poniedziałek, 21 stycznia 2019

Docenić piękno - opowiadanie z okazji Dnia Babci

Dzisiaj dzień babci, więc postanowiłam podzielić się  z Wami opowiadaniem, które napisałam dwa lata temu na konkurs. Jego tematem było opisanie osoby, która jest najważniejsza w naszym życiu, jest naszym autorytetem. Ja mogę tak właśnie powiedzieć o swojej babci.
________________________________________

        Gdy zastanawiam się, kto jest najważniejszą osobą w moim życiu, pierwsza przychodzi mi na myśl babcia. Oczywiście rodzice też są ważni, ale to ona była osobą, która miała dla mnie czas zawsze, gdy tego potrzebowałam. Cierpliwie wysłuchiwała i starała się coś poradzić.
—Babciu, zrobić ci herbatę? — zapytałam, wstawiając wodę i odwracając się plecami do okna.
Ciemne, kłębiaste chmury zasłoniły całe niebo. O szybę zaczęły tłuc coraz większe krople deszczu, a woda głośno bulgotała w czajniku.
Wskazówki okrągłego zielonego zegara na ścianie wskazywały już dwudziestą drugą, ale babcia jeszcze nie spała. Siedziała przy kominku i czytała miesięcznik katolicki. Zwykle wieczorem czytywała gazetę, a ja lubiłam o tej porze przyjść i z nią porozmawiać. Wtedy przerywała i dyskutowałyśmy na najróżniejsze tematy. Zawsze, gdy szukałam odpowiedzi na trudne pytania, albo zmagałam się z jakimś problemem, potrafiła mi pomóc. Babcia ze swoim siedemdziesięcioletnim doświadczeniem znała odpowiedź na każde z nich. I jak potem się okazywało z biegiem czasu — zawsze miała rację.
— Nie, dziękuję, Julcia, chodź, usiądź tu na fotelu i odpocznij — odparła, spoglądając na mnie zza okularów z dużymi kwadratowymi oprawkami.
Oczy są pierwszą rzeczą, którą powinno się dostrzegać u człowieka. z biegiem lat, gdy się starzejemy i nasz zewnętrzny urok przemija, to oczy zawsze pozostają te same. Babcia miała piękne zielone oczy, pełne ciepła i życzliwości.
Posłuchałam jej polecenia i usiadam na moim ulubionym fotelu bujanym. Spojrzałam na bukiet sztucznych słoneczników w wazonie na kominku — ulubione kwiaty babci. Były duże, każdy miał czarny, włochaty środek i matowe, pomarańczowo-żółte płatki. Stały tam, odkąd sięgam pamięcią.
Kiedy w wakacje przyjeżdżałam do dziadków na wieś, czułam się tam jak w innym świecie. Boruty zdawały się być miejscem, gdzie problemy nie istnieją lub przynajmniej nie mają znaczenia. Ludzie żyją spokojnie, są życzliwi dla siebie nawzajem, a babcia dawała mi poczucie bezpieczeństwa i nie pozwalała się martwić. Miała w sobie pozytywną energię, która wynikała z akceptacji życia takim, jakim jest i wyciągania wniosków z niepowodzeń. Pokładała ufność w Bogu — wierzyła, że nas kocha i nie pozwoli, by Jego dzieciom działa się krzywda. Nie tylko głęboko wierzyła, ale i swoim postępowaniem dawała tego świadectwo.
— Babciu, ja cały czas odpoczywam, a ty? – powiedziałam, kręcąc głową z dezaprobatą.
Za dużo pracowała. Myślała o wszystkim. Wstawała o siódmej rano, żeby nakarmić konie i króliki, a potem wydoić krowę. Po obrządku przynosiła świeże mleko ze śmietanką na śniadanie dla wszystkich domowników. Żadne prośby, żeby się położyła lub odpoczęła, nie skutkowały. Pomimo swojego wieku ciągle była pełna wigoru. Czasami pozwalała mi sobie pomóc, ale tylko w drobnych domowych obowiązkach jak gotowanie lub zmywanie naczyń. a gotowała wyśmienicie. Najlepiej pamiętam smak Jej placków ziemniaczanych. Były cieniutkie, chrupiące i aromatyczne — doskonałe. Mimo wielu prób, moje własne nigdy nie wychodziły takie dobre.
— O babcię się nie martw — powiedziała, głaszcząc mnie po głowie. —Ja nie nie jestem zmęczona. — Uśmiechnęła się, ale nie na tyle przekonująco, bym uwierzyła.
Zawsze tak mówiła. i mogłoby się wydawać, że to prawda. Ale przecież była tylko człowiekiem jak my wszyscy i musiała się kiedyś męczyć. Nawet jeśli tak było, nigdy nie dawała tego po sobie poznać.
— Babciu, dlaczego tak bardzo lubisz słoneczniki? — spytałam, wskazując wielki bukiet na kominku.
— Przyjrzyj się im kiedyś dokładnie. To mądre kwiaty — powiedziała po chwili namysłu. — Zawsze zwracają „głowy” w stronę słońca.
— Co mam przez to rozumieć? — Patrzyłam na nią z uwagą.
— Kiedy świeci słońce, świat wydaje się piękniejszy, prawda? — powiedziała, patrząc na bukiet.
Kiwnęłam głową, zastanawiając się nad tym, co chce mi przekazać.
— Właśnie. Musimy patrzeć na świat tak, jakby ono świeciło zawsze.
— Jak słoneczniki — podsumowałam.
— Tak, jak słoneczniki. — Pokiwała głową w zamyśleniu.
I jakby na przekór jej słowom, niebo za oknem rozjaśniła błyskawica, a potem piorun przeciął je na pół. Grzmiało z taką siłą, że dom wydawał się trząść w posadach. Gdyby babcia nie siedziała na fotelu obok, pomyślałabym, że to początkowa scena jakiegoś kiepskiego horroru, których tyle już obejrzałam, tylko tym razem na żywo. Babci nigdy o nich nie mówiłam. Nie pochwaliłaby tego.
— Trzeba iść już spać, późno się robi — powiedziała. — Jutro będziemy rozmawiać, ile będziesz chciała. Mamy cały dzień — dodała z uśmiechem, uprzedzając moje protesty.
Poszłyśmy do pokoju obok, gdzie zwykle nocowałam podczas pobytu u dziadków. Zapaliłam światło i położyłam się do łóżka, nakrywając się kołdrą. Babcia przykryła mnie jeszcze szczelniej, żebym nie zmarzła. Zapaliła małą lampkę, która roztaczała w pokoju zieloną poświatę.
— Nie będziesz się bała spać sama? — zapytała, nachylając się nad moim łóżkiem.
— Nie babciu, przecież nie boję się burzy — odparłam zdecydowanie.
Mówiłam prawdę, jednak tamtego wieczoru odczuwałam pewien nieuzasadniony niepokój.
— To dobrze, ja też już się położę. Dobranoc, kochanie.
— Dobranoc, babciu. Kolorowych snów. — Przytuliłam głowę do poduszki.
— Dziękuję, wnusiu. — Spojrzała na mnie ciepło.
Zgasiła światło i wyszła, zamykając cichutko drzwi.
Nic więcej nie powiedziała. i ja tyle jeszcze chciałam jej powiedzieć. Ale tydzień później już jej nie było. Miałam wtedy jedenaście lat. I to były moje ostatnie szczęśliwe wakacje.
Babcia trafiła od razu na ostry dyżur. Zanim odeszła było mi dane zobaczyć ją jeszcze raz, ostatni raz. Pojechałam do szpitala z ciocią i wujkiem. Była przypięta do aparatury medycznej, a na ekranie na ścianie sali, wyświetlała się akcja serca i inne parametry, o których nie miałam pojęcia. Do tej pory babcia leczyła się tylko na serce. Tylko czasami skarżyła się na dokuczliwe bóle głowy, ale kto by się tam przejmował bólem głowy. Niestety, jak się okazało, miała tętniaka mózgu. 
Lekarze nie chcieli mi powiedzieć, co dolega mojej Babci i czy dają Jej szanse na wyjście z tego. Może uważali, że nie powinni odbierać mi nadziei. A może byłyby szanse, gdyby tęgo paskudnego tętniaka wykryto wcześniej.
Podeszłam do łóżka babci. Miała zamknięte oczy, zupełnie jakby zasnęła. Na Jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech, taki jak zawsze. Wyglądała jakby miała się zaraz obudzić, roześmiać głośno i powiedzieć, że to wszystko to był tylko koszmarny sen. Wzięłam babcię za rękę. Nigdy nie miała tak zimnych dłoni. Przytuliłam twarz do jej pooranej zmarszczkami twarzy, zastanawiając się, czy to czuje. Potem raz jeszcze spojrzałam na nią, próbując zebrać myśli.
— Babciu, nie złożyłam ci życzeń na Dzień Babci — powiedziałam, drugą dłonią ocierając mokre od łez policzki. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. — Przepraszam, zapomniałam. Tyle rzeczy jeszcze zapomniałam ci powiedzieć. Zawsze pytałaś, kim będę, gdy dorosnę. Teraz już wiem. Zostanę lekarzem i nie pozwolę ludziom tak szybko odchodzić, słyszysz mnie? Obiecuję ci to, babciu.
       Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam się, jakby ktoś pozbawił mnie wszystkich powodów do radości. Byłam głęboko przekonana, że gdy babcia umrze, ten świat już nigdy nie będzie piękny. To ona umiała go takim czynić. Zamknęłam oczy i wspomnieniami wróciłam do zeszłorocznych wakacji, kiedy to wybrałam się z babcią na lody. Miała razem ze mną czternaścioro wnuczków i tego dnia w budce z lodami nad jeziorem byliśmy wszyscy. Kochała nas najbardziej na świecie, a my ją.
Już nie wybudziła się ze śpiączki. a do trumny włożyliśmy jej bukiet słoneczników z ogródka. By przypominały jej o tym, czego nas zawsze uczyła – życie jest piękne, trzeba tylko umieć na nie spojrzeć z właściwej perspektywy i nie wyolbrzymiać trudności, lecz próbować im zaradzić.
Dopiero wtedy, gdy odeszła, pozostawiając po sobie pustkę, której długo nie umiałam niczym wypełnić, zrozumiałam, jak wiele dla mnie znaczyła i jak ważną osobą była w moim życiu. Spieszmy się więc kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, jak to słusznie ujął ks. Jan Twardowski.
_________________________________
Opowiadanie jest oczywiście inspirowane moją babcią, ale poza tym w całości wymyślone na potrzeby konkursu, więc mogę Was uspokoić — moja babcia na szczęście żyje i ma się dobrze. Ale chciałam Wam uświadomić, że doceniamy osoby, które są w naszym życiu ważne dopiero wtedy, gdy ich zabraknie. A to jest niestety za późno. Kto jeszcze zapomniał złożyć życzeń swoim dziadkom, niech zrobi to teraz :)


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Niestety nie, bo zasięg był ogólnopolski, za duża konkurencja :)
      Dziękuję za opinię

      Usuń
  2. Piękne. Wzruszyłam się. Przypomniała mi się moja babcia, prawdziwy przyjaciel. Odeszła w 2007. Od tamtego czasu jest mi w życiu dużo gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja też jest dla mnie prawdziwym przyjacielem. Na szczęście jeszcze żyje, bo nie wyobrażam sobie życia bez niej.

      Usuń

Przeczytane? Skomentuj, jestem wdzięczna za każdą opinię 😊