wypuścić
zadowolonego. „Dbając o klientów, dbasz o swoją Żabkę”, jak głosi
nasze motto. Jeszcze nigdy tak dobitnie się o tym nie przekonałam.
Zamknęłam kasę kilka minut za późno, ale za to z poczuciem spełnionej
misji.
6. W Żabce spełniam się zawodowo
Co niektórzy żartownisie mawiają, że gdyby każdy regularnie
odwiedzał Żabkę, psychologowie nie mieliby pracy. W Żabce nie tylko
zrobisz zakupy, ale i zostaniesz wysłuchany. Ba, czasem nawet uda się rozwiązać Twój problem.
Sama nieraz doświadczyłam takiej sytuacji. Do sklepu wpada
zdyszana klientka, bierze kilka rzeczy, w tym Coca Colę Zero 1,5 litrową.
Gdy skanuję zakupy, cały czas mówi. Narzeka, że bardziej pechowego dnia nie
mogła mieć. Najgorsze, co jej się przytrafiło, to zgubienie słuchawek. „Wie
pani, jak ciężko jest bez słuchawek” – mówi dramatycznym tonem. „Pewnie, że
wiem, nie raz mnie to spotkało – odpowiadam w tym samym tonie. Po chwili spogląda
na butelkę coli i mówi: czy może mi pani tą colę zamienić? Ona jest taka ch**owa… Jako, że jej argument był niepodważalny, spróbowałam to zrobić.
Niestety obie cole wyglądają na paragonie tak samo, więc nie chciałam ryzykować,
że coś pójdzie nie tak i była zmuszona zadowolić się colą zero.
Ostatnimi czasy sporo się jeszcze wydarzyło, ale o tym
w części trzeciej. Poznacie paradoks jak się spóźnić do pracy cztery godziny
tak, żeby nie zostało to uznane za spóźnienie i nie zostać wyrzuconym
z pracy. Ale na dzisiaj tyle.
A kto jeszcze nie widział, pierwszą część znajdzie TUTAJ.
Przytrafiają nam się czasem rzeczy dziwne i dziwniejsze.
Ale rzadko kiedy jest to coś na tyle nieprawdopodobnego, że myślimy sobie: „na
pewno nikt by mi w to nie uwierzył”. Ostatnio właśnie miałam taką przygodę z
kategorii „niemożliwe, a jednak”. W efekcie sama nie byłam pewna, czy z tej
bezradności mam ochotę usiąść i płakać, czy zacząć się śmiać. Jeden z tam
obecnych nawet pokusił się o opowiedzenie tego wierszem. A że sama bym tego
lepiej nie ujęła, to posłuchajcie:
Nic dodać, nic ująć. Dzięki, Hubert, za tę zacną przestrogę.
Nie mogłem pozbyć się tej uporczywej myśli. To nie było
racjonalne, ale w życiu zdarzają się takie chwile, kiedy wiemy, że to, co
się właśnie dzieje, ma ogromne znaczenie. Niedługo wszystko się zmieni i będę
żałował, że nie zrobiłem tego, co do mnie należało.
Nie było opcji, żeby po przeczytaniu „Szeptacza” nie sięgnąć
po drugi thriller Alexa Northa. Dokładnie rok po głośnej premierze debiutu
autora, ten zaserwował nam nową porcję wrażeń. Plotki głosiły, że jeszcze
lepszą. Co jeszcze mnie przekonało do tej lektury, to motyw snów, na którym
jest oparta. Lubię go, ale rzadko się pojawia w książkach. Od kiedy zobaczyłam
zapowiedź wiedziałam, że nie odpuszczę, póki nie dostanę książki w swoje
ręce, jak na rasowego łowcę thrillerów przystało.
Paul przez dwadzieścia pięć lat nie odwiedzał rodzinnej
miejscowości. Miał ku temu powody. Gdy w końcu się na to decyduje, pamięć
o przeszłości wraca ze zdwojoną siłą. Co takiego wydarzyło się w mrocznej,
prawie opustoszałej już dzielnicy, gdy był jeszcze dzieckiem? Dlaczego nikt nie
chce kupować nieruchomości w tej miejscowości? I jaką tajemnicę
skrywa las zwany Cieniem, który budzi w nim grozę już samym swoim
widokiem? Nie tylko las. Na drzwiach jego domu pojawiają się czerwone ślady
dłoni. Matka, która umiera, mówi rzeczy, od których włosy jeżą się na głowie.
Zaś wokół czuć obecność czegoś nieuchwytnego, a jednocześnie złowrogiego. A wszystko
to, przez niewinną zabawę z dzieciństwa...
Było cicho. Uznałem, że to dom rozciąga swoje stare kości po
upalnym dniu i przygotowuje się do nocnego wypoczynku. Może przeczuwał, co
zamierzam zrobić, i wiedział, że już niedługo się stąd wyprowadzę, zamknę
drzwi na klucz, a on zostanie sam?
Książka mimo kilku słabych stron naprawdę mi się podobała.
Jak już zdążyliście pewnie przeczytać to, co najbardziej sobie cenię w thrillerach
i horrorach, to tło wydarzeń. Tutaj autorowi niesamowicie udało się je
stworzyć. Mała miejscowość nieopodal lasu, prawie wyludniona. Brzmi znajomo?
Niekoniecznie. Choć może kojarzyć się z innymi horrorami, to tutaj miejsce
akcji i atmosfera jaką autor stworzył były niepowtarzalne. Dało się odczuć
niepokój i grozę sączące się do serca z każdą przeczytaną stroną.
Trudno powiedzieć, co na to wpływa, ale wraz z rozpoczęciem lektury
zostajemy wessani do tego mrocznego miejsca, gdzie dzieją się rzeczy
niewytłumaczalne, krew tężeje w żyłach, a ratunku próżno szukać.
Po przeczytaniu kilkunastu początkowych stron byłam
rozdarta. Bardzo chciałam ją odłożyć, ale tylko dlatego, że naprawdę bałam się czytać
dalej. Jednocześnie chciałam czytać dalej i ciekawość okazała się
silniejsza. Znacie to uczucie?
Dalej akcja trochę zwolniła. Powoli przemieszczamy się wraz
z bohaterami poszukując odpowiedzi na trudne pytania – Skąd się biorą
czerwone plamy na drzwiach? Kto krąży po okolicy i dopuszcza się zbrodni
ze szczególnym okrucieństwem? Co mają one wspólnego z wydarzeniami sprzed
kilkunastu lat? Gdzie podział się chłopak, którego ciała do tej pory nie odnaleziono?
I jeszcze wiele innych. Od czasu do czasu czeka Was niezbyt miła niespodzianka.
I cały czas będziecie drżeć o życie. Jesteście gotowi, by podjąć to
wyzwanie?
Jedyne, co mi się nie podobało w tej lekturze, to to,
że momentami do akcji wkradała się monotonia. Zaczynało się kluczenie między
wydarzeniami mało istotnymi, które zdawały się niewiele wnosić do fabuły. I napięcie
przestawało być odczuwalne. Ale kto wie, może to celowy zabieg? Tylko cisza
przed burzą, po której serce stanie Wam w gardle?
Miał rację ten, kto napisał, że ta lektura będzie ucztą dla
fanów opowieści z dreszczykiem. Książka bezwzględnie obowiązkowa dla fanów
thrillerów. A może i ktoś, kto chce spróbować nowego gatunku też się
skusi?Tylko
ostrzegam, okładka z kościstą dłonią w nocy wygląda upiornie, lepiej nie
kusić losu i nie trzymać jej na widoku…
W dobie izolacji, gdy uczelnie i szkoły zamknięto,
restauracje przestały być miejscem, gdzie można spędzić trochę czasu ze
znajomymi, kina, galerie handlowe i inne miejsca, do których lubiliśmy
chodzić zamknięto, pozostaje już tylko... wymyślić inne, bardziej kreatywne
formy spędzania wolnego czasu. Zabezpieczając się, przed ewentualnością
drugiego lockdownu i zakazu wychodzenia z domu, postanowiłam znaleźć
pracę. I nie byłam w tym poszukiwaniu zbyt wybredna. Wiadomo,
sytuacja na rynku nie jest zadowalająca i raczej prędko nie zanosi się na
poprawę. Gdy pierwszy raz rozmawiałam z szefową z Żabki, usłyszałam
tylko: „Pani ma kursy księgowości i szuka pani pracy w sklepie?”
Właśnie tak! Niestety, na rozmowie kwalifikacyjnej nie zostałam poinformowana o
jednej istotnej rzeczy. Żabka to nie miejsce pracy, Żabka to stan umysłu.
Zawsze chciałam popracować w kawiarni. Podawać kawę,
przekąski, a jednocześnie porozmawiać sobie z klientami o wszystkim
i o niczym. Zatem można powiedzieć, że trafiła mi się praca marzeń. Nigdy
bym nie pomyślała, że praca w sklepie może być tak ciekawa, absorbująca
i pełna wyzwań. O 4.30 wyskakuję z łóżka zastanawiając się, co przyniesie
dzisiejszy dzień. A żaden nie jest taki sam. Tam ciągle coś się dzieje.
Mam za sobą dopiero miesięczny staż, ale codziennie wychodzę
z pracy w lepszym nastroju niż do niej przyszłam. Dlaczego? Oto kilka
przykładów
1. Uwaga, włamywacz!
Są takie rzeczy w życiu, których człowiek nie zapomni
do końca życia, mało tego, jeszcze dzieciom i wnukom będzie opowiadał,
jaki to kiedyś głupi był, tak ku przestrodze. Jedną z takich rzeczy
niewątpliwie jest pierwszy dzień w pracy i związane z tym wpadki.
W końcu nadszedł ten, dzień, gdy skończyło się moje
szkolenie i pierwszy raz miałam przyjść sama na przedpołudniową zmianę. O
dziwo, nie zaspałam, nie spóźniłam się na autobus, nie zapomniałam kluczy
i dotarłam na czas. Teraz to już nic nie może pójść nie tak. Dumna z siebie, wygrzebuję z torebki
klucze i próbuję otworzyć drzwi. I wtedy alarm zaczyna piszczeć.
Zamiast rzucić się do ucieczki jak na rasowego włamywacza przystało, wyjmuję
klucz z powrotem i zaczynam analizować sytuację. Następnie wyjmuję
z torby biały magiczny prostokącik, czyli kartę zbliżeniową, którą
wieczorem miałam wykorzystywać po zamknięciu sklepu. Ale tego, co z tym
urządzeniem się robi rano, to już nikt mi nie powiedział. Przykładam do
czytnika i nagle wszystko ucichło, a ja mogłam legalnie otworzyć
drzwi. Niczego nieświadoma obsługuję klientów, aż w końcu podchodzi do
mnie pan w czerni i pyta, czy mam jakiś problem. Spanikowałam, bo
myślałam, że jest z kontroli, a ja dopiero otworzyłam sklep i jeszcze
nie zrobiłam wszystkiego, co trzeba. Zaczęłam się tłumaczyć, ale szybko
wyjaśnił się powód swojej wizyty. Był z ochrony i chciał dowiedzieć,
się czy wszystko w porządku, bo dostał powiadomienie o alarmie. Na to ja,
bez owijania w bawełnę, mówię, że to mój pierwszy raz i jeszcze nie
wiedziałam, jak to się wyłącza. Myślę, że zrobiłam mu dzień. Na szczęście
poprosił tylko o nazwisko, bo taki miał wymóg. Potem dzwoniła jeszcze szefowa,
dowiedzieć się, czy nic mi nie zagraża. Jej też niewątpliwie zrobiłam dzień.
2. A w lodówie gorzała się chłodzi...
Z popołudniowej zmiany zwykle wychodzę ok. 23.30, kiedy
autobusy nocne w kierunku mojego osiedla już nie kursują. Jedyną
możliwością pozostaje więc przejazd taksówką. Nie wiem, jak mi się to udało,
ale podczas jednego z takich procesów zamawiania taksówki przez aplikację,
jako adres odbioru, zamiast adresu sklepu wybrałam adres mojej przyjaciółki.
Kierowca był nieco zdezorientowany, ale wyszedł z tego zdarzenia cały
i zdrowy.
Gdy tak sobie jadę nocą taksówką po mieście, chcąc nie chcąc
mam w głowie jedną piosenkę. Nie pytajcie...
3. I numer telefonu do pani bym poprosił
Jak to w każdym sklepie bywa, trafiają mi się różni
klienci. Może napiszę o tym więcej w następnym poście – „10 typów klientów
z Żabki”? Ale dziś będzie tylko o kilku wybranych. Pierwszy z nich –
przychodzi do sklepu, chcąc skorzystać na tym podwójnie. A mianowicie robi
zakupy, zagląda do lodówki z piwem i pyta:
– Czy to piwo to było niedawno dostawione, bo jest ciepłe?
– Tak, bo szybko schodzi – odparłam uśmiechając się ze
współczuciem. Klient podchodzi do kasy i skanuję mu zakupy.
– Czy mogę poprosić o reklamówkę – pyta konspiracyjnie,
nachylając się w moją stronę.
– Jasne – podaję mu papierową torbę spod lady.
– Posunę się jeszcze o krok dalej – chwila niepewności –
i wezmę jeszcze Marlboro czerwone.
Oddycham z ulgą i podaję mu papierosy
– I jeszcze numer do pani wezmę – mówi, pakując zakupy
do torby.
– A po co panu numer do mnie? – zapytałam
inteligentnie.
– Będę dzwonił zapytać, kiedy sklep zamknięty, kiedy
otwarty...
(ciąg dalszy nastąpi).
4. Mamy sytuację awaryjną
Wtorek może środkiem weekendu nie jest, ale czasami i we
wtorki człowiek ma nadzieję, że w końcu nadrobi zaległości w spaniu
(w weekend bywa z tym gorzej). Jakie było moje zaskoczenie, gdy telefon
obudził mnie w środku nocy, czyli o 6.47...
Tym razem nie budzik, ale telefon z nieznanego numeru.
Może to dziwny pomysł, by odbierać w środku nocy telefon od tajemniczego
nieznajomego, ale przysięgam – byłam półprzytomna. „Tak, słucham?” – mówię
głosem sugerującym, że gdy tylko będę na siłach, to mogę zamordować każdego,
kto ośmielił się o tej porze przerwać mi sen. „Magda, mamy sytuację awaryjną,
czy możesz przyjść do pracy?” Na to ja bez chwili zastanowienia, mimo że
jeszcze chwilę temu miałam, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia, odpowiadam: „Tak,
tylko najwcześniej za jakąś godzinkę, może być?”. "Magda, gdzie twoja
asertywność?" – karcę się w myślach. Ale druga Magda, ta, która pracę
w Żabce kocha bardziej od spania, cieszy się, że będzie mieć dodatkowy
dzień w pracy.
5. Panią też bierzemy
Przychodzi dwóch pijanych facetów. Wnoszę to po ich
hałaśliwym zachowaniu. Gdy jeden z nich otwiera usta, widzę, że albo jadł
keczup i jeszcze nie skończył konsumować, albo miał poważną męską rozmowę
i ktoś mu porządnie obił szczękę. Ale nie o tym chciałam. Chcieli kupić
pół butelki wódki. Cierpliwie im wytłumaczyłam, że sprzedajemy tylko całe
butelki. Jeden z nich doprecyzował, że chodziło im o pół litra wódki. „Jakiej?"–
pytam. „Niech pani wybierze”. Podałam im najtańszą, cały czas bacznie obserwując,
czy nie zdemolują mi sklepu, bo ich koordynacja ruchowa była nieco zaburzona. „I
jeszcze panią bierzemy!” – oznajmił jeden z nich radośnie, a drugi
natychmiast podłapał ten genialny plan. „Ale ja nie jestem na sprzedaż” –
wyraźnie się zasmucili. Zażyczyli sobie jeszcze coś do popicia, też zdając się
na moją intuicję. „Może być sok pomarańczowy?” – pytam. „Nie, coś gazowanego,
może być to zielone” – odparł, pokazując Sprite'a w lodówce. Otworzyłam
lodówkę i wyjmuję Sprite'a,
– Fajna jest, nie?
– No fajna
Potem byłam świadkiem ich niezbyt wyrafinowanego dialogu,
nie trudno się domyślić o czym. Jeszcze trochę i wzywam ochronę, albo
dzwonię po szefa – zdecydowałam.
– To jeszcze papierosy – powiedział pierwszy z nich. – A da
się pani zabrać na kawę? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Nie, nie dam się zabrać, mam chłopaka. – O ja głupia
myślałam, że to ich zniechęci.
– A gdzie pani chłopak mieszka? Też go weźmiemy!
Podałam im papierosy i pożegnaliśmy się, zanim zdążyli
zdemolować sklep.
6. Jeśli chodzi o opróżnianie lodówki, to na mnie zawsze
może pani liczyć
Gdy na przekąskach kończy się termin ważności, zdejmujemy je
z półek i wkładamy do lodówki, z której potem ewentualnie za
pozwoleniem szefowej można je zabrać. I pamiętam, jak pierwszy raz wyszłam
z Żabki z wielką torbą kanapek. Pierwsza myśl – co ja zrobię z taką
ilością jedzenia? Niemal od
razu wpadłam na pomysł... by podzielić się z bezdomnymi. Siedząc z chłopakiem
na parapecie w galerii (był zakaz siadania, ze względu na śmiertelne
niebezpieczeństwo, jakim jest Covid, ale mniejsza o to) i popijając kawę,
czekałam, aż ktoś złapie przynętę. I w końcu pochodzi do nas taki jeden
i zaczyna się – poratuje pani, nie mam na jedzenie, jestem bezdomny... „Pieniędzy
nie mam, ale kanapką mogę się podzielić” – otwieram mu torbę. – „Proszę sobie
wybrać”. Na to on bez zastanowienia sięga do torby i wybiera panini o smaku
kurczak – ser. „Wybrał pan akurat taką, którą trzeba odgrzać w mikrofali” –
poinformowałam, bo jeszcze tego brakowało, żeby miał problemy żołądkowe po
mojej kanapce. „A skąd mikrofalę wziąć?” – zapytał. Kazałam bezdomnemu użyć
mikrofali. Domu nie ma, ale mikrofalę może mieć. Brawo ja 🤣
Jeszcze nie wszystkie przykłady wyczerpałam, ale ciąg dalszy
już w następnym poście, żeby nie było za długo 😊 Podobało się?