Mam
za sobą ciężki dzień - dwa testy zaliczeniowe, do których uczyłam się cały weekend
a okazały się dość proste, i dwa wykłady, a po południu musiałam
pędzić na szkolenie z języka migowego. Szkolenie było organizowane przez
Uniwersytet Dzieci, na który uczęszczam, ale o tym więcej opowiem w innym
poście.
Było
to już drugie spotkanie. Na pierwszym nauczyłam się alfabetu palcowego, zwrotów
dotyczących relacji członków rodziny oraz jedzenia i picia. Dzisiaj
z kolei poznałam podstawowe czasowniki, liczebniki do stu, nazwy miesięcy
i dni tygodnia.
Co
się tyczy takich szkoleń, to zawsze jestem entuzjastycznie nastawiona, bo mogę
się nauczyć czegoś nowego, nic mnie to nie kosztuje, a kiedyś może mi się
przydać. Chociażby w pracy, gdy po angielsku i bengalsku nie będę
dała rady się z kolegami dogadać xd Przy okazji to dobre ćwiczenie dla
mózgu, jak zresztą każdy język.
Język
migowy to dla mnie zupełna nowość, ale od razu mi się spodobało. Ruchy dłoni
łatwo mi się zapamiętuje i całkiem dobrze wychodziło mi naśladowanie
prowadzącej. Najbardziej podobało mi się ćwiczenie z zabawą w głuchy
telefon. Różniła się od klasycznej wersji tym, że zamiast powiedzieć hasło
szeptem trzeba było je zamigać. Mimo że było nas tam tylko siedmioro, to hasło
nie zawsze dochodziło do końca w swojej pierwotnej wersji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytane? Skomentuj, jestem wdzięczna za każdą opinię 😊