niedziela, 3 stycznia 2021

Z cyklu - historie tak niewiarygodne, że słów brak

Mawiają, że jaki pierwszy dzień nowego roku taki i cały rok. Takiego początku roku jeszcze nie miałam. Gdy ogląda się wspomnienia z zeszłego roku to aż żal, że nie można było iść na żaden bal, koncert, cokolwiek. Rok temu <LINK> pisałam, że tego sylwestra nie zapomnę do końca swoich dni. Pod względem pechowości jednak tegoroczny bije go na głowę.

Mimo że podczas imprezy w domu nie doświadczy się tylu wrażeń, co na koncercie pod gołym niebem, to i tak był to miło spędzony czas. Gwoździem programu był... ser pleśniowy z górnej półki. My już nieco podpici stwierdziliśmy, że każdy spróbuje po kawałku, żeby było sprawiedliwie. Nie było to łatwe zadanie, gdyż ser choć drogi i miał być dobry, pachniał niesamowicie. A raczej cuchnął. Jako że jedynie mi jako tako smakował, kolega zaproponował, że odda mi go na wynos razem z talerzem. Miałabym zapas na długo 🤣

Powrót z tej imprezy zapamiętam do końca życia, jako że był to najdroższy spacer w moim życiu. Mój chłopak stwierdził, że to tylko pół godziny spacerkiem, więc się przejdziemy. Nie był to najgorszy pomysł, zwłaszcza, że tej nocy ze względu na zwiększone zapotrzebowanie na taksówki ceny były 1,8 raza wyższe. Idziemy, ulice puste, czerwone światła prawie każdym skrzyżowaniu. Żeby zaoszczędzić na czasie, nie czekaliśmy, aż się zapali zielone. Nie miałam z tym problemu, mając w pamięci słowa, jakie wypowiedział ojciec Szustak w jednym ze swoich vlogów. Parafrazując: był zdania, że jeśli nic nie jedzie, stanie na czerwonym świetle nie ma najmniejszego sensu. Skoro Szustak tak powiedział, to to musi być słuszne, dopóki… nie trafi się na patrol straży miejskiej. A znając moje szczęście to nie mogło się obyć bez takiej przygody. Biegniemy sobie za ręce truchcikiem przez pasy, a tu straż miejska na horyzoncie. Myślę – może przymkną oko, w końcu kto by zwracał uwagę na takie wykroczenia w taki wieczór. Nie doceniłam ich możliwości. Zatrzymują się, legitymują nas. Mój chłopak na domiar złego jeszcze maski nie miał, ja tylko szalik, ale to się liczyło. I oni stwierdzają, że stówka za nie zastosowanie się do czerwonego sygnalizatora, pięćdziesiąt złotych za przebieganie przez przejście dla pieszych i jeszcze dla chłopaka mandat za brak maski.

– Za maskę nie przyjmę – mówi.

– A mnie nie stać – mówię, bardziej do siebie niż do funkcjonariuszy, bo i tak zdążyłam w nich już zwątpić.

Jako że się nie stawiałam, tylko grzecznie przyjęłam mandat, odpuścili mi te pięć dyszek za przebieganie przez pasy. Ale serce i tak boli, kiedy idąc do pracy w nowy rok, ma się gdzieś z tyłu głowy, że trzeba najpierw na mandat zarobić.

Pierwszy mandat w życiu i to o 2.57 w nowy rok. Może to wydawać się smutne, ale do tej pory chce mi się śmiać z mojego „szczęścia”. Tylko z lekkim przerażeniem myślę, co może zwiastować tak niesamowity początek nowego roku. Bo jak mawiają – jaki pierwszy dzień, taki cały rok...

Żeby było śmieszniej, w pracy przyszedł do mnie pewien pan na hot doga. I na dzień dobry żali się, że kebab obok komendy zamknięty i nie ma co jeść, a dyżuruje dzisiaj od ósmej. Rozmawiamy, w końcu stwierdziłam, że wzbudza zaufanie i streściłam mu swoją sylwestrową przygodę. Okazało się, że to policjant. Tak, pochwaliłam się policjantowi, że przebiegam przez pasy na czerwonym – jestem geniuszem. O dziwo, nie zganił mnie, tylko wykazał się większą wyrozumiałością niż panowie ze straży miejskiej i stwierdził, że on by jedynie udzielił pouczenia. Może ci policjanci wcale nie są tacy źli, na jakich wyglądają?  

Wszystkiego dobrego w nowym roku, kochani 😘