poniedziałek, 30 września 2019

Jak przygotować się do studiów, czyli survival czas zacząć

Do rozpoczęcia zajęć na uczelni zostało jeszcze trochę czasu. Większość z Was pewnie zastanawia się już jak uda im się przetrwać ten nadchodzący rok. Niektórzy może dopiero zaczynają swoją przygodę ze studiami. Czy to będzie piękny okres w naszym życiu? To zależy od wielu rzeczy, ale też  od nas samych. Stąd mój pomysł, by podzielić się moimi spostrzeżeniami co do tego jak najlepiej przejść ten trudny okres bez uszczerbku na zdrowiu i nie znienawidzić ludzi 😁 Może komuś się to przyda, a może zechcecie podzielić się własnymi doświadczeniami.



Pakowanie
Najważniejszą kwestią jest zabranie ze sobą wszystkich potrzebnych rzeczy. Pojęcie "potrzebne rzeczy" oczywiście bywa rozumiane różnie. Niektórzy z nas są w stanie zapakować swój życiowy dorobek w dwie walizki, a innym to zajmuje trochę więcej miejsca, ale warto się porządnie przygotować, by niczego nie zapomnieć zabrać ze sobą.

Nie tylko pić, jeść, ale i spać…
Gdy dotarłam na miejsce, by zająć miejsce w akademiku i łóżko, na którym spałam już rok temu, zaczęłam się zastanawiać... czy trafiłam pod dobry adres 😂Okazało się, że współlokatorki zostawiły rzeczy wcześniej, a jedyne wolne łóżko zostało zajęte przez sąsiadkę, która nie mogła się dostać do swojego pokoju i zostawiła u nas rzeczy. Na początku wyglądało na to, że będę spać na podłodze. Na szczęście sprawa szybko się wyjaśniła.

A gdy nie możesz zasnąć...
O ile w tamtym roku sąsiadów miałam dość spokojnych i nie narzekałam na głośne nocne imprezy, to teraz przywitała mnie głośna muzyka, którą słychać było zza ściany do późna. A gdy i ta muzyka już ucichła, obudziła mnie wariująca lodówka, która ostatnio pracuje głośniej niż wypada. Także jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do zasypiania w każdych warunkach, zatyczki do uszu mogą okazać się przydatne. Przynajmniej dopóki sąsiedzi przekonają się, że studia to nie tylko imprezy, a warczące lodówki nie zostaną naprawione.

Kolejki, kolejki, wszędzie kolejki...
Przede wszystkim dziekanat, gdzie załatwianie spraw wymaga mnóstwa czasu i uczy cierpliwości. Warto jest też zabierać ze sobą prowiant oraz coś co wypełni te kilka godzin oczekiwania. Problemem okazują się też być kolejki w urzędach przy załatwianiu potrzebnych dokumentów, kiedy siedzące tam panie traktują petentów jak zło konieczne. Nie żebym zmyślała – jedna taka pani okazała się być miła, ale przez cały czas załatwiania sprawy spoglądała na mnie jakby chciała mnie zamordować 😂

Pendrive'ów nigdy dosyć
Mówili, że na studiach nie raz zgubię pendrive'a i mieli rację. W swojej studenckiej karierze zdążyłam już zgubić dwa. Ale ten wynik mogę póki co jeszcze poprawić. Ostatnio, gdy drukowałam materiały znowu mi się gdzieś zapodział. Poszłam do pani, u której drukowałam, żeby go odnaleźć. Otworzyła szufladę, w której jak się okazało znajdowała się ich cała kolekcja... ale mojego niestety tam nie było. Jak widać gubienie pendrivów to dość powszechne zjawisko nie tylko wśród studentów 😁

Grunt to pozytywne nastawienie
Niektórzy obawiają się mieszkania z obcymi ludźmi, bo nie wiadomo na kogo można trafić, a wokół mieszkania w akademiku powstało tyle legend, że nie sposób je wszystkie opowiedzieć. Mieszkanie z kimś, kogo wcześniej nie znaliśmy niesie ze sobą pewne ryzyko, ale warto być dobrej myśli. Do naszej ekipy pokojowej też w tym roku dołączyła nowa koleżanka, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny 😃Znalazłyśmy mnóstwo rzeczy, które nas łączą, a na początku byłam niezbyt dobrze nastawiona, gdy zastałam zabałaganiony pokój. Jaki z tego wniosek? Nie warto zniechęcać się na początku i dać szansę innym. w trakcie swojej studenckiej kariery trafimy na różnych ludzi, ale wystarczy odrobina chęci, by nawiązać z nimi dobre relacje.



Macie podobne przemyślenia na początku roku, czy może wszystko układa się bezproblemowo? Gdyby coś poszło nie tak, zawsze pozostaje alternatywa, o której mowa na obrazku…

czwartek, 26 września 2019

Historia miłosna, która zmrozi krew w żyłach

Odrazą napawało go pojęcie normalności propagowane przez wieczorne seriale telewizyjne. Nie potrafiłby się w nie wpasować. Rzeczywistość nie idzie na ustępstwa. A kiedy wreszcie nabrał pewności siebie, w jego życiu pojawiła się Clarice i wniosła w to życie trochę sensu – albo inaczej: zniszczyła sens, który sam sobie stworzył.
Gdy w moje ręce trafiła „Dziewczyna w walizce”, długo się nie zastanawiałam. Elektryzujące tempo, szokujące zwroty akcji i niespodzianki, niektóre przeznaczone dla ludzi o mocnych nerwach – tak obiecująco zapowiadały lekturę opisy na okładce. Raphael Montes to utalentowany brazylijski pisarz, a „Dziewczyna w walizce”, jego druga powieść na prośbę matki miała być historią miłosną. Trzeba przyznać, że jest to bardzo nietypowa historia miłosna…
Theo nie do końca rozumie wzorce postępowania, które obowiązują wśród ludzi. Zawsze czuł się wyobcowany, inny. Studiuje medycynę, a za swoją najlepszą przyjaciółkę uważa Gertrudę, która jest... ciałem zmarłej, na której studenci przeprowadzają praktyki. Kiedy na przyjęciu spotyka Clarice, która zaskakuje go swoim niefrasobliwym podejściem do życia, pustkę w jego życiu zaczynają wypełniać myśli o niej. Gdy jednak dziewczyna nie okazuje mu dostatecznego zainteresowania, postanawia nakłonić ją do zmiany zdania. Nawet za wszelką cenę. Do czego może być zdolny i jak się skończy ta historia?
Przystawiła sobie rewolwer do głowy i oparła się o ścianę, aby się nie wywrócić. Bardzo się trzęsła. Pistolet ciążył jej w dłoni, zupełnie jakby zaskoczyła ją jego masywność. Spoglądała na Tea z diabolicznym wyrazem twarzy, a on odpowiedział spojrzeniem pełnym niezrozumienia i żalu. Bez namysłu pociągnęła za spust.
Lubię książki, w których postaci bohaterów są przekonująco wykreowane. Gdy mogę przeżywać historię razem z nimi i z ciekawością obserwować ich kolejne kroki. Tutaj zdecydowanie czegoś mi zabrakło. Styl był dość oszczędny i opisy niezbyt rozbudowane. Samych bohaterów ani nie polubiłam ani nie znienawidziłam, tacy przeciętni. Theo zachowuje się dziwnie, czym niejednokrotnie wywoływał moją dezaprobatę, ale o to w tej powieści chodziło. Poznajemy sylwetkę młodego człowieka, którego czyny trudno przewidzieć i który, co śmiało można stwierdzić z każdą kolejną kartą powieści staje się coraz bardziej niebezpieczny dla otoczenia.
Tę historię traktowałam trochę z przymrużeniem oka. Opisane tam wydarzenia wydają się tak nieprawdopodobne, że trudno mi uwierzyć, by mogły wydarzyć się naprawdę. Niemniej jednak sam pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny – tego nie można autorowi odmówić. Jest w niej kilka mocnych scen, które zmrożą Wam krew w żyłach. Historia szokuje, daje do myślenia i zapamiętuje się ją na długo. Po jej przeczytaniu, jeszcze długo siedziała mi w głowie i zastanawiałam się, czy w efekcie skończyła się dobrze, czy źle. I co by było gdyby wydarzenie przybrały taki, a nie inny obrót. Czym tak naprawdę jest miłość? Czy można zawładnąć człowiekiem tak, by zmusić go do miłości? Czy przeznaczeniu trzeba pomagać? I jak daleko jesteśmy skłonni się posunąć, gdy coś układa się nie po naszej myśli? Na te wszystkie pytania będziecie mieli okazję poszukać odpowiedzi podczas tej lektury.
Z tej historii płynie też dla nas pewna przestroga. Należy uważać na ludzi, których spotykamy na naszej drodze. Nawet przypadkowa znajomość może mieć nieprzyjemne, czy nawet tragiczne w skutkach konsekwencje.
Choć mam co do tej książki mieszane uczucia, to uważam, że warto się z nią zapoznać. Oprócz tego, że zmusza do myślenia i długo zostaje w pamięci, to czyta się ją przyjemnie i szybko. Polecam, jeśli macie ochotę na coś innego, co Was zaskoczy i zupełnie namiesza w głowach.  
Moja ocena: 6/10

Raphael Montes, Dziewczyna w walizce 
Ilość stron: 356 
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2016

poniedziałek, 23 września 2019

Ludzie, potwory i mroczne umysły

Zawsze wierzył w teorię, że we właściwych warunkach można rozwinąć niezwykłe zdolności, ale też musiał pracować z dostępnymi obiektami, a żaden z nich nie był czystą kartką.
Niedawno głośno było o książkowym prequelu Stranger Things. Zostały napisane dwa – „Mroczne umysły” i „Ciemność nad miastem”. Jako fanka tego serialu byłam ich ciekawa. i postanowiłam przeczytać jeden z nich. Serial jest moim zdaniem jednym z lepszych, które oglądałam. Lubiłam w nim to, że potrafi wywoływać skrajne emocje. Przy jednej scenie można się śmiać, by przy kolejnej trząść ze strachu, a zaraz potem płakać ze wzruszenia. Bohaterów nie dało się nie lubić. Ciekawa byłam też książkowego wstępu do serialu. Ta książka miała wywrócić wszystko na drugą stronę. Czy to się udało?
Czarno–białe słoneczniki kołysały się, potwór zlewał się z nimi. Czy od początku był jednym z nich? Może. z rozkołysanych łodyg wyroiły się motyle, a kwiaty nabrały złocistożółtej barwy. Gdy otworzyła oczy i ujrzała prawdziwy świat, małe pomieszczenie w laboratorium, pierwszym, co zobaczyła, był Brenner.– Potwory – powiedziała. Oczywiście są w moim mózgu.I dopóki tam pozostaną, wszystko będzie dobrze. Prawda?
Nie sposób nie pamiętać Jedenastki – dziewczynki, która była główną bohaterką serialu i miała wyjątkowe umiejętności. Książka „Stranger Things. Mroczne umysły" przybliża nam historię jej matki i wydarzenia, które miały miejsce jeszcze zanim Jedenastka przyszła na świat. Zanim jeszcze pojawił się Demogorgon. Wtedy, gdy strach miał ludzką twarz... Wszystko zaczyna się wraz z rządowym projektem. Terry Ives i kilkoro innych nastolatków zgłaszają się do udziału w badaniach prowadzonych przez miejscowe laboratorium w Hawkins. Doktor Brenner ma nadzieję dokonać przełomowych odkryć, tylko w jakim kierunku zmierzają te badania? Czy metody tam wykorzystywane są zgodne z prawem? I czemu jego uczestnicy zobowiązani są do zachowania tajemnicy? Gdyby Terry wiedziała, jakie piętno to odciśnie na jej życiu, pewnie przemyślałaby to lepiej, zanim zgłosiła się do projektu. Niestety, nie wszystko da się przewidzieć. A są czyny, których konsekwencje bywają nieodwracalne...
Serial odebrałam pozytywnie – dużo się działo, ciekawi bohaterowie, dreszczyk emocji. To sprawiło, że wobec książki miałam duże oczekiwania. Muszę przyznać, że trochę się rozczarowałam. Językowo książka mi się podobała i co do stylu nie mam zarzutów. Akcja zaś choć poprowadzona we właściwym tempie, to nie wciągnęła mnie tak jak się tego spodziewałam. Do połowy zupełnie nie mogłam się odnaleźć w tej historii, dopiero potem zrobiło się ciekawiej. Brakowało mi tam jednak zaskoczenia,  momentów, w których mogłabym się przestraszyć, czy nagłych zwrotów akcji. Niektóre wątki były moim zdaniem zbyt mało rozwinięte, ale były i takie, które mi się podobały. Trafiłam na fragmenty, które mnie poruszyły i skłaniały do myślenia. Zakończenie pozostawia niedosyt – akcja urywa się w momencie, gdy już zdążyłam się na dobre wciągnąć i chciałabym poznać dalsze losy Terry i Jedenastki..
Wśród bohaterów najbardziej podobała mi się postać doktora Brennera. Został przekonująco wykreowany, trudno było przewidzieć jego postępowanie, cały czas był otoczony aurą tajemnicy. Co do pozostałych, to nie jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Dla fanów serialu ta pozycja będzie dobrym uzupełnieniem i ciekawostką. Można ją też przeczytać niezależnie od serialu. Nie do końca spełniła moje oczekiwania, ale mimo to uważam, że jest warta przeczytania. Na nudny wieczór może być dobrą rozrywką
Moja ocena: 5/10

Gwena Bond, Stranger Things. Mroczne umysły
Ilość stron: 350
Wydawnictwo: Poradnia K
Data premiery: 24.04.2019

Recenzja powstała na potrzeby portalu www.czytampierwszy.pl 

poniedziałek, 16 września 2019

Jaki sekret skrywa Lisia dolina?

Być może widzę upiory – pomyślał, kuląc się pod kołdrą. – Być może w moim życiu zetknąłem się ze zbyt wieloma okropnościami, wziąłem na siebie nazbyt wielką winę. To dlatego wszystko, co złe i przerażające, traktuję jako coś, co musi mieć związek ze mną.
Charlotte Link to znana i lubiana niemiecka autorka, która ma na swoim koncie już kilkanaście powieści kryminalnych. Jako że ostatnio coraz częściej o niej słyszę, postanowiłam się zapoznać z jej twórczością. Wybór padł na „Lisią dolinę", bo opis mnie zaciekawił, choć nawet w połowie nie przygotował mnie na to, z czym będę musiała się zmierzyć, czytając tę powieść.
Wielokrotnie powtarzający się schemat. Porwana kobieta, torebka i kluczyki zostawione w samochodzie, a po ofierze ani śladu. A została tylko przez pół godziny na parkingu, podczas gdy jej mąż wyszedł na spacer z psem. Potem już jej nie zobaczył. Ślad po niej zaginął, upływają lata, a policja jest w tej sprawie bezradna. Nikt nie wie, że Ryan Lee, skazany za ciężkie pobicie kryminalista i sprawca porwania skrywa tajemnicę, którą ma zamiar zabrać ze sobą do grobu... Co stało się z żoną Matthew Willarda? I czy to tylko wina przypadku, że po upływie niecałych trzech lat, gdy o Vanessie dalej nie ma wieści, schemat się powtarza?
Najbardziej przerażająca była świadomość, że istotnie można tak pogrążyć się w bagnie, iż w którymś momencie nie sposób się już z niego wydostać. Od życia otrzymuje się mnóstwo możliwości, by zacząć wszystko od nowa, lecz kiedyś się to kończy. Człowiek myśli sobie, że już zawsze tak będzie, lecz w pewnej chwili pojmuje, że przegapił swoją ostatnią szansę. Że od tej pory czeka go tylko jedno nieszczęście za drugim, i że nie sposób tego uniknąć.
Powieść została ciekawie skonstruowana. Historia opowiadana jest z perspektywy kilku osób, które poznajemy jedna po drugiej, co przywiodło mi na myśl „Sklepik z marzeniami" Kinga. Lubię taki sposób narracji, bo nie można się przy tym nudzić. Choć na początku bohaterowie mogą się mylić, to potem, gdy poznajemy ich lepiej, nie ma z tym problemu. Na początku wiemy, kto popełnił przestępstwo. I poznajemy całą historię też z jego perspektywy, co pozwala postawić się na jego miejscu. Przeżyć to, co on i zobaczyć jak skomplikowana stała się sytuacja i jak efektem domina jedno przewinienie pociąga za sobą drugie. Nawet, gdy podejmie się decyzję, by w końcu odciąć się od wyrządzania zła, zmienić się i stać lepszym, to to zło i tak wraca i nie daje o sobie zapomnieć.
To książka z gatunku tych, które gdy się zaczyna czytać, trudno choć na chwilę przestać. Już od pierwszych stron robi się ciekawie. Jakimś niepojętym dla mnie sposobem autorka sprawiła że czyta się szybko i przyjemnie, i choć cały czas towarzyszy nam napięcie i niepokój – zgodzę się ze stwierdzeniem, że jest to książka dla ludzi o mocnych nerwach –  to książki nie sposób odłożyć. Mocny początek sprawia, że w napięciu czytamy dalej, cały czas spodziewając się, że wydarzy się coś złego. Zawiodłam się jedynie przy końcówce. Spodziewałam się jakiegoś mocnego uderzenia na sam koniec, a opis sytuacji w jakiej znalazła się bohaterka, zaczął mi się niemiłosiernie dłużyć.
Postaci bohaterów zostały bardzo przekonująco wykreowane. Mamy wrażenie, że na  kartach tej książki czytamy o prawdziwych ludziach z krwi i kości, a nie tylko bohaterowie książki. Ich problemy i rozterki zostały opisane w ciekawy sposób. Wielokrotnie natrafiałam na fragmenty, w których autorka odnosząc się do wydarzeń z książki, zawiera inspirujące, warte zapisania myśli.
Byłam zaskoczona jak szybko poradziłam sobie z przeczytaniem tej książki, bo jej rozmiary raczej zapowiadały dłuższą lekturę. Ale gdy już zacznie się czytać, chce się więcej i więcej. Jestem zadowolona i jeszcze nie raz sięgnę do powieści tej autorki. Polecam każdemu, kto szuka porządnie napisanego kryminału.
Moja ocena: 7/10

Charlotte Link, Lisia Dolina
Ilość stron: 488
Wydawnictwo Sonia Draga
Rok wydania: 2013

piątek, 13 września 2019

50 rzeczy, które sprawiają, że czuję się szczęśliwa

Dawno nie było tego typu luźnego wpisu. Na kilku blogach widziałam ten post, więc postanowiłam zrobić i u siebie. Nie tak od razu, bo na początku wydawało mi się niemożliwym znaleźć aż 50 rzeczy, przez które jestem szczęśliwa, ale gdy już zaczęłam... okazało się, że jestem nadzwyczaj szczęśliwym człowiekiem  😁
  1. Poznawanie nowych ludzi 
  2. Zwiedzanie nowych miejsc
  3. Eksperymenty z włosami (niejedno już zniosły, ale jeszcze się trzymają 😂) 
  4. Blogowanie
  5. Zakupy (w tym też książkowe)
  6. Promocje (szczególnie w księgarni) 
  7. Kebab
  8. Robienie kebaba
  9. Rafaello (i wszelkie inne słodycze 😁)
  10. Piwo z przyjaciółką 
  11. Kawa 
  12. Kolejna dobra książka 
  13. Każda kolejna piosenka Sariusa i Poparzonych kawą trzy 
  14. Koncerty 
  15. Dowcipy moich kreatywnych znajomych
  16. Pisanie
  17. Każdy przeczytany wiersz, który długo nie daje o sobie zapomnieć 
  18. Niespodzianki 
  19. Zachody słońca 
  20. Zarabianie pieniędzy (wydawanie też, nie oszukujmy się xD) 
  21. Rozmowy do późna 
  22. Spanie 
  23. Wino 
  24. Mojito
  25. Wolny weekend  
  26. Taniec 
  27. Śpiewanie na karaoke
  28. Prowadzenie bookstagrama
  29. Jazda na rolkach 
  30. Pieczenie ciast
  31. Olsztyn 
  32. Gdańska starówka 
  33. Każdy kolejny odcinek 13 powodów
  34. Spontaniczne wypady na miasto 
  35. Kino
  36. Pomaganie innym 
  37. Wolontariat 
  38. Spędzanie czasu ze znajomymi 
  39. Poranek z książką 
  40. Wykład na godzinę późniejszą niż 8 XD
  41. Uczenie się nowych rzeczy 
  42. Nagrody
  43. Ekstremalne zjazdy kolejką górską
  44. Kortowiada i Parada Wydziałów
  45. Uśmiech na twarzach bliskich
  46. Spacery
  47. Mój kapelusz
  48. Mieszkanie w akademiku i związane z tym zabawne historie
  49. Słońce i plaża
  50. Piękne widoki

Polecam każdemu zrobienie takiej listy. Można wracać do niej, gdy ma się gorszy dzień. Przecież jest tyle powodów do szczęścia!

poniedziałek, 9 września 2019

Gdy pojawia się uczucie, gra robi się niebezpieczna

Czuła że to, co się między nimi dzieje, jest niebezpieczną grą i nie ma nic wspólnego z zagrożeniem jakie wokół nich krąży. z przestępcami sobie poradzi, nie była jednak pewna czy podoła narastającym w niej uczuciom.
Ta książka to był w moim przypadku czytelniczy eksperyment. Połączenie kryminału i historii miłosnej, po prostu byłam ciekawa. Emilia Wituszyńska zadebiutowała powieścią, o której od razu zrobiło się głośno. Czy moje spotkanie z autorką było udane?
Znany aktor i niepokorna policjantka. Dwa zupełnie różne światy i trudne charaktery. Czy to nie jest mieszanka wybuchowa? On jest w niebezpieczeństwie, gdy jego wpływowy znajomy zostaje zamordowany, a ona ma zapewnić mu całodobową ochronę. Pościgi, mafijne porachunki i zagrożenie życia to jeszcze nic w porównaniu z niebezpiecznym uczuciem, które wywiązuje się między nimi. Do czego to wszystko zmierza?
      Wypadł przez bramkę i idąc jej śladem, wrzucił torbę do tyłu. Zajął miejsce na fotelu pasażera, bo dziewczyna siedziała już za kierownicą i grzała silnik. Przemek spojrzał na nią i przez chwilę rozglądał się wokół. Miał wrażenie, że gra w jakimś cholernym filmie akcji, bo to niemożliwe, by wszystko działo się tak szybko. Jednakże nigdzie nie dostrzegł kamer i reżysera, tylko, tylko wciskającą pedał gazu ciemnowłosą dziewczynę, która z piskiem opon odjechała spod domu.
Gdy przeczytałam kilka początkowych stron na których autorka nie stroniła od przekleństw i kolokwializmów, zaczęłam powątpiewać, czy to był dobry wybór. Zwykle drażni mnie to w książkach, ale gdy czytałam dalej, przyzwyczaiłam się i stwierdziłam, że tutaj taki język pasuje, a nawet bywa zabawny. Bez tego postaci nie byłyby opisane wiarygodnie. A bohaterów mamy bardzo wyrazistych. Policjantka, która jak na przedstawicielkę tego zawodu przystało jest uparta i radzi sobie w każdej sytuacji, a także ma niewyparzony język i nie obawia się wprost wypowiadać swoich myśli. Aktor, który podobnie jak ona ma trudny charakter i nie obce mu są słowne potyczki, do których coraz częściej między nimi dochodzi. Momentami zachowują się jak dzieci, ale nawet ich polubiłam.
Co jeszcze mamy w tej książce? Trzeba by raczej spytać, czego tam nie ma. Ileż tu się działo! To nieprawdopodobne, ile wydarzeń można opisać w przeciągu nieco ponad trzystu stron. Ciekawie rozwijająca się historia miłosna. Mówiąc historia miłosna nie mogę przyznać, że było tam pełno ociekających seksem scen na miarę „50 twarzy Greya”.  Za to tutaj wszystko było wyważone. Były też sceny niczym z romantycznej sielanki, zwroty akcji, niepokój i zagrożenie życia, morderstwa, pościgi, porachunki mafijne… Rozrywka niczym w dobrym kinie akcji. Do tego czyta się szybko. Styl lekki, może niezbyt wyszukany, ale czyta się po prostu dobrze i przyjemnie.
Choć to nie mój gatunek, to jestem na tak. Obawiałam się, że będzie to tandetna i zupełnie nieprzekonująca historyjka miłosna z kryminałem w tle, ale zaskoczyłam się i tym razem pozytywnie. Czytanie ten książki jest niezłą rozrywką na jeden, góra dwa wieczory. Momentami zabawna, innym razem trzymającą w napięciu. Będziecie z zapartym tchem przekładać kolejne strony i nie obejrzycie się zanim przeczytajcie do końca. Jedno jest pewne – nie da się przy niej nudzić!
Moja ocena: 7/10

Emilia Wituszyńska, Niebezpieczna gra
Ilość stron: 312
Wydawnictwo Kobiece
Data premiery: 15 maja 2019

piątek, 6 września 2019

Jak to faceci robić powinni, czyli kilka praktycznych rad jak oswoić kobietę

Zastanawiałyście się kiedyś, czemu tak jest, że jedni faceci robią na nas wrażenie, a inni nie? A panowie – czy zastanawiają się, jak to robić, by kobiety od Was nie uciekały i pozwoliły się oswoić? W ostatnim poście była mowa o tym jak oswoić faceta i nie osiwieć, ponarzekałyśmy sobie na panów, więc żeby nie być stronnicze, ponarzekajmy teraz na siebie. I zastanówmy się, czy nas też tak trudno jest oswoić. Czy my jesteśmy skomplikowanymi stworzeniami? Czy aż tak bardzo jak faceci? Czy faceci też przez nas nie sypiają po nocach i mają nierozwiązywalne konflikty wewnętrzne? I co sprawia, że niektórym osobnikom tego gatunku udaje się nas oswoić? Podzielę się niektórymi moimi obserwacjami w tej kwestii.



1. Poczucie bezpieczeństwa
– Bicie twojego serca – Usłyszał jej stłumiony głos.
– Co z nim?
– Ono mnie uspokaja.
Przemek nie wiedział, co odpowiedzieć. W zamian zaczął gładzić Weronikę po włosach. Jego ruchy były powolne, oswajał dzikie zwierzę, które zostało zranione i schwytane, które się boi. Chciał je wydobyć z wnyków, jednak postanowił jej tego nie mówić.
Emilia Wituszyńska, Niebezpieczna gra

Jeśli kobieta czuje się przy Tobie bezpieczna – ma poczucie, że panujesz nad sytuacją niezależnie co by się działo, to już krok do sukcesu. Ona musi wiedzieć, że choćby się paliło i waliło, przy tobie nie musi się niczego obawiać, bo wszystkiemu podołasz. A na to, jak postrzegamy facetów, duży wpływ ma to, co sami myślą o sobie. Wyluzowanym i pewnym siebie osobnikom, którzy zdają się zawsze panować nad sytuacją jest o wiele łatwiej. Atrakcyjny facet, który umie oczarować kobietę zawsze odnosi sukces. Jednak są pewne granice – jeśli któryś z nich za bardzo się zapędzi i zacznie podrywać też inne dziewczyny znajdujące się w pobliżu, to może zakończyć się tylko niepowodzeniem… albo trwałymi obrażeniami ciała 😁

2. Misterny plan na podryw? A może po prostu szczerość?
Pewnie wielu zadaje sobie pytanie, jak poderwać, a co za tym idzie oswoić kobietę. Czy pomagają w tym wystudiowane teksty na podryw? A może większość z nich jest już przereklamowana? Jak to  rozegrać, by pokazać się z tej lepszej strony? Kluczowym słowem jest tu właśnie „rozegrać”. Owszem, pierwsze wrażenie jest decydujące, gdy kogoś poznajemy. Warto jednak być sobą, a nie zgrywać kogoś zupełnie innego. Bo grać można tylko przez jakiś czas. Nawet jeśli na początku jesteś świetnym aktorem, potem i tak wszystkie twoje szemrane interesy i to, co tam jeszcze próbujesz ukryć wyjdzie na jaw. Panowie, przed nami nic się nie ukryje – kobiety są lepszymi szpiegami niż nie jeden pracownik FBI. My wiemy wszystko, więc nie próbujcie z nami pogrywać, bo to się nie skończy dobrze 😁

3. Jeśli ona mówi „nie”, to zazwyczaj znaczy „nie”
Jeśli chcesz skutecznie poderwać kobietę, nie możesz być natrętny. Gdy o tym mówię, przypomina mi się pewien przykład. Przed wakacjami mieliśmy w akademiku Turków z wymiany. Gdy pewnego dnia wracałam do pokoju, jeden z nich którego wcześniej nie widziałam, zaczepił mnie na korytarzu. Mówił po angielsku. Porozmawialiśmy chwilę o studiach. Gdy już trochę się zniecierpliwiłam, bo chciałam w końcu dotrzeć do pokoju i coś zjeść – a głodna kobieta to zła kobieta, pamiętajcie 😂 – zaś on mi to uniemożliwiał, zaproponował, żeby pójść do niego i się napić. Kilka razy mu powiedziałam, że nie jestem zainteresowana, ale nie odniosło to żadnego skutku i nie mogłam mu wyperswadować, żeby zostawił mnie w spokoju. Szedł za mną aż pod same drzwi do pokoju. Myślałam, że będę musiała iść zgłosić natręta na recepcję, ale w końcu odpuścił, przed odejściem jeszcze zapewniając, że gdybym zmieniła zdanie, mogę do niego wpaść.
     Co chcę przez to powiedzieć? Panowie na podstawie stereotypów bądź też błędnej oceny sytuacji niejednokrotnie twierdzą, że nasze „nie” znaczy „tak” i na odwrót. Ale są przypadki, gdy „nie" naprawdę oznacza „nie". I to był jeden z tych przypadków. Prawdziwym jest stwierdzenie, że kobieta, która się tłumaczy, chce zostać przekonana, zaś kobieta, która chce odmówić, mówi po prostu „nie” Da się wyczuć, czy kobieta okazuje jakiekolwiek zainteresowanie. Jeśli nie – może warto odpuścić?

4. Powiedziałeś, że jest piękna? Zrób to jeszcze raz, nie zaszkodzi
Oczywistym jest, że lubimy komplementy. Ale prawić komplementy też trzeba umieć. Nie mówię, że musisz do niej od razu mówić wierszem, czy tworzyć poematy o jej boskości. Wystarczy, że mówisz szczerze. Przemycę dla Was fragment książki, w którym jest na przykładzie zobrazowane jak nie prawić komplementów – tak ku przestrodze 😂

– Jak było na urlopie? Widać, że nieźle ci zrobił. – Ostentacyjnie spojrzał na jej tyłek i uniósł brwi z aprobatą. – Wróciła nasza sexy Wera – zamruczał, na co dostał silny cios w ramię.
– (...). I powiedz babie komplement, to jeszcze po mordzie dostaniesz. (...) Widziałeś takie rzeczy, Paweł? – mężczyzna siedzący przy komputerze podniósł się  i uśmiechnął.
Naprawdę dobrze wyglądasz, Weronika. – Mrugnął do niej, po czym zwrócił się do kolegi stojącego tuż za jego plecami. – Tak się mówi komplementy, Kowalski, a nie: "Chodź, wyrżnę cię na biurku, bo masz niezły tyłek" – zażartował (...). 
Emilia Wituszyńska, Niebezpieczna gra

Widzicie zatem, że mamy kolejny przykład potwierdzający, że zatargi z kobietami mogą skończyć się obrażeniami ciała. Radzę zatem uważać 😂

5. Zaskakuj i jeszcze raz zaskakuj
Nie jest żadnym odkryciem, że kobieta lubi niespodzianki. Nie mowa tu tylko o prezentach. My po prostu lubimy być zaskakiwane. Zrób czasem coś niespodziewanego, zaplanuj spontaniczny wypad, czy po prostu coś miłego, co ją ucieszy. To może zaprocentować.

6. Posłuchaj cierpliwie, a dowiesz się wszystkiego
Oczywiście że lubimy facetów, którzy potrafią nas zagadać na śmierć i temat się im nigdy nie kończy. Ale kobiety najbardziej przywiązują się do mężczyzn, którzy ich przede wszystkim wysłuchują. Bo my lubimy sobie pogadać. Niektóre bardziej, inne mniej, ale kobiety czują się szczęśliwe, gdy są wysłuchiwane. Nie, gdy ktoś udaje, że słucha, kiwa głową i potakuje podczas ich monologów. Gdy możemy facetowi o wszystkim powiedzieć, bez obawy, że to wyśmieje i czujemy się akceptowane, to już pierwszy poważny krok do oswojenia.

7. Kamera! Akcja! Uśmiech!
Tak często nie zdajemy sobie sprawy jaką moc ma zwykły, szczery uśmiech. Nie mówię o śmianiu się przez cały czas, bo to może być już odrobinę niepokojące, ale zwykły niewymuszony uśmiech potrafi zdziałać cuda. Panowie, uśmiechajcie się jak najczęściej! Jeśli umiesz rozbawić kobietę, możesz zrobić z nią wszystko. Naprawdę coś w tym jest. Z uśmiechem macie większe szanse, by oswoić kobietę. Gdybyście tylko wiedzieli, jakie cuda potrafi zdziałać uśmiech 😀

8. Cierpliwości nigdy za wiele
Oswajanie jest żmudnym procesem, który wymaga czasu. Nie zawsze też kończy się sukcesem. Jednak w wielu przypadkach cierpliwość może zaprocentować. Cierpliwość okazuje się też błogosławieństwem, gdy przyjdzie Wam się pokłócić z kobietą… ale to już osobna historia i materiał na kolejny tekst.

Widzimy zatem, że kobiety – na pozór wrażliwe, ciepłe i opiekuńcze stworzenia, w uzasadnionych przypadkach mogą okazać się groźne i niebezpieczne. Nie wolno z nimi pogrywać, a oswojenie bywa niemałym problemem. Który gatunek spośród tych dwóch wymaga mniej trudu w procesie oswajania? Czy zgadzacie się z tym, co zostało powiedziane?
Fragmenty, które cytowałam pochodzą z książki, której recenzję przeczytacie w następnym poście 😊

poniedziałek, 2 września 2019

Czy pułapka okazała się doskonała?

Tak, boję się. Ale jeśli nauczyłam się czegoś w ostatnim tygodniu i miesiącach, to właśnie tego: strach nie jest wystarczającym powodem, by z czegoś zrezygnować. Wręcz przeciwnie.
Gdy przeczytałam kilka zdań z okładki oraz zobaczyłam, że jest to książka z serii thrillerów psychologicznych od Wydawnictwa Czarna Owca, do której należą też książki mojego ulubionego autora, długo się nie zastanawiałam. Najgorętsza premiera 2016 roku - czytamy w opisie, więc książka raczej nie powinna być słaba. A jak było naprawdę?
Linda Conrad jest pisarką. Dwanaście lat temu ktoś zamordował jej siostrę. Morderca uciekając spojrzał jej w twarz. I ta twarz śniła jej się w koszmarach, aż pewnego dnia zobaczyła ją w telewizji. Czy pamięć jej nie zawodzi i znany dziennikarz może być tym, który przed dwunastu laty zamordował jej siostrę i nie został ukarany? Linda decyduje się z nim spotkać. Jak skończy się to spotkanie? Czy oboje wyjdą z niego cało? Czy znany dziennikarz, o którym wcześniej nie słyszała może mieć coś wspólnego z jej siostrą? A może to wszystko tylko wytwór wyobraźni pisarki?
     Ich spojrzenia się spotkały, to była tylko krótka chwila wahania, potem po prostu to zrobili. Przezwyciężyli dzielący ich dystans, odnaleźli się, trzymał ją i głaskał po włosach, bardzo ostrożnie, jak głaszcze się dzikie zwierzę, które dopiero zaczęło się oswajać, i wszystko, co nastąpiło potem, było piękne i mroczne, i oszałamiające, i purpurowe.
Zupełnie nie mogłam zrozumieć zamysłu autorki. Historia ani trochę mnie nie wciągnęła, od początku towarzyszyło mi przeczucie, że jest jakaś odrealniona. Bohaterka, która widziała twarz mordercy dwanaście lat temu nagle widzi go ponownie w telewizji, postanawia się z nim spotkać i zmusić, by przyznał się zamordowania jej siostry. Od początku miałam wrażenie, że podejrzany nie jest mordercą, a wymysły i postawa bohaterki tylko mnie irytowały. Atakowanie i straszenie bronią przeprowadzającego wywiad dziennikarza, którego podejrzewała o zabójstwo, choć wyglądało na to, że nie ma żadnych dowodów było dla mnie sporą przesadą. Usprawiedliwieniem może być to, że bohaterka cierpi na zaburzenia posttraumatyczne i depresyjne od śmierci siostry. Jednak jak dla mnie ten wątek choroby nie był wystarczająco przekonująco rozwinięty w książce. Minusem była dla mnie też konstrukcja powieści, bo na przemian z właściwą akcją, przewijały się fragmenty z książki bohaterki, które miały nam przybliżyć okoliczności wydarzeń sprzed lat. Nie jest to urozmaiceniem, a jedynie wprowadza chaos. Te dwie historie są bardzo podobne i można się pogubić, co się wydarzyło naprawdę, a co zostało przez bohaterkę opisane w książce.
 Mimo wszystko przeczytałam do końca, bo miałam przeczucie, że tak nudny początek może przynieść jakieś zaskakujące zakończenie, a jeśli nie to przynajmniej akcja trochę nabierze tempa.  Tym razem rozczarowałam się po całości. Jedynie przy końcówce tak na dobre się wciągnęłam, ale to za mało, by całość ocenić pozytywnie. Tak irytującej i nudnej zarazem książki jeszcze nie czytałam. Jedyny plus to postać domniemanego mordercy, która była chociaż trochę interesująca i na pewno mogłaby być bardziej, gdyby książka mnie choć trochę wciągnęła. Dopiero pod koniec dowiadujemy się o tej postaci ciekawych faktów, gdy akcja się rozwiązuje. Nie poleciłabym tej książki, ale jeśli mimo wszystko jesteście ciekawi, możecie spróbować.
Moja ocena: 4/10

Melanie Raabe, Pułapka
Ilość stron: 342
Wydawnictwo Czarna Owca
Rok wydania: 2016